UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 38.



                Dzień doberek! Rozdział spóźniony, ale jest. Tym razem bardziej „lajtowy”. Zwłaszcza końcówka :D
                Fajnie, że ktoś się tu wreszcie odezwał. Naprawdę miło jest widzieć, że to moje „coś” czyta więcej niż 2-3 osoby. Każdy komentarz jest na wagę złota i wiele dla mnie znaczy. Nawet ten najkrótszy, choć te długie też są mile widziane ;)
                Teraz tak… Chciałam Wam polecić pewne opowiadanie twincest. Znajdziecie je tutaj: KLIK. Co prawda dopiero jest prolog i pierwszy rozdział, ale zapowiada się bardzo fajnie. Aż dziwne, że ma tak mało komentarzy…
                Zapraszam :)



Tom


                Coś miękkiego i ciepłego dotykało mojej ręki. Automatycznie zacisnąłem na tym dłoń w miarę możliwości, chcąc poznać, co to jest. Ku mojemu zaskoczeniu, to „coś” też mnie ścisnęło. Otworzyłem ciężkie powieki i co ujrzałem? Uśmiechającego się delikatnie Billa. Chciałem odwzajemnić uśmiech, ale chyba wyszedł mi z tego dziwny grymas.
                - Jak się czujesz? – spytał cicho.
                - Szczerze? Jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł.
                - Zawołam lekarza.
                I nie czekając na moją odpowiedź, wyszedł szybko z sali, zostawiając mnie w lekkim szoku. Wolałem, żeby został ze mną.
                Próbowałem sobie przypomnieć, co się stało. I udało mi się. Porwanie, przystawiający się do mnie zboczeniec-gej, prawie gwałt, obrona. I w końcu czekanie na kasę, smutek w oczach Ralpha i to, co zrobił później. Tak, teraz wiem, skąd ten ból brzucha.
                Po dwóch minutach wrócił Bill z lekarzem.
                - No proszę, wreszcie się obudziłeś – rzekł mężczyzna. Wreszcie? To ile ja spałem? – Jak się czujesz? Coś cię boli?
                - Em… brzuch.
                - To normalne. Ale i tak sprawdzimy, czy wszystko w porządku. – Po tych słowach zsunął ze mnie kołdrę i podwinął koszulkę, po czym odkleił plaster, przy czym syknąłem cicho. – Spokojnie – mruknął lekarz. – Wygląda na to, że wszystko ok. – Uśmiechnął się. – Zaraz dostaniesz środek przeciwbólowy.
                - Dziękuję.
                Lekarz wyszedł, a jego miejsce przy łóżku zajął Bill. Patrzył na mnie, ale nic nie mówił. Zauważyłem, że jego oczy  dziwnie błyszczą. Nie, nie. Tylko nie to…
                - Bill, ty płaczesz?
                Pociągnął nosem.
                - Tak strasznie się bałem – szepnął. Chwilę potem łzy ciekłe po jego policzkach. Nie był umalowany, co bardzo mnie ucieszyło. Kochałem jego, a ta cała warstwa podkładów i innych „upiększaczy” przykrywała jego naturalnie piękną twarz.
                - Chodź tutaj. – Wyciągnąłem ręce, a on wtulił się we mnie, wybuchając płaczem. – Cicho – mruknąłem, tuląc go i głaszcząc po tej czarnej czuprynie. Niewiele to dawało, bo dalej płakał, ale przynajmniej miałem go blisko. – No już, przestań. Przecież żyję.
                Te słowa miały sprawić, że się zaśmieje, jednak przyniosły całkiem odwrotny efekt – zaczął wyć. Cholera.
                - Bill, no… Przestań.
                Jeszcze raz pociągnął nosem i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się.
                - Możesz mi coś obiecać? – wychrypiał.
                - Co tylko chcesz.
                - Obiecaj, że nie wplączesz się już w żadne kłopoty. Żadne porwania ani nic w tym rodzaju.
                - Obiecuję. – Cmoknąłem go szybko w usta, przypominając sobie, że przecież miałem dostać środek przeciwbólowy, więc pewnie za chwilę wkroczy tu pielęgniarka. Powiedziałem to Billowi. Ten cmoknął mnie w usta i odsunął się, ocierając łzy.
                W samą porę, bo w tym samym momencie do sali weszła ładna pani w białym kitlu. Wstrzyknęła mi coś w wenflon, a potem zmieniła opatrunek na brzuchu. O dziwo, nie wyprosiła z sali Billa, który patrzył na to ze zmarszczonymi brwiami. Mój kochany zazdrośnik.
                Gdy pielęgniarka wyszła, mój bliźniak przysunął sobie krzesło i usiadł na nim, łapiąc mnie za rękę.
                - Jak się czujesz? – spytał znów.
                - Lepiej. Brzuch już mnie prawie nie boli.
                - To dobrze – rzekł, a w jego oczach dostrzegłem ulgę. Ale i coś jeszcze…
                - Bill, kiedy ty ostatnio spałeś?
                Bill spuścił wzrok. Czyli dawno.
                - To nie jest ważne. Najważniejsze, że ty się obudziłeś.
                Westchnąłem ciężko.
                - Mam nadzieję, że chociaż jesz jak trzeba.
                - Ta – mruknął wyraźnie niezadowolony, żeby nie powiedzieć zezłoszczony. – Tego akurat David pilnuje.
                - David? – zdziwiłem się.
                Bill skinął głową.
                - Bardzo mi pomógł, kiedy to wszystko się zaczęło – rzekł cicho. – Chciał mi nawet pożyczyć tę kasę. Gdyby nie awaria w banku, wróciłbyś do domu cały i zdrowy.
                - Nie myśl już o tym – poprosiłem. – Już po wszystkim. A…. – zaciąłem się na chwilę. – Tam nie było aż tak źle. – Z wyjątkiem kilku momentów, pomyślałem.
                - Chcesz, żebym przestał się przejmować, prawda?
                - Nie… znaczy tak, ale nie dlatego to mówię. Po prostu… Jeden z nich był naprawdę miły. – Ta, bo on też miał na mnie chrapkę, pomyślałem gorzko. Pokręciłem lekko głową, chcąc odpędzić te myśli.
                Bill westchnął, ale nic na ten temat już nie powiedział. O nic też nie pytał. I dobrze, bo nie miałem ochoty mu opowiadać tego wszystkiego, co działo się w ciągu tamtych kilku dni.
                Po jakimś czasie przyszedł lekarz.
                - No jak tam, Tom? Jak się czujesz? – zapytał.
                - Lepiej, dziękuję.
                - Na korytarzu czekają panowie policjanci, chcą z tobą porozmawiać. Czujesz się na siłach, by odpowiedzieć na kilka pytań?
                Policja? A po co? Przecież nic nie zrobiłem!
                - Tak – odparłem mimo lekkiego strachu i wątpliwości.
                Doktor Braun wyszedł, a zaraz potem w progu sali stanęło dwóch mundurowych. Chcieli, żeby Bill wyszedł, ale ja powiedziałem, że ma zostać. Przecież nie miałem przed nim żadnych tajemnic.
                - Czy widziałeś twarz porywacza? – spytał jeden z mężczyzn po tym, jak się przywitali i usiedli. Chyba z nich dwóch to on był tym „ważniejszym”, a ten drugi jego podwładnym.
                - W fabryce, do której mnie zabrali było ich kilku. Nie wiem, który z nich mnie porwał.
                - Kilku? – zainteresował się ten drugi. Wyglądał na młodego, ale uważnie słuchał tego, co mówię i wyłapywał szczegóły, które mogły mieć znaczenie.
                - Tak – skinąłem głową. – Czterech – dodałem. Mimo że Ralph był dla mnie miły i zdążyłem go nawet polubić, nie zamierzałem kłamać ani ich kryć. Byli niebezpieczni i gdyby nie to, że wpadłem Ralphowi w oko, ten cały Paul zgwałciłby mnie już podczas pierwszej okazji ku temu. A może sam Ralph też by to zrobił. Nie zamierzałem ryzykować, że będąc na wolności znajdą mnie i sytuacja się powtórzy. Wtedy już nie byłoby tak kolorowo.
                - Potrafiłbyś ich opisać naszemu rysownikowi?
                - Dwóch na pewno tak.
                - A pozostała dwójka?
                - Nie miałem z nimi tak bliskich kontaktów.
                - Co masz na myśli, mówiąc „bliskich”?
                Westchnąłem.
                - Jeden z nich mnie pilnował, więc często do mnie zaglądał, a drugi… chciał mnie zgwałcić.
                Bill wciągnął głośno powietrze i zasłonił dłonią usta, starszy policjant wyraźnie się skrzywił, młodszy dziwnie zarumienił. Ścisnąłem rękę brata, żeby się uspokoił.
                - Cóż, to chyba tyle – odezwał się starszy mundurowy, wstając ze swojego miejsca. Młodszy poszedł w ślad za nim. – Jutro przyślemy do ciebie rysownika. Dziękujemy. – Zasalutowali i wyszli.
                Odetchnąłem z ulgą, spoglądając na siedzącego koło mnie Billa, który… rzucił się na mnie. Dosłownie. A zrobił to tak mocno i gwałtownie, że ból brzucha na nowo się odezwał. Jęknąłem mimowolnie.
                - Bill…
                - Co? – Spojrzał na mnie.
                - Boli…
                Odskoczył ode mnie jak poparzony, a ja się cicho zaśmiałem, za co dostałem po głowie.
                - Leżącego bijesz?! W dodatku chorego…
                - Mhm, na głowę. – Pstryknął mnie w nos.
                Och, jak ja go kocham!
                Bill, mimo próśb moich i doktora Brauna, kategorycznie odmówił powrotu na noc do domu.
                - Przecież twój brat jest już przytomny i czuje się dobrze. Nie musisz go pilnować – przekonywał doktor Braun.
                - Nie zostawię go.
                - Ale…
                - Nie!
                I takim oto sposobem musiałem spać na samym brzegu łózka, bo nie chciałem, żeby Bill całą noc siedział na tym twardym krześle. W sumie… gdy się do mnie tulił, nie narzekałem.
                Rano obudziłem się pierwszy. Bill sobie jeszcze smacznie chrapał, lekko zwinięty. Patrzyłem na niego i uśmiechałem się jak głupi do sera. Nie mogłem się oprzeć - musnąłem jego rozchylone usteczka. Drgnął, a po chwili mogłem się już wpatrywać w jego piękne oczka, niby takie same jak moje, a tak cholernie inne. Piękniejsze.
                - Dzień dobry – powiedziałem cicho. Na twarzy nadal błąkał mi się absurdalny uśmiech. Zachowywałem się jak zakochana nastolatka. Cóż, byłem nastolatkiem i byłem beznadziejnie zakochany. We własnym bracie.
                - Strasznie masz niewygodne to łózko.
                Ten to potrafi zepsuć nastrój…
                Bill zszedł pokracznie z łózka i przeciągnął się. Ja za to, mając całe wyrko dla siebie, rozwaliłem się najbardziej jak było to możliwe.
                - Nie za dobrze ci? – warknął mój brat, ale wiedziałem, że jest to „warczenie” żartobliwe.
                - Mogłoby być lepiej – odparłem, szczerząc się idiotycznie.
                Bill wywrócił oczami.
                Po śniadaniu – które bez szczególnego zapału, ale zjedliśmy na pół, był obchód lekarski, a niedługo potem przyjechał rysownik policyjny. Wtedy Bill pojechał do domu, bo, jak twierdził, śmierdział. Nigdy nie lubił chodzić dwa dni w tych samych ciuchach. Nawet gdy byliśmy mali i inne dzieci robiły wszystko, żeby się nie kąpać ani nawet nie przebierać, mój brat był do tego bardzo chętny. Nigdy w nim tego nie rozumiałem.
                Rysownik… Facet miał talent. Wyrysował Ralpha i Paula jak żywych. Jakby obrysowywał ich ze zdjęć. Tak, wiem. Tworzył portrety pamięciowe groźnych bandytów, a ja myślałem o tym, jak ładnie rysuje. Mało inteligentne. Ale… gościu naprawdę miał do tego dryg! W sumie gdyby nie miał, pewnie nie byłby rysownikiem policyjnym. W pewnym momencie przemknęła mi przez głowę myśl, że się tam marnuje.
                Gdy wyszedł, ja… się nudziłem. Nudziłem się tak bardzo, że zacząłem myśleć nad tym wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Pojawienie się w naszym życiu Andreasa i jego dwóch zwariowanych synów, adopcja, wyznanie Billa, że on też kocha mnie tak, jak nie powinni kochać się bracia… I kiedy ja już myślałem, że nasze życie będzie teraz spokojne i szczęśliwe, bo mieliśmy rodzinę, tworzyliśmy muzykę i nawet znaleźliśmy menadżera, który chciał nas wypromować w świecie showbiznesu, coś musiało się schrzanić. Kiedy dowiedzieliśmy się o „pracy” Andreasa, nie powiem, nie podobało mi się to, że nasz jedyny wujek jest burdel-tatą. Cóż, nie mieliśmy nic do gadania. Nawet nie dawaliśmy po sobie poznać, że wiemy, czym się zajmuje. Mogliśmy tylko mieć nadzieję, że to całe „burdelowanie” nas nie dotknie.
                Nagle mnie olśniło. To wszystko, co się ostatnio stało – postrzelenie Andreasa, porwanie mnie… To wszystko na pewno miało związek właśnie z tym! Nie wiem… może jakiś niezadowolony z „usług” klient postanowił się zemścić? Albo któraś z prostytutek za złe traktowanie? Nie mam pojęcia, ale teraz wiem, że Andreas widocznie sobie na to zasłużył. On tak, ale czym zawiniłem ja?
                Ze szpitala wypuścili mnie po dwóch tygodniach. Doktor Braun chciał mieć pewność, że przy moim gwałtowniejszym ruchu nie puszczą szwy. Bill skakał koło mnie przez kolejny tydzień. Przynosił mi herbatki, posiłki do łózka. I to wszystko było bardzo miłe, jasne, ale nie byłem kaleką, a gdy mnie niańczył, tak właśnie się czułem.
                - Bill, siadaj – powiedziałem któregoś dnia, gdy przykrywał mnie kołderką jak małe dziecko.
                - Zaraz. – Poprawił mi jeszcze poduszkę.
                - Bill, do… - urwałem. Nie chciałem na niego krzyczeć, więc wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. – Usiądź.
                - No już, już – zaśmiał się.
                A mnie złość automatycznie przeszła. I właściwie nie wiedziałem, co mu powiedzieć.
                - Chciałeś chyba pogadać – przypomniał.
                - Em… Tak – mruknąłem niepewnie. – Bo widzisz, ja się już dobrze czuję.
                - Cieszę się.
                - To może przestań zajmować się mną jak dzieckiem, hm?
                - Och… - mruknął i wyraźnie się zasmucił. – Ja tylko chciałem, żebyś nie musiał się męczyć. I żeby było ci dobrze.
                Och… Nie tędy droga, mój miły, pomyślałem. Uśmiechnąłem się pod nosem.
                - Wiem – powiedziałem, przyciągając go do siebie i przytulając. – Ale nie możesz mnie we wszystkim wyręczać, nie?
                - Lubię cię wyręczać.
                Znów się uśmiechnąłem. Cmoknąłem go w czubek głowy, a potem pochyliłem swoją, by odnaleźć jego usta.
                - I vice versa, Billy – szepnąłem. – Ale to ja jestem tutaj starszym bratem i to ja powinienem opiekować się tobą.
                - Opiekujesz się mną od prawie siedemnastu lat, a od czterech zastępujesz mi rodziców. Czas na rewanż – mruknął, patrząc mi w oczy.
                - Kocham cię – powiedzieliśmy razem i zaśmialiśmy się. A potem jeszcze raz złączyliśmy nasze usta w słodkim pocałunku.

7 komentarzy:

  1. Wreszcie nowy rozdział ! *__* Świetny , i cieszę się ,że z Tomem już wszystko dobrze.Jestem ciekawa co dalej sie wydarzy.Nie mogłam doczekać się kolejnego rozdziału. Wchodziłam tutaj kilka razy dziennie , a dziś całkiem przypadkiem zajrzałam i .. jest !! Ciesze się baaardzo i czekam na dalsze losy bliźniaków. Czekam też na jakieś ostrzejsze wydarzenia ^^ Życzę duużo weny i pozdrawiam :*~Anonimowa Czytelniczka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Kasiu! :D Tu Cicha Czytelniczka. Nie wiem czy mnie jeszcze pamiętasz, więc postanowiłam o sobie przypomnieć. Pamiętaj, że cały czas tu jestem i zachwycam się tym opowiadaniem ;-) Też cieszę się, że z Tomem jest już dobrze, bo ostatnie kilka rozdziałów mocno nadszarpneły moje biedne nerwy. Wiem, że się powtarzam, no ale bliźniacy są tu taaacy słoooodcy!<3 <3 <3 Awwwwww ^^ Tommy i jego dwuznaczne myśli :3. Biedny Billy chce by Tomowi było dobrze, ale nie wie jak to, ,, odpowiednio" zrobić xD. Może Tommy powinien mu to pokazać, jak poinien się nim zająć? :P Billy jest rozkoszny jako zazdrośnik, ale może teraz tak dla odmiany to Tom okazałby trochę zazdrości. Tak dla równowagi (taka moja drobna sugestja, nie przejmuj się nią ;-)) Mam teraz ciężki tydzień w szkole, ale po przeczytaniu tego rozdziału poprawił mi się humor :D ^^
    Oczywiście pozdrawiam i życzę duuuuuużooo weny :*

    Cicha Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Kasiu.:) Całkiem przypadkiem znalazłam Twój blog i nie żałuję. Jest to pierwsze opowiadanie twincest, jakie czytałam i bardzo mi się spodobało.:D To opowiadanie tak mnie wciągnęło, że nie mogłam przestać czytać, dopóki nie przeczytałam wszystkich rozdziałów. Podoba mi się sposób w jaki piszesz, jak akcja się rozwija. Pozostaje mi czekać na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.;)

    OdpowiedzUsuń
  4. czy między Billem i Tomem zacznie się w końcu "coś dziać" ? i rany dlaczego w opowiadaniach twc robicie przeważnie z Billa taką ciamajde, która ciągle płacze płacze i płacze.. Mimo wszystko to chłopak, a nie dziewczyna, więc nie przesadzajmy... Taka moja mała uwaga, która zawsze mnie irytuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. OOOOO miłość kwitnie ja to normalnie nie wyrabiam tutaj oni są tacy słodcy jak pączki normalnie cały świat je uwielbia :) No a tak apropo to zapraszam na nowy blog twc ( żeby nie było, że nie informuje) nie-ma-takiegonumeru.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wybacz, Kasiu, że tak długo się nie odzywałem. Ale już nadrobiłem rozdziały i powracam. :D Mam nadzieję, że znów nie zniknę. xD
    Dużo się działo przez te... jakieś cztery odcinki. Te porwanie Toma i w ogóle... Bo jeśli mam się odnieść do poprzednich rozdziałów... To przyznam szczerze, że... No nie wiem co powiedzieć! xD Zawsze, jak czytam Twoje opowiadanie, to jakoś brak mi słów. o.O Może przy następnym rozdziale wykrzeszę coś z siebie? Kto wie. xD
    No nic... Weny, Kasiu. ;)

    Pozdrawiam,
    Krzysiek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasiu, cóż to był za przyjemny rozdział. Po tym, co się ostatnio zdarzyło w życiu chłopaków było to miłą odskocznią. Obaj zasługują na trochę spokoju, sam na sam i bliskości. Cóż, Tom potrzebuje też poukładać sobie w głowie to, co się stało w fabryce. To przecież w żadnym wypadku nie było normalne. I tak, prawie wszystko w tym odcinku było przyjemne, ale nadal pozostają niewiadome. Przede wszystkim w odniesieniu do mojej ulubionej postaci, czyli Andreasa. Jestem bardzo ciekawa, jak to rozwiążesz. Zastanawiam się też, czy porywacze zostaną ukarani. A może coś tu się jeszcze będzie działo? Tacy niebezpieczni ludzie chyba niezbyt łatwo odpuszczają, co? ;) W każdym razie cieszę się, że chłopcy są blisko siebie i urzeka mnie opiekuńczość Billa. Tomowi, mimo, że nie chce, na pewno się to przydaje i zapewnia komfort psychiczny po tym, co przeszedł.
    Bardzo dobry rozdział, Kasiu. Życzę Ci weny i wytrwałości!

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    OdpowiedzUsuń