UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 26.

               Jest nowy emage – jest i nowa notka :D
               Za nami już połowa opowiadania, a szablon ten powinien Wam trochę powiedzieć o najbliższych losach bliźniaków… albo i nie xD
               Niemniej jednak… Zapraszam :)
               P.S. Nagłówek robiłam sama, więc nie jest idealny, ale chyba też nie wyszedł najgorzej :D
               Sinnlos, powiększyłam nieco czcionkę. Lepiej? Bo jeśli nie, to zawsze jest opcja powiększenia strony :) Dziękuję, że dałaś o sobie znać :)
               Nikola, matko, jak ja kocham Twoje komentarze! Chociaż muszę przyznać, że ostatni mnie troszkę zaniepokoił… Bo jakby nie było to jest twincest i coś między bliźniakami musi się zmienić. Ale spokojnie. Obiecuję Ci, że te braterskie uczucia nadal w nich będą :) Od początku taki był mój zamiar: połączyć ich, ale nie zmieniać ich braterstwa. Bo przecież braćmi będą zawsze, prawda? Teraz po prostu „wskakują” w nowy etap, ale to nie znaczy, że tamten pozostawiają za sobą :)

               Odcinek ten dedykuję wszystkim czytającym. Nawet tym „cichym” ;)


Tom


             

                  Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby odwzajemniać ten pocałunek, ale… Boże, tak długo tego pragnąłem! A Bill… Nie wyglądał, jakby żałował. Ba! On się cały czas uśmiechał! Ja mimo to wolałem nie poruszać tego tematu. Przynajmniej na razie…
               Wróciliśmy do Domu Dziecka i… się nudziliśmy.
               - Może w coś zagramy? – zaproponowałem.
               Bill skinął głową, z delikatnym uśmiechem.
               Poszliśmy do czegoś na wzór świetlicy, ale gry tam szybko nam się znudziły. Opuściliśmy Dom Dziecka i szwendaliśmy się po mieście, aż  nie trafiliśmy na bilardownię.
               - To co, wchodzimy? - spytałem.
               - A umiesz grać? - Bill uniósł lewą brew.
               No tak, tu zaczynały się schody. Ale... Co może być trudnego we wbiciu piłeczki w dziurkę, nie? Znaczy... Dobra, nieważne!
               - Chodź.
               Weszliśmy do budynku i znaleźliśmy wolny stół bilardowy. Mimo, że  było dopiero popołudnie, ludzi było całkiem sporo. Nie wiedziałem nawet, czy bilard jest grą dwuosobową, ale co tam. Zasady są po to, żeby je łamać, prawda?
               - Przygotuj się na porażkę - powiedział Bill, pocierając gumką swój kij.
               Zaśmiałem się, odchylając głowę do tyłu.
               - Taki pewny jesteś swojej wygranej? - Na moje słowa Bill pokiwał pewnie głową. - A chcesz się założyć?
               Przez moment mój brat milczał, przyglądając mi się uważnie, a potem wyciągnął do mnie  rękę.
               - Ok - powiedział. - Jeśli wygram... - znów zamilkł. - Jeśli wygram, będziesz mi przez tydzień... Nie. Przez dwa tygodnie przynosił śniadania do łóżka. Tutaj nie ma zbytnio ku temu warunków, ale u Andreasa...
               - Co?!
               Nie poznawałem własnego brata. Co mu się stało?! Ja chcę mojego Billa!
               - Co, pękasz?
               Nie no, ja śnię. Albo kosmici porwali mojego braciszka, a podrzucili tego cwaniaczka.
               Cwaniaczek czy nie, nie będzie robił ze mnie mięczaka.
               Uścisnąłem jego dłoń.
               - Jeśli ja wygram... - No właśnie, co? - Jeśli wygram, wróci mój Bill. - Jego brew znów powędrowała ku górze. - No bo teraz zachowujesz się dziwnie... - wydukałem.
               - Dziwnie? Tom, ja jestem po prostu szczęśliwy.
               I nie wyjaśniając już ani słowa, zabrał rękę i po prostu zaczął grać. Zwariuję z nim kiedyś...
               Gra szła dla nas równocześnie dobrze. Przynajmniej do czasu, bo w końcu Bill popędził do przodu z ilością zdobytych punktów.
               - Mogą być kanapki - rzucił cicho, przechodząc obok mnie.
               - Zapomnij.
               Spiąłem się i dogoniłem Billa z punktami, ale nie na długo. Gadzina był w tym dobry, a przecież też nie mógł wcześniej ćwiczyć czy coś. Bo gdzie? Z kim?
               Musiałem się ogarnąć. Próbowałem wszystkiego, byle tylko nie przegrać, ale nie udawało mi się. I tu nie chodziło o te głupie kanapki! Tu chodziło o moją dumę.
               - Ej! To nie fair! Domagam się dogrywki! - oznajmiłem, gdy Bill zdobył ostatni punkt.
               Tyle że on chyba ani myślał o jakimkolwiek rewanżu czy dogrywkach, bo po prostu odłożył swój kij. Przechodząc koło mnie, poklepał mnie po ramieniu i rzucił:
               - Domagać czegoś będziesz się mógł jak kiedyś wygrasz. Czyli nieprędko. - Zachichotał i wyszedł, zostawiając mnie w osłupieniu.
               Dogoniłem go, kiedy szedł już chodnikiem, z rękami w kieszeniach. Na ustach cały czas błąkał mu się uśmiech.
               - Bill?
               - No? - Spojrzał na mnie i się wyszczerzył.
               No przecież ja tu na zawał padnę...
               - Nic. Po prostu dawno nie widziałem cię takiego uśmiechniętego. - Sam się do niego uśmiechnąłem. - Ślicznie wyglądasz z uśmiechem na ustach.
               - A bez niego nie?
               Skubany...
               - Też - powiedziałem po chwili.
               Billy tylko zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.
               Boże, jak ja go kocham!
               Do Domu Dziecka doszliśmy po kilkunastu minutach, akurat na obiad. Zjedliśmy, a gdy weszliśmy do pokoju, zadzwonił mój telefon.
               - Siema, Georg! - przywitałem się. - Już się za nami stęskniłeś? - Zaśmiałem się.
               - No można tak powiedzieć. - Chłopak też się zaśmiał. - Co tam u was? Bo Gus mi cały czas jęczy, że powinniście tu już być.
               Oczami wyobraźni widziałem, jak nastolatek wywraca oczami. Zaśmiałem się cicho.
               - Czemu?
               - Chce z wami o czymś pogadać.
               - A ty nie wiesz o czym?
               - Nie. A przez telefon też nie chce tego załatwiać. Co za człowiek…
               Znów się zaśmiałem na jego mruczenie.
               - Zaczynam się bać, co to może być – powiedziałem.
               - Szczerze? Ja też.
               Znów głośny śmiech.
               Pogadaliśmy jeszcze trochę, a potem się pożegnaliśmy.
               - Geo? – spytał Bill.
               - Tak.
               - Czego chciał?
               - Żalił się na Gustava.
               - Czemu?
               Powiedziałem mu wszystko, co mówił Georg.
               - Chyba wiem, o co może mu chodzić – rzekł.
               - Tak? O co?
               Bill przypomniał mi coś, co miało miejsce, kiedy byliśmy u Andreasa na święta. To miało sens…
               Wieczorem, przy kolacji chciałem poruszyć temat pocałunku, ale nie mogłem. Bałem się tego, co usłyszę. Więc milczałem, co niestety nie uszło uwadze mojego brata.
               - Przy kolacji byłeś strasznie milczący. Coś się stało? – spytał, gdy weszliśmy do pokoju.
               - Nie. – Uśmiechnąłem się. – Idę do łazienki. Czy ty chcesz pierwszy?
               - Nie, idź.
               Poszedłem. Tym razem prysznic zajął mi nieco więcej czasu, bo rozmyślałem.
               Jak teraz będzie wyglądało moje życie? Jak będzie u Andreasa? Wujka… Święta były świetne, ale może na dłuższą metę nie będzie tak fajnie? Trochę się tego boję, ale pocieszam się myślą, że gorzej niż do tej pory już nie może być. Bo nie może, prawda?
               Z łazienki wyszedłem jedynie w bokserkach, bo było ciepło. Wiadomo, czerwiec – lato – upały. Na dworze, mimo tego, że był już wieczór, było bardzo ciepło, a my nawet mieliśmy otwarte okno.
               Bill leżał na… moim łóżku rozwalony, z rękami pod głową i delikatnym uśmiechem na ustach. Patrzył w sufit, jakby było tam coś szalenie interesującego. No, plamy i pęknięcia.
               - Tobie to się łóżka nie pomyliły? – spytałem, rozwieszając mokry ręcznik na oparciu krzesła.
               - Twoje jest wygodniejsze. – Poprawił się nieco. – I pachnie tobą – dodał cicho.
               Przemilczałem. Co niby miałem powiedzieć? Co w ogóle miał znaczyć ten tekst?
               - Posuń się – powiedziałem, stając przy łóżku.
               Bliźniak wcisnął się bardziej pod ścianę. Położyłem się koło niego. Jedną rękę miałem pod głową, drugą na brzuchu. Teraz oboje patrzyliśmy w sufit i milczeliśmy. W końcu Bill przekręcił się na bok, twarzą do mnie. Odwróciłem głowę w jego stronę.
               - Co tak patrzysz, jakbyś mnie pierwszy raz w życiu widział?
               Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko lekko i… położył rękę na moim nagim brzuchu.
               Zadrżałem.
               - Bill?
               Pokręcił głową. Cmoknął mnie w policzek i wstał z łóżka. Znikł w łazience, pozostawiając mnie w osłupieniu.
               W głowie miałem mętlik.
               Następny dzień był… dziwny. Bill cały czas się do mnie uśmiechał albo przytulał. Nie, nie przeszkadzało mi to – uwielbiałem jego bliskość – ale on nigdy nie był taki ckliwy. Nie wiem, co się z nim stało. Ale zamierzałem się tego dowiedzieć.
               Wieczorem, gdy zeszliśmy na kolację, doznaliśmy szoku. W jadalni było ciemno, co nigdy się nie zdarzało. Tam nawet za dnia paliło się światło.
               Bill pstryknął włącznik światła i…
               - Niespodzianka!!!
               W jadalni, jak zawsze, byli wszyscy, ale tym razem było zorganizowana dla nas przyjęcie. Prawdopodobnie pożegnalne.
               Nasza opiekunka, pani Elisabeth, stała w samym środku zebranych, z tortem w rękach. Odłożyła go i podeszła do nas.
               - Chłopcy – zaświergotała. – Będzie tu bez was smutno.
               - Przecież i tak zbyt towarzyscy to my nie byliśmy – burknął Bill, kiedy go ściskała.
               - Oj tam, zawsze coś do roboty było.
               Tym jednym zdaniem zdenerwowała go. Szczerze mówiąc mnie trochę też. Bo my naprawdę byliśmy bezproblemowi. Wszystko robiliśmy sami, nawet gdy mieliśmy 13 lat i jeszcze potrzebowaliśmy opieki. Nie prosiliśmy się o nią, opiekowaliśmy się sobą nawzajem, chodziliśmy własnymi ścieżkami.
               Kolejne osoby podchodziły do nas i ściskały, a potem rozlali… lemoniadę w plastikowych kubeczkach. No tak, czego można się spodziewać w Domu Dziecka.
               Po około godzinie pani Elisabeth pokroiła tort. Chyba na ten moment wszyscy czekaliśmy. Nawet Bill, który raczej nie jada słodyczy, rzucił się na swój kawałek. Zaśmiałem się, widząc jego ubrudzoną buźkę.
               - Szo? – wybełkotał.
               Podszedłem do niego i wytarłem mu kciukiem nadmiar śmietanki z wargi, po czym zlizałem to z palca.
               Mój brat jakoś tak z trudem przełknął kawałek, który miał w ustach.
               Przyjęcie trwało około trzech godzin. Po nim wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. My musieliśmy się jeszcze spakować zanim pójdziemy do łóżek, bo wyjazd jutro rano. Nie chcieliśmy, żeby Andreas musiał na nas czekać.
               Kiedy byliśmy już spakowani, Bill rzekł:
               - Mogę iść pierwszy do łazienki? Jestem padnięty. – Na dowód swoich słów ziewnął.
               Skinąłem głową, jednak gdy chwytał już za klamkę, odezwałem się.
               - Zaczekaj, Bill. – Podszedłem do niego, a on stanął tyłem do drzwi. – Chcę z tobą o czymś porozmawiać.
               - O czym?
               Zawahałem się przez chwilę. Ale nie mogłem już dłużej milczeć.
               - Ten… Ten pocałunek. Czemu to zrobiłeś?
               - A czemu ty to zrobiłeś kilka miesięcy temu?
               Zaskoczył mnie tym pytaniem.
               - Przecież wiesz.
               - Odpowiedz.
               Westchnąłem.
               - Bo cię kocham.
               - A ja kocham ciebie. – Mówiąc to, cały czas patrzył mi w oczy.
               - Ale ty… - Spuściłem wzrok.
               - Nie, Tom – przerwał mi, chwytając moją brodę i podnosząc głowę, bym na niego spojrzał. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, kontynuował: - Kocham cię tak, jak ty kochasz mnie. Ja… Sam nie wiem, jak to się stało, ale… zakochałem się w tobie. I… Czy ty nadal czujesz to samo?
               Nie wierzyłem. On mówił poważnie? Bo jeśli to żart, to mało śmieszny.
               Jednak sądząc po jego wyczekującej minie, chyba nie żartował.
               - Pytasz, jakbyś nie wiedział.
               - Chcę się upewnić.
               Przez chwilę milczałem, jedynie patrząc mu w oczy.
               - Tak, Bill. Kocham cię.
               - Ja ciebie też, Tom. I… chcę spróbować. Chcę być z tobą. To znaczy jeżeli ty…
               Nie dałem mu dokończyć, po prostu wpiłem się w jego usta, przygniatając go niechcący do drzwi łazienki. Nie zapędzałem się. Całowałem go przez chwilę, a gdy się od niego odkleiłem, po prostu mocno go przytuliłem.
               Jutro wyjeżdżam do innego miasta i zaczynam nowe życie.


               Nie ukrywam, że teraz szczególnie liczę na Wasze opinie…

8 komentarzy:

  1. No nareszcie :)
    Dzięki Tobie zapomniałam, że jutro czeka mnie koszmarny dzień;)
    Ekstra, boskie i cudowne :D:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Za krótko, Kasiu.. Ale dla mnie to zawsze jest za mało.. Wreszcie wszystkie karty zostały wyłożone na stół. Zastanawiam się jak to będzie u Andreasa. W końcu nie będą tam już sami.. niestety.. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!

    Dziękuję za czcionkę. O niebo lepiej, naprawdę!

    I, owszem. Powiadamiaj mnie, jeśli możesz :)

    Weny!

    ~Sinnlos

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz czyta się duużo lepiej. Jest bardziej przejrzyście, a przy czytaniu nie mam wrażenia, że zaraz dostanę oczopląsu, tak jak to było wcześniej. Nowy szablon również przypadł mi do gustu. W skrócie - zmiany mi się podobają, i to bardzo. Nie inaczej jest z tą notką. ;) Szaleję ze szczęścia, że wreszcie bliźniacy są razem. <3 Normalnie nie masz pojęcia, jak bardzo mnie to cieszy. Niecierpliwie czekam na nowy odcinek. Pozdrawiam Cię, Kochana, i życzę weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Kasiu :-) Pamiętasz mnie może jeszcze? Nie przedstawiłam się, ale później nazwałaś mnie " Cichą Czytelniczką", co szczerze mówiąc bardzo do mnie pasuje. Jak pisałam wcześniej zwykle nie komentuję (sądzę, że poprostu się do tego nie nadaje), ale tym razem nie mogę się powstrzymać. Widzisz, chciałam Ci powiedzieć, że... Z całego serca uwielbiam to opowiadanie. Według mnie jest idealne, nic bym nie zmnieniła. Doskonale opisujesz ich uczucia, dokładnie tak jak to sobie wyobrażam. Przecztałam dość dużo twc, ale Twoje jest zdecydowanie moim numerem jeden. Świetnie łączysz ich miłość z tą braterską. Bo przecież jedna wcale nie wyklucza drugiej, przeciwnie dopełnia ją tworząc naprawdę piękne uczucie, którego można tylko pozazdrościć. Przynajmniej ja tak uważam. Co do tej notki to nie wyobrażam sobie, żeby lepiej opisać moment, w którym Bill wyznaje Tomowi swoje uczucia. Choć szczerze mówiąc na początku zdziwiłam się, że Tom uznał ten pocałunek za taki kaprys Billa. Wydawało mi się, że to była dość jasna aluzja, ale cóż :D Przynajmniej dzięki temu usłyszał to od niego wprost, a ja się wzruszyłam. Napisałaś, że nie sądzisz, abyś jakoś dobrze pisała. W takim razie muszę się z Tobą nie zgodzić i postarać się wyprowadzić z tego błędu ;-). Mam nadzieję, że nie obrazisz się, że mowię do Ciebie Kasiu, choć się nie znamy, ale nie wiedziałam jak inaczej mogłabym się do Ciebie zwrócić. Pozdrawiam i życzę weny :*

    Cicha Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że o czymś zapomnę. Szablon bardzo mi się podoba (ten obrazek był moją tapetą na telefonie, ale ciiii ;-)), choć nie miałam zastrzeżeń do tamtego(tamten też był moją tapetą, ale to pomińmy ^^"). No i oczywiście skaczę ze szcześcia, że bilźniaki są razem. :-*

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, mój ostatni komentarz mógł być trochę niepokojący, zgadzam się. Ale napisałam to, co siedziało mi w głowie już od dłuższego czasu, kiedy Cię czytam. Po prostu urzekła mnie tutaj ta ich niewinność i bardzo braterskie, ciepłe uczucie. I w pewnym momencie, kiedy zaczęli się do siebie zbliżać, miałam takie nieodparte wrażenie, że coś może pójść nie tak, a ponad to, że mogą stracić to, co mają w życiu najcenniejszego - siebie nawzajem. Dalej to podtrzymuję, choć widzę - i widziałam to też w poprzednim odcinku - że Bill zaczyna czuć to, co jego brat. To był długi proces, ale przecież TA miłość nie jest wcale łatwa. Widać jednak, że Bill chce spróbować, a Tom... Tom jest z tego powodu taki szczęśliwy. Niech im się układa jak najlepiej. Teraz opuszczają Dom Dziecka i zamieszkają z Gustavem i Georgiem, a także wujkiem Andreasem. I tutaj znów powtórzę, że spodziewam się jakichś wydarzeń. To nie może być zbyt mdłe. Powiem wprost - dobrze by było, gdyby wujaszek okazał się czarnym charakterem. Nie chodzi mi o to, by chłopcy cierpieli. Po prostu wydaje mi się, że akcja nabrałaby dzięki temu jakiegoś kolorytu, pewnego zabarwienia. Niech nie będzie im zbyt łatwo ;)
    Ta miłość jest wymagająca i trudna. W żadnym wypadku nie jest normalna i nie przychodzi z łatwością. Dlatego sądzę, że Bill i Tom jeszcze swoje przeżyją. Mimo, że są tak pozytywnymi charakterami, że na wejściu zasługują na szczęście. Niemniej jednak bardzo bym chciała, żeby nie utracili tego, co mają. Chciałabym, by o siebie dbali tak, jak robią to teraz i żeby zależało im na sobie jak na nikim innym. W końcu jakby nie patrzeć - są dla siebie stworzeni.
    Dzisiejszy odcinek był naprawdę ciepły i... obiecujący. Po następnym można się wiele spodziewać. Świetnie Ci idzie, Kasiu. Szablon też bardzo mi się podoba. Co prawda, przyzwyczaiłam się do tamtego, ale zawsze dobrze jest wprowadzić małe zmiany. Życzę Ci dużo weny i czekam na kolejny odcinek. Twórz!

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super blog!
    I jeszcze wspanialsze notki.
    Już nie mogę się doczekać ich wspólnego życia.
    Buziaczki i weny życzę

    OdpowiedzUsuń