Tom
Za każdym razem, kiedy siedzę w
szkole dłużej niż Bill, martwię się. Wiem, że szkolna banda mu dokucza, tylko
on nie chce mnie martwić. Czasem mam ochotę go za to zdzielić.
Przecież jestem jego starszym bratem. Jestem po to, żeby mnie martwił. Nie
chcę, żeby sam męczył się ze swoimi problemami, bo w końcu go wykończą. A na to
nie pozwolę! No przecież to mój Billy…
Kiedy wychodziłem z budy, usłyszałem:
- Tom! – Westchnąłem i odwróciłem się. Ku mnie biegła uradowana Emilie.
Koleżanka z klasy, która usilnie próbuje być kimś więcej niż tylko koleżanką. I
albo nie widzi, że nie jestem zainteresowany, albo udaje. Nie jest brzydka, ale
jak dla mnie za bardzo sztuczna.
- Tak? – zapytałem grzecznie, kiedy stała przede mną, dysząc.
- Ale Ty szybko chodzisz… - sapnęła, a ja się uśmiechnąłem. – Mam sprawę. A
właściwie pytanie.
- Słucham.
- Organizuję jutro imprezę. Może wpadniesz?
- No nie wiem…
- Nie daj się prosić, będzie fajnie!
- Nie powinienem zostawiać brata…
- Możesz go wziąć ze sobą.
Zastanowiłem się. Może to nie takie
głupie? Bill nigdzie nie wychodzi, jedyną jego „rozrywką” jest buda. A nie,
przepraszam. Jeszcze cmentarz.
- Ok, wpadniemy. O której?
- 18-ta?
- Spoko. To do jutra – pożegnałem się i wyszedłem. Kierowałem się do Domu
Dziecka. Na miejscu byłem po około 40 minutach. Bill jak zwykle siedział nad
książkami. Przywitał mnie ciepłym uśmiechem.
Godzinę później…
- Bill, otwieraj te cholerne drzwi, bo je wywalę! – darłem się przez drzwi do
Billa, który zamknął się w łazience po tym, jak powiedziałem, że ma zejść ze
mną do stołówki.
- Powodzenia!
- Przyniosę ci obiad do pokoju i i tak zjesz!
- Ale Tom…
- Nie ma żadnego „ale”! Wyłaź! – Po chwili usłyszałem zgrzyt klucza. – No,
grzeczny chłopiec. – Poczochrałem mu włosy, a on popatrzył na mnie groźnie.
Zignorowałem to, uśmiechając się pod nosem.
Boże, jak ja nienawidzę tych krzywych spojrzeń rzucanych w naszą stronę i
szeptów, gdy tylko wchodzimy na stołówkę. Zdaję sobie sprawę, że nie ja jestem
ich powodem, a Bill. Przecież nie wpierdolę każdemu, kto tylko krzywo na niego
spojrzy. A może powinienem…?
Zajęliśmy jeden ze stolików. Nasz stolik, przy którym zawsze siadamy razem.
Zawsze sami, choć były jeszcze dwa wolne miejsca.
Ja jadłem aż mnie szczęka bolała od szybkiego gryzienia, a Bill dłubał w
talerzu. Biedny schabowy…
- Co ten kotlet ci zrobił? Dźgasz go, jakbyś się bał, że za chwilę się na ciebie
rzuci. To się je. – I pokazałem mu jak się je.
Bill popatrzył na mnie z
politowaniem.
- Umiem jeść. Po prostu nie jestem głodny.
- Ty nigdy nie jesteś głodny.
- Za to ty jesz za nas dwóch. – Spojrzał na mój pusty talerz.
- Muszę być zdrowy i silny, żeby wpychać w ciebie jedzenie. – Nabiłem na jego
widelec ziemniaka i przystawiłem do jego ust. – Am!
- Odbiło ci?! – Bliźniak odepchnął moją rękę i wstał. Teraz już wszyscy się na
nas gapili. Brawo, braciszku…
Wróciliśmy do pokoju. Bill padł od razu na swoje łóżko. Postanowiłem, że powiem
mu o tej jutrzejszej imprezie u Emilie.
- Zostaliśmy zaproszeni na imprezę – zacząłem, zdejmując z siebie bluzę,
ponieważ w pokoju było za ciepło na taką bluzę. Brat podniósł głowę i spojrzał
na mnie pytająco.
- My?
- No. – Uwaliłem się koło niego na łóżku. Chudzielec zajmował raptem połowę.
- Ktokolwiek to powiedział, raczej miał na myśli ciebie, nie nas – powiedział i
zamknął oczy.
- Emilie, moja koleżanka z klasy NAS zaprosiła. – Specjalnie zaakcentowałem
słowo „nas”, żeby dotarło do niego, że idziemy na tę imprezę razem. Otworzył
jedno oko i skierował je na mnie. Komicznie wyglądał.
- Przecież ona mnie nawet nie zna.
- A czy to ważne?
- No raczej! – Podparł się na łokciach. – Nie zaprasza się na imprezę osób,
których się nie zna.
- Oj tam, nie marudź. Zna mnie, a ty jesteś taki jak ja.
- Dobrze wiesz, że tylko teoretycznie. W praktyce jesteśmy zupełnie inni. Jak…
Piękna i bestia.
Parsknąłem śmiechem.
-
Wolę nie wiedzieć, kto jest kim.
Czarny też się zaśmiał.
- Bardzo dobrze.
- Ej! – Pacnąłem go w ramię. On wyjął poduszkę spod pleców i mnie nią zdzielił.
Sięgnąłem po poduszkę na swoim łóżku i mu oddałem. I tak rozpoczęła się bitwa
na poduszki.
Kiedy się uspokoiliśmy, opadliśmy na łóżko zmęczeni, ale zadowoleni. Uwielbiam
takie momenty… Co tam, że potem musiałem iść do naszej opiekunki, w której,
jako jedynej, mieliśmy jako takiego przyjaciela po dodatkowe poduszki.
Warto.
Obudziło mnie lekkie szturchanie. Otworzyłem oczy. Koło mojego łóżka klęczał
przestraszony Bill. Nagle cały pokój się rozjaśnił i rozbrzmiał grzmot. Aha, to
wszystko jasne.
Bill od zawsze boi się burzy. Nie musiał nic mówić. Po prostu przesunąłem się i
podniosłem kołdrę, pod którą on się wślizgnął, wtulając się we mnie. Zawsze tak
robiliśmy. Zasnął.
Rano wziąłem się za odrabianie lekcji, żeby potem mieć spokój. Czarny jeszcze
spał. Zgodził się iść ze mną na tę imprezę, ale pod warunkiem, że wcześniej
wyjdziemy gdzieś, co on sam wybierze. Zgodziłem się.
Chciałem skończyć z tym cholerstwem (czyt. lekcjami) zanim Bill wstanie, ale mi
się nie udało. Kompletnie nie czaiłem tych wszystkich wzorów i innych tego typu
pierdów.
Na szczęście mam brata, który to rozumie i mi pomaga. Tak jak teraz. Z jego
pomocą, po godzinie miałem to za sobą.
Bill się wypindrzył, jakby szedł na randkę. A szliśmy…
Na plac zabaw. Serio? Tak niewiele trzeba było mojemu bratu do szczęścia?
Najwyraźniej tak, bo kiedy zobaczył te wszystkie huśtawki i zjeżdżalnie, oczy
mu się zaświeciły. Z szerokim uśmiechem na ustach, powiedział:
- Pobujaj mnie! – I pobiegł na jedną z huśtawek. Dawno go takiego nie
widziałem. To znaczy zawsze udawał przede mną zadowolonego z życia nastolatka.
No właśnie. Udawał. I ja dobrze o tym wiedziałem. Teraz nie udawał. Teraz naprawdę
był szczęśliwy. Jak dziecko.
Bujałem go tak mocno, że myślałem, że spadnie i z tej wysokości nieźle się
poobija, ale on tylko śmiał się wesoło, a ja uśmiechałem się sam do siebie.
Widząc go takiego rozchichanego, sam miałem ochotę się śmiać. Radość Billa była
dla mnie jak nagroda. Nie wiem za co, ale nagroda.
Kiedy znudziło mu się „fruwanie”, zaciągnął mnie na tzw. koniki. Obtłukłem
sobie tyłek, ale co tam. Bill cały czas się śmiał, a ja się dziwiłem, że jest
jeszcze w stanie oddychać. A on mało tego, że oddychał, to jeszcze pokłady
energii się w nim nie kończyły.
Po „konikach” był berek. Boże, jak ja dawno w to nie grałem! Te chude, długie
nogi są kurewsko szybkie. Nie mogłem skubańca dogonić, mimo, że wzrost mieliśmy
podobny, o ile nie taki sam. Na całym placu zabaw było słychać jego śmiech, a
muszę przyznać, że był on całkiem spory. W końcu sam zacząłem się śmiać, co
utrudniało mi bieganie, co Czarnemu się nie podobało.
- Hej, a podobno to ty jesteś tym silniejszym! – krzyknął do mnie i wystawił mi
język. No to się dochrapał. Przyspieszyłem i dogoniłem go. Przewróciłem i
przygwoździłem swoim ciałem do ziemi.
- No, i co teraz powiesz? Kto jest silniejszy?
- Ja! – Wystawił mi język i… zepchnął mnie! Chyba zacznę bardziej w niego
wierzyć.
Po wygłupach na placu zabaw poszliśmy na lody. Ciamajda zamiast w buzi, połowę
lodów miała na buzi. Najśmieszniej wyglądał z białą ciapką na nosie. Ze śmiechu
aż brzuch mnie rozbolał. Tak spędziliśmy cały dzień.
W drodze do Domu Dziecka, Czarny zmarkotniał. Nawet nie patrzył przed siebie,
tylko w dół. Raz nawet prawie zaliczył bliski kontakt z latarnią.
- Bill, co jest?
Spojrzał na mnie.
- Co?
- No ciebie pytam. Przez cały dzień byłeś taki radosny, a teraz posmutniałeś.
Coś się stało?
- Nie. – Uśmiechnął się blado. Znów udawał. – Chodź szybciej. Głupio będzie się
spóźnić. – Ruszył szybkim krokiem do Domu Dziecka, a ja poczłapałem za nim.
Przebraliśmy się i wymknęliśmy się do Emilie.
Tak jak obiecałam, dłuższy rozdział :)
Mam do Was pytanie: chcecie być informowani o nowych notkach, czy będziecie wiedzieć dzięki obserwowaniu, czy czegoś takiego? Istnieje jeszcze opcja, że będę publikować np. w soboty (może nie każdą, bo prowadzę też dwa inne blogi, ale na pewno w soboty), więc będziecie po prostu w soboty tu zaglądać.
To jak?
Nareszcie dłuższy odcinek! Jej!
OdpowiedzUsuńSłodko się razem prezentują. Boże sama miałam ochotę się śmiać jak czytałam co oni robili i jak świetnie się razem bawili. Cudo!
Tylko niepokoi mnie zachowanie Billa. Przecież on powinien mówić bratu o wszystkim, nie udawać przed Tomem zadowolonego z życia.
Czekam na kolejny odcinek, bo jak na razie nie rozumiem zachowania naszych głównych bohaterów.
Pozdrawiam ;3
Super. ; D Co raz uśmiechałem się czytając jakiś tam fragment z ich zabawy. ^^ Słodziaszkowo. xD
OdpowiedzUsuńOdcinek dłuższy i faajny. ; D XD
Hm, czekam na kolejną część. Ciekawe co wydarzy się tam na tej imprezie.
Pozdrawiam.
Ale zajebiście :] Zdziwiłem się ,że Bill chciał iść na plac zabaw to mnie zaszokowało ,ale pozytywnie :] Czekam na więcej i o . . . bill nie Jadek nie ładnie Brzydko brzydko :] Pozdrawiam i czekam na więcej :]
OdpowiedzUsuńFajne.. wydaje mi się, że Bill nie lubi Domu Dziecka.
OdpowiedzUsuńNie chcę być nie miła, dlatego grzecznie proszę - nie spamuj. Raz dostałam informację o blogu, wystarczy. Jeśli będę miała czas i ochotę, na pewno zajrzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
bardzo przyjemny odcinek. podoba mi się, że Tom jest taki odpowiedzialny i opiekuńczy, choć trochę dziwi mnie tak dziecinne zachowanie Billa. to prawda, że wychował się w Domu Dziecka, ale ma już te naście lat, prawda? z drugiej strony to całkiem słodko wyobrazić sobie Billa, który boi się burzy i chce, by brat go pobujał.
OdpowiedzUsuńkompletnie rozczuliła mnie scena, w której Tom pozwolił przerażonemu burzą Billowi pod kołdrę. to aż niesamowite mieć tak dobrego brata. w sumie mnie to nie dziwi. zastępuje Billowi rodziców.
świetnie Ci idzie, kochana. z niecierpliwością czekam na więcej i dziękuję za ten odcinek!
pozdrawiam serdecznie.
pozwolił wejść*
OdpowiedzUsuńBardzo interesująca część pełna śmiechu i dobrej zabawy :P szkoda, że humor się popsuł :/ trudno dotrzeć na twoją strone... próbowałam wbić z fona ale źle wpisywałam strone :/ Super się czyta, czekam na więcej ^^
OdpowiedzUsuń