No i dodaję go wcześniej, ponieważ Alex bał się, że nie zdąży go przeczytać przed końcem świata, hehe :D
______________________________________
Tom
Bawiłem się świetnie! To była
pierwsza impreza, na której byłem i pewnie w szkole uważali mnie za
aspołecznego, ale ja po prostu zajmowałem się Billem. No właśnie, Bill…
Na początku, kiedy go szukałem, myślałem, że nie mogę znaleźć, bo się bawi i po
prostu się mijamy, więc sam imprezowałem dalej. Ale gdy zapytałem kogoś o brata
i powiedzieli, że wyszedł jakiś czas temu, przeraziłem się. Zgarnąłem swoją
bluzę i szybko stamtąd wyszedłem, olewając Emilie, która pytała, czemu już
wychodzę, skoro jest tak fajnie. Miałem to gdzieś. Nie wiem, co mi
strzeliło do łba, że się z nią całowałem. Chyba alkohol mnie zamroczył. A może
potrzebowałem bliskości? Trzeba przyznać, że laska całkiem nieźle całuje.
Szedłem szybkim krokiem do Domu Dziecka. Niemal biegłem. Oby Czarnemu nic się
nie stało…
Kiedy zobaczyłem, że pod ścianą budynku ktoś leży, zamarłem. Jeszcze bardziej
przyspieszyłem kroku i po chwili byłem już przy półprzytomnym bracie.
- Boże… Bill? Billy, słyszysz mnie?
Był pobity, zakrwawiony i miał
poszarpane ubrania. Sam go nie wciągnę do pokoju. Poza tym powinien go zbadać
lekarz. Na pewno nie zostawię go tu, żeby iść po pomoc. Już wystarczająco
nawaliłem. Zacząłem się drzeć, cały czas próbując go cucić. Miałem w dupie to,
że na pewno dostaniemy porządny opieprz za potajemne wyjście, a ja dodatkowo za
niepilnowanie brata. To nie było teraz ważne. Najważniejszy był Bill.
Po chwili, w szlafroku, wyszła do nas nasza opiekunka.
- Tom, co się stało?! – wręcz krzyknęła, sprawdzając puls Czarnego.
- Nie wiem, znalazłem go w takim stanie – mówiłem drżącym głosem.
Pani Isabel, bo tak miała na imię,
wyjęła komórkę i zadzwoniła na pogotowie, a potem poszła się ubrać. Karetka
przyjechała po 10 minutach. W tym czasie Bill stracił przytomność, a ja jak
głupi mówiłem do niego, żeby się trzymał, żeby mnie nie zostawiał. W końcu nie
wiedziałem, jak silne ma obrażenia. Gołym okiem było widać, że nie jest dobrze…
Ja pojechałem z Billem karetką, a pani Isabel jechała swoim autem za nami. W
drodze do szpitala, Bill się ocknął i zaczął majaczyć.
- Mama… Przyszłaś po mnie? Wiedziałem, że przyjdziesz. – Uśmiechnął się. – A
Tom? Zostawimy go? Jakie piękne to światło… - Znów stracił przytomność.
Zaraz. Światło…? Nie idź w stronę
światła! Zacząłem go szarpać, żeby się ocknął, ale lekarze mnie odciągnęli i
sami coś przy nim robili. Ja mogłem tylko na to patrzeć.
W szpitalu oczywiście musiałem go
zostawić, bo zabrali go na badania. Dwie minuty po tym przyszła nasza
opiekunka.
- Co z nim?
- Jest nieprzytomny, nic więcej nie wiem. – Krążyłem po szpitalnym korytarzu.
To wszystko moja wina. Nie powinienem go zostawiać na tej imprezie. W ogóle
ciągnąć na nią. Przecież od początku nie był zadowolony. Ale ja oczywiście jak
zwykle musiałem postawić na swoim! Jeżeli on… NIE! Nie wolno mi nawet tak
myśleć. Mam tylko jego. Nie zostawi mnie samego na tym pojebanym świecie.
W końcu wyszedł lekarz, który zabrał Billa. O stan zdrowia mojego brata
dowiadywała się nasza opiekunka. Ja stałem z boku i słuchałem.
- Cóż, chłopak stracił sporo krwi, ma wstrząs mózgu i liczne obrażenia.
Najwyraźniej go nie oszczędzali. Nadal jest nieprzytomny.
- Mogę do niego wejść? – spytałem.
- Tak.
Wystrzeliłem jak z procy do sali, w
której leżał mój nieprzytomny brat.
- Tom! – usłyszałem, zanim do niej wszedłem. Odwróciłem się. – Tylko nie długo.
Musimy zaraz wracać.
Skinąłem głową i wszedłem do
pomieszczenia. Pielęgniarka coś grzebała przy jego kroplówce, a on, nieświadomy
tego, co się wokół niego dzieje, spał spokojnie. Pielęgniarka uśmiechnęła się
do mnie serdecznie, po czym wyszła, a ja zająłem miejsce na krześle koło jego
łóżka. Mimowolnie złapałem go za rękę i westchnąłem.
- Przepraszam, Billy… - wyszeptałem. – Pewnie mnie zdrowo opierdolisz, kiedy
tylko się obudzisz – zaśmiałem się cicho. – I będziesz miał rację. Jakoś ci to
wynagrodzę.
- Tom - usłyszałem za plecami. – Musimy już jechać.
- Okej – powiedziałem cicho i wstałem – Przywieziesz mnie tu jutro?
- Przywiozę.
- Do jutra, braciszku. Trzymaj się. – Pocałowałem go w czoło i wyszliśmy.
W Domu Dziecka byliśmy po kilkunastu minutach.
- Idź spać. Jutro będziemy musieli porozmawiać. Chyba wiesz o czym, prawda?
Spuściłem głowę.
- Tak – powiedziałem cicho.
- Dobrze. Dobranoc, Tom.
- Dobranoc. – Poszedłem do pokoju. Szybko się przebrałem i położyłem się, ale
zasnąłem dopiero po godzinie.
Następnego dnia…
Rano, kiedy chciałem już jechać do szpitala, przyszła pani Isabel i
zaprowadziła mnie do gabinetu dyrektora, który zapewne dowiedział się o naszym
wymknięciu i pobiciu Billa. Westchnąłem. Miałem nadzieję, że opiekunka sama ze
mną pogada.
- No, słucham, Tom. Masz mi coś do powiedzenia? – usłyszałem surowy ton
dyrektora, kiedy stałem naprzeciwko niego ze spuszczoną głową. No i co mam mu
powiedzieć? Stałem tam jak kołek i gapiłem się w swoje buty. – Dobrze. Wiem, że
Twój brat jest w szpitalu, więc pewnie chcesz go odwiedzać, ale kiedy tylko
Bill wróci, zacznie się twoja kara. A będzie nią sprzątanie korytarzy. Przez
dwa tygodnie. Czy to jest jasne?
- Tak – powiedziałem spokojnie, chociaż zagotowało się we mnie.
- Wspaniale. Wracaj do pokoju.
Razem z panią Isabel, która nijak
się za mną nie wstawiła, mimo, że wiedziała jak cholernie martwię się o Billa,
wróciłem do pokoju. Dopiero tam wyładowałem swoją złość, przewracając z hukiem
krzesło, a potem osuwając się na podłogę i płacząc jak małe dziecko, z
podkulonymi kolanami pod brodę. Opiekunka poszła po kluczyki do auta, więc o
niczym nie wiedziała. A ja płakałem…
Kilka dni później…
W szpitalu siedziałem codziennie, a stan Billa się nie poprawiał. Co najwyżej
jego sińce zmieniły kolor. Tego dnia też do niego szedłem, zamiast i pisać
sprawdzian z matmy.
Już w korytarzu słyszałem krzyki brata i lekarzy, dlatego wbiegłem do jego
sali. Trzech facetów trzymało Billa, a pielęgniarka próbowała mu zrobić
zastrzyk.
- Zostawcie go! – ryknąłem i jakimś cudem przedarłem się do czarnowłosego i go
przytuliłem. Dopiero w moich ramionach się uspokoił, a tamci odpuścili, widząc,
że brat ufa tylko mi. Bill po prostu zawsze tak reaguje na widok lekarzy.
- Zostawiam strzykawkę. Jakby co, zrobisz mu zastrzyk – powiedziała, a raczej
wysyczała pielęgniarka, na co Bill bardziej się we mnie wtulił.
- Nie będę go niczym faszerował – warknąłem.
- Jak chcesz. – Wyszła, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Poczekaj chwilę – zwróciłem się do brata. Wstałem z jego łóżka, zamknąłem
drzwi, a potem wziąłem strzykawkę i z impetem wyrzuciłem ją do kosza. Wróciłem
do Czarnego, ale nie kładłem się, tylko usiadłem na krawędzi łóżka. – Jak się
czujesz? – spytałem.
- W porządku – uśmiechnął się blado.
- Jak można tak długo spać, co?
- Długo? To znaczy ile?
- Trzy dni! – Bill się skrzywił. – No chłopie! Ja tu od zmysłów odchodziłem.
- Przepraszam - wyszeptał. I wtedy coś we mnie strzeliło.
- Nie, Bill. To ja przepraszam. Gdybym cię nie zostawił wtedy, nic by się nie
stało.
- Gdybym ja sam nie wychodził, też by się nic nie stało. Powinienem wiedzieć,
że będą się na mnie czaić…
Uniosłem jedną brew, a on zamilkł,
jakby zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo i odwrócił głowę.
- Bill? Ty wiesz, kto ci to zrobił, prawda? – Milczał, ale dla mnie ta cisza
była wymowna. – Wiesz. Musisz złożyć zeznania na…
- Nie! – Spojrzał na mnie ze łzami i przerażeniem w oczach.
- Bill! Oni cię prawie zabili! Chcesz, żeby uszło im to na sucho?
- Chcę mieć wreszcie spokój - szepnął, a z jego oczu poleciały przezroczyste,
słone krople. Przytuliłem go. Wtedy zaczął cichutko chlipać.
- Nie płacz. Jestem przy tobie…
Dobrze, że przerabialiśmy ten sam materiał, bo Bill się uparł, żebym mu
pokazał, co teraz przerabiamy. Nawet zaczął się uczyć z moich książek,
tłumacząc, że pewnie jeszcze jakiś czas go tu potrzymają i będzie miał duże
zaległości. Ech, mam brata kujona…
U Billa siedziałem do samego wieczora. Właściwie, to dopóki nie zasnął. Nie
chciałem, żeby, czegoś potrzebując, musiał wołać te zołzy. Zresztą i tak pewnie
wolałby zdechnąć na przykład z pragnienia, niż się ich prosić.
Następnego dnia…
Postanowiłem, że zanim pójdę do Billa, coś jeszcze załatwię. W tym celu
musiałem iść do szkoły, z której, zaraz po „załatwieniu sprawy”, zamierzałem
wyjść.
Byłem pewny, że mojego brata pobiła szkolna banda, więc postanowiłem sobie z
nimi „porozmawiać”. Spokojnie, nie dojdzie do rękoczynów. Po prostu dam im
żółtą kartkę.
Nie musiałem nawet włazić do budy. Stali pod nią i palili fajki. Tym lepiej.
Podszedłem do nich powoli, a jeden z nich skinął na mnie głową. Wtedy ich
„szef” na mnie spojrzał.
- Czego? – warknął. Milszego przywitania się nie spodziewałem.
- Powiem to tylko raz. Następnym razem zawita do ciebie policja. – Patrzył na
mnie z politowaniem. – Zostaw Billa w spokoju – wysyczałem przez zęby, robiąc
przerwy, a on roześmiał mi się w twarz.
- Sam się prosi o moją uwagę. Nienawidzę pedałów. Takich jak on trzeba tępić.
- Mój brat nie jest pedałem! – Złapałem go za gardło, ale jego „świta” mnie odciągnęła.
Wyrwałem się im. – Trzymaj się od niego z daleka, bo następnym razem nie będę
taki miły.
- To w końcu ty czy policja? – zadrwił. Ja zakląłem pod nosem, podniosłem swój
plecak i udałem się do szpitala. Byłem wściekły, co Bill oczywiście zauważył.
Powiedziałem mu, że wezwali mnie do dyrektora za wagary, ale i tak uciekłem.
Nienawidzę go okłamywać…
- Tom! Będziesz kiblował rok, zobaczysz.
Czy on zawsze musi być tym lepszym bliźniakiem?
- Trudno – powiedziałem beznamiętnie, na co on tylko westchnął, a ja się do
niego uśmiechnąłem.
Dwa tygodnie później…
Tak, dokładnie tyle trzymali jeszcze Billa w szpitalu. Tego dnia przyjechałem
po niego razem z naszą opiekunką. Cieszył się jak dziecko. Z dwojga złego wolał
Dom Dziecka niż szpital.
Przed wyjściem musiał obiecać, że jeszcze przez kilka dni będzie odpoczywać, a
ja obiecałem, że tego dopilnuję. Jeśli będzie trzeba, przywiążę go do łóżka.
W bidulu byliśmy po 20 minutach. Akurat trafiliśmy na obiad, więc oddelegowałem
Czarnego do pokoju, a sam poszedłem do stołówki po swoją i jego porcję obiadu.
Kiedy wróciłem, zobaczyłem Billa przy biurku. Odchrząknąłem głośno, na co on
natychmiast się odwrócił i wyszczerzył niewinnie. Pokręciłem głową.
- Do łóżka! – Nie, nie krzyczałem. Po prostu mój ton był bardzo stanowczy.
- Tom, wyleżałem przez ponad dwa tygodnie! Mam dość.
- Masz odpoczywać. A na początek zjesz obiad. – Popatrzył na mnie nienawistnie.
– I nie dyskutuj.
Westchnął. Wiedział, że ze mną nie
wygra. Jadł, a ja go obserwowałem, jedząc swoją porcję.
- Zadowolony? – spytał, kiedy skończył.
- Połóż się, a ja odniosę talerze. – Znów westchnął niezadowolony, ale wykonał
moje polecenie. – Nie patrz tak na mnie. Może jestem upierdliwy, ale taka rola
starszego brata. – Puściłem mu oczko, a on się zaśmiał. Wyszedłem.
Widok, który zastałem po powrocie
mnie rozczulił. Bill leżał spokojnie na boku, z rękami złożonymi pod głową. Ba!
Nawet spał. Albo właśnie zasypiał. Jednak kiedy zamykałem drzwi, obudził się.
- Tom?
- Tak, śpij.
- Połóż się ze mną – poprosił. Rzadko mu się zdarzało, że prosił mnie o coś
takiego, bo w ten sposób okazywał swoją słabość, a bardzo chciał mi udowadniać,
że jest silny, więc trochę się zdziwiłem, ale nie zamierzałem mu odmawiać.
Położyłem się koło niego, a on się we mnie wtulił. Nie wiem kiedy, ale sam
zasnąłem.
P.S. Nie chcę słyszeć, że za krótki! xD Zajął mi trzy strony w Wordzie :D
No nareszcie wstawiłaś coś dłuższego. (Wiem, nie powinnam się Ciebie czepiać, bo sama dłuższych nie wstawiam, ale cicho!)
OdpowiedzUsuńA co do notki, to wyszła bombowo. Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. Oby tak dalej xD
Pozdrowienia.
PS. Zapraszam do mnie na es-ist-gegen-meinen-willen.blogspot.com
Jest kolejny rozdział głównego opowiadania ;3
I zrobił się na koniec słodko ;-) Rozdział akurat. Fajnie się go czytało. Tom okazuje się naprawdę czułym,kochanym bratem. Lubię czytać kiedy między nimi jest dobrze. Szkoda tylko,że Bill cierpi przez to pobicie. Zawsze ktoś musi mu zrobić krzywdę.No końcówka fajna. Ciekawe czy coś z tego wspólnego leżenia wynikanie ;-) Czekam na kolejną notkę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOdcinek dłuższy. Cieszę się. :D
OdpowiedzUsuńWidać, jak Tom bardzo martwi się o Czarnego. W sumie, to dobrze, bo Bill może w końcu zrozumie i to u niego zawsze będzie szukał wsparcia. Ukrywanie się ze swoimi uczuciami i słabościami, na dłuższą metę nie ma sensu. I właśnie.. Ciekawe co wyniknie z tego ich wspólnego leżenia.. Już nie mogę się doczekać, kiedy w końcu się do siebie zliżą. :)
Pozdrawiam!
Kasiu, zmartwiłam się stanem Billa i martwię się dalej.
OdpowiedzUsuńczy to pobicie nie wpłynie bardziej na jego zdrowie psychiczne?
a co do Toma, to cieszę się, że się opamiętał chłopaczyna, bo przecież to on jest tu tym starszym bratem i nie wolno mu na sekundę spuszczać Billa z oczu, bo proszę... o! tak to się właśnie kończy.
końcówka odcinka idealnie pokazuje jak bardzo chłopcy się kochają.
dziękuję za odcinek i czekam na daklszy rozwój wypadków.
pozdrawiam serdecznie, Kasiu!
Droga Kasiu,
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo mi to zajęło, ale w końcu przeczytałam ^^ Jesteś niesamowita i to opowiadanie też, czekam na więcej ^^ I wesołych świąt, oraz szczęśliwego nowego roku <3 :*