Hej!
Wiem, znów Was zaniedbałam… Niestety, moje problemy w dalszym ciągu są.
Teraz rozdział
nie ukaże się jeszcze dłużej, bo chcę napisać dłuuuugi. A co, ostatni niech będzie
najlepszy. Tak, kochani, odcinek 50 będzie ostatni. No jeszcze krótki epilog.
Dobra,
nie przedłużam. Zapraszam do czytania :)
Bill
Ten cały Ralph był dziwny. Najpierw załączył mu się agresor, przez
który ucierpiał mój biedny tyłeczek, a potem się zawiesił. Bo inaczej nie można
było tego nazwać. Wyszedł bez słowa, nawet nie zamykając drzwi na klucz.
Podzieliłem się z Tomem moimi przemyśleniami oraz
genialnym pomysłem, a potem wylądowaliśmy na materacu. Wystarczyła chwila
całowania się, bym znów miał na niego potworną ochotę. Czułem, że on na mnie
też ma, a jednak mi odmówił. Ale ja nie dawałem za wygraną i nawet gdy wstał,
nie odkleiłem się od jego słodkich ust. Oderwałem się dopiero wtedy, kiedy
usłyszeliśmy grupy głos za drzwi.
- Ralph, kretynie,
nie zamknąłeś gówniarzy! - Po tych słowach do pokoju wszedł olbrzymi łysol,
jeszcze brzydszy od tego całego Ralpha, choć nie sądziłem, że jest to możliwe. - No i co, papużki? Nie nudzicie się? -
Podszedł do materaca, kucnął przed nami i bezczelnie przejechał palcem po moim
udzie, mówiąc: - Bo możemy wam znaleźć zajęcia. Przyjemne dla obu stron.
-
O czym ty mówisz? - warknął Tom, zasłaniając mnie. Zdzielił go też w łapę. Mój
kochany obrońca!
-
Och, no wiesz. Nas jest czterech, was dwóch. Zbiorowa orgia to coś bardzo w
moim guście.
Co?
Jaka zbiorowa orgia? Pojebało go? Ja nie chcę!
Ten
ohydny typek znów dotknął mojego uda i znów Tommy zareagował. Tyle że tym razem
nie uszło mu to na sucho, bo łysol wykręcił mu mocno rękę. Tom syknął, a ja
miałem ochotę rzucić się na tego gnoja.
-
Nie podskakuj mi, bo możesz mieć twarde lądowanie - warknął tamten. - Lepiej
się nas słuchaj, bo inaczej z twoim braciszkiem nie będę postępował tak
delikatnie. A chyba nie chcesz patrzeć na jego cierpienie, prawda?
Przełknąłem
ciężko ślinę. Tom po chwili pokiwał gorliwie głową. Chyba go bardzo bolało…
-
Wiesz co? Zainwestuj w tic-tac'i, bo ci
jedzie.
Dobra,
teraz byłem tak samo przerażony, jak i dumny z mojego Tommy’ego. Brawo, misiu!
Paskudę chyba tak samo zaskoczył, bo puścił rękę Toma, wstał i wyszedł,
trzaskając drzwiami, ale nie zamykając ich na klucz. Haba! A tak się darł na
Ralpha!
- Nic
ci nie jest? - spytałem od razu, przysuwając się do Toma.
-
Nie. - Potrząsnął łapką kilka razy. Bolała go, ale zgrywał twardziela. Pewnie
dlatego, żebym się nie bał… Mój kochany.
Chwyciłem
rękę Toma w swoje dłonie i delikatnie ją obejrzałem, głaszcząc i nawet całując.
Zastosowałem metodę „pocałuj, gdzie boli”. W dzieciństwie zawsze tak robiliśmy,
choć raczej na odwrót - to ja byłem ofiarą losu, a Tom ratował mnie z opresji.
Czas mu się za to odwdzięczyć.
Po
chwili poczułem jak brat mnie przytula. Od razu się mocno w niego wtuliłem.
-
Wszystko jest dobrze, kochanie - zapewnił czule i słodko. - Nie przejmuj się.
Westchnąłem
bardzo cicho, bezgłośnie, by tego nie słyszał. Psychicznie to on był
silniejszy. Fizycznie zresztą też.
-
Kocham cię, Tommy - wyszeptałem cichutko, tuląc się do niego.
- A ja ciebie, Billy. - Przytulił mnie drugą ręką, a
ja uśmiechnąłem się pod nosem. W jego ramionach czułem się bezpiecznie.
Zapomniałem, że w tym domu są nasi oprawcy. Pocałowałem go czule i delikatnie.
Nie chciałem, żeby mi się znowu podniecił.
Nagle usłyszeliśmy hałas za drzwiami. Popatrzeliśmy
po sobie zdziwieni. Co tam się dzieje? Jak na komendę wstaliśmy i korzystając z
tego, że łysol nie zamknął drzwi, wyjrzeliśmy na korytarz. To, co tam
zobaczyliśmy, kompletnie nas zatkało. Antyterroryści trzymali naszych oprawców,
a G&G oraz David biegali po całym domu, krzycząc nasze imiona.
-
Tutaj... - odezwałem się nieśmiało.
Chłopaki spojrzeli na nas, podbiegli i mocno
przytulili. Nawet nie przypuszczałem, że te chucherka mają tyle siły. David,
patrząc na nas, odetchnął z ulgą. Nie zbliżał się, jakby nie chciał nam
przeszkadzać. Posłałem mu delikatny, ale szczery uśmiech.
Byliśmy
wolni. Tylko gdzie Andreas…