UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 49.


                Hej! Wiem, znów Was zaniedbałam… Niestety, moje problemy w dalszym ciągu są.
                Teraz rozdział nie ukaże się jeszcze dłużej, bo chcę napisać dłuuuugi. A co, ostatni niech będzie najlepszy. Tak, kochani, odcinek 50 będzie ostatni. No jeszcze krótki epilog.
                Dobra, nie przedłużam. Zapraszam do czytania :)

Bill

                Ten cały Ralph był dziwny. Najpierw załączył mu się agresor, przez który ucierpiał mój biedny tyłeczek, a potem się zawiesił. Bo inaczej nie można było tego nazwać. Wyszedł bez słowa, nawet nie zamykając drzwi na klucz.
                Podzieliłem się z Tomem moimi przemyśleniami oraz genialnym pomysłem, a potem wylądowaliśmy na materacu. Wystarczyła chwila całowania się, bym znów miał na niego potworną ochotę. Czułem, że on na mnie też ma, a jednak mi odmówił. Ale ja nie dawałem za wygraną i nawet gdy wstał, nie odkleiłem się od jego słodkich ust. Oderwałem się dopiero wtedy, kiedy usłyszeliśmy grupy głos za drzwi.
                - Ralph, kretynie, nie zamknąłeś gówniarzy! - Po tych słowach do pokoju wszedł olbrzymi łysol, jeszcze brzydszy od tego całego Ralpha, choć nie sądziłem, że jest to możliwe. - No i co, papużki? Nie nudzicie się? - Podszedł do materaca, kucnął przed nami i bezczelnie przejechał palcem po moim udzie, mówiąc: - Bo możemy wam znaleźć zajęcia. Przyjemne dla obu stron.
                - O czym ty mówisz? - warknął Tom, zasłaniając mnie. Zdzielił go też w łapę. Mój kochany obrońca!
                - Och, no wiesz. Nas jest czterech, was dwóch. Zbiorowa orgia to coś bardzo w moim guście.
                Co? Jaka zbiorowa orgia? Pojebało go? Ja nie chcę!
                Ten ohydny typek znów dotknął mojego uda i znów Tommy zareagował. Tyle że tym razem nie uszło mu to na sucho, bo łysol wykręcił mu mocno rękę. Tom syknął, a ja miałem ochotę rzucić się na tego gnoja.
                - Nie podskakuj mi, bo możesz mieć twarde lądowanie - warknął tamten. - Lepiej się nas słuchaj, bo inaczej z twoim braciszkiem nie będę postępował tak delikatnie. A chyba nie chcesz patrzeć na jego cierpienie, prawda?
                Przełknąłem ciężko ślinę. Tom po chwili pokiwał gorliwie głową. Chyba go bardzo bolało…
                - Wiesz co? Zainwestuj w tic-tac'i, bo ci jedzie.
                Dobra, teraz byłem tak samo przerażony, jak i dumny z mojego Tommy’ego. Brawo, misiu! Paskudę chyba tak samo zaskoczył, bo puścił rękę Toma, wstał i wyszedł, trzaskając drzwiami, ale nie zamykając ich na klucz. Haba! A tak się darł na Ralpha!
                - Nic ci nie jest? - spytałem od razu, przysuwając się do Toma.
                - Nie. - Potrząsnął łapką kilka razy. Bolała go, ale zgrywał twardziela. Pewnie dlatego, żebym się nie bał… Mój kochany.
                Chwyciłem rękę Toma w swoje dłonie i delikatnie ją obejrzałem, głaszcząc i nawet całując. Zastosowałem metodę „pocałuj, gdzie boli”. W dzieciństwie zawsze tak robiliśmy, choć raczej na odwrót - to ja byłem ofiarą losu, a Tom ratował mnie z opresji. Czas mu się za to odwdzięczyć.
                Po chwili poczułem jak brat mnie przytula. Od razu się mocno w niego wtuliłem.
                - Wszystko jest dobrze, kochanie - zapewnił czule i słodko. - Nie przejmuj się.
                Westchnąłem bardzo cicho, bezgłośnie, by tego nie słyszał. Psychicznie to on był silniejszy. Fizycznie zresztą też.
                - Kocham cię, Tommy - wyszeptałem cichutko, tuląc się do niego.
                - A ja ciebie, Billy. - Przytulił mnie drugą ręką, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. W jego ramionach czułem się bezpiecznie. Zapomniałem, że w tym domu są nasi oprawcy. Pocałowałem go czule i delikatnie. Nie chciałem, żeby mi się znowu podniecił.
                Nagle usłyszeliśmy hałas za drzwiami. Popatrzeliśmy po sobie zdziwieni. Co tam się dzieje? Jak na komendę wstaliśmy i korzystając z tego, że łysol nie zamknął drzwi, wyjrzeliśmy na korytarz. To, co tam zobaczyliśmy, kompletnie nas zatkało. Antyterroryści trzymali naszych oprawców, a G&G oraz David biegali po całym domu, krzycząc nasze imiona.
                - Tutaj... - odezwałem się nieśmiało.                                                                          
                Chłopaki spojrzeli na nas, podbiegli i mocno przytulili. Nawet nie przypuszczałem, że te chucherka mają tyle siły. David, patrząc na nas, odetchnął z ulgą. Nie zbliżał się, jakby nie chciał nam przeszkadzać. Posłałem mu delikatny, ale szczery uśmiech.
                Byliśmy wolni. Tylko gdzie Andreas…