UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 5.

Ten odcinek dedykuję Alexowi i Illusion'owi - naszym perełkom :)

_____________________________________________


Bill



              

                 Jak ja tego nienawidzę…
               Szedłem właśnie, pierwszy raz po pobiciu, przez szkolny korytarz i starałem się nie zauważać tych śmiechów, które leciały w moim kierunku. Zawsze tak było, ale teraz ich powodem były moje sińce, które jeszcze nie do końca się zagoiły. To było smutne.
               Dzień w szkole był koszmarny. Nauczyciele, niczym kaci, na każdej lekcji wołali mnie do tablicy. Na szczęście dzięki Tomowi, który musiał odpracować swoją karę, normalnie chodzić na wszystkie lekcje i jeszcze zajmować się mną, byłem na bieżąco, więc nie było tak źle. Gorsza była ta świadomość, że nawet nauczyciele mnie gnoją tylko dlatego, że muszą patrzeć na kogoś takiego jak ja. Przykro mi. Jestem jaki jestem i nie zmienię się, bo oni tak chcą.
               Mój „odpoczynek” trwał tydzień, podczas którego z Tomem mogłem porozmawiać dopiero późnym popołudniem, kiedy kończył sprzątać korytarze. Po szkole wpadał zjeść i się przebrać, a potem szedł do swojej „pracy”. Dwie godziny zajmowały mi lekcje, które codziennie odrabiałem, jakbym właśnie wrócił z budy, ale reszta dnia to był koszmar. Nudziłem się jak mops, a nie mogłem nigdzie wyjść, bo Tom załatwiał mi „opiekuna”, który miał mnie pilnować. Albo była to nasza opiekunka, albo jakiś gówniarz, który akurat tego dnia urządził sobie wagary. Dziwnym trafem, Tom zawsze o tym wiedział…
               Kiedy wracał, o dziwo, pozwalał mi wychodzić do czegoś na wzór świetlicy i wtedy przeważnie w coś graliśmy, albo oglądaliśmy telewizję. Czasem włączaliśmy jedyny dostępny kanał muzyczny i krytykowaliśmy „gwiazdy”. Przeważnie to były podmiejskie szmiry, albo „równi ziomale”, wyjący o gołych cyckach. Jak można tworzyć coś takiego? Wstydziłbym się to śpiewać. W każdym razie kiedy tak ich obserwowałem, zapragnąłem być taki, jak oni. Nie, nie pusty i mało kreatywny. Chciałem być uwielbiany i doceniany. Chciałem być kimś. Kimś, kim się nie gardzi. Kimś, kogo się podziwia. Kimś, o kim ludzie myślą, kiedy jest im źle i na ich twarzach pojawia się uśmiech. Obiecałem sobie, że kiedyś będę kimś takim. Że ludzie przestaną mnie wytykać palcami, a zaczną patrzeć na mnie jak na swój ideał. I choćby nie wiem co, osiągnę swój cel.
               A tymczasem Tom zabrał mnie do wesołego miasteczka. Chciał mi wynagrodzić tamtą imprezę, pobicie, pobyt w szpitalu i czas „rekonwalescencji”, choć tłumaczyłem mu, że nie musi tego robić. Uparł się. A jak Tom Kaulitz się uprze, to nie ma bata. Dopnie swego. No to poprosił panią Isabel o trochę forsy i poszliśmy. Nie miała oporów przed pożyczeniem mu kasy. Zawsze jej oddawał, kiedy w wakacje załapywał się do jakiejś roboty. Tym razem miało być tak samo.
               W wesołym miasteczku byliśmy po około 40 minutach, z czego 30 tłukliśmy się autobusem. Uwielbiam komunikację miejską…
            Na pierwszy ogień poszła karuzela-koniki. Trochę głupio się czułem, kiedy wokół mnie były same dzieciaki. Poczułem się taki stary. Mimo to bawiłem się świetnie. Śmiałem się jak głupi, a Tom razem ze mną. Przynajmniej nie będę sam w pokoju bez klamek, hehe. Następne było tzw. Rollercoaster Tornado. Od samego patrzenia na to robiło mi się niedobrze, a co dopiero w tym siedzieć. Tom, cwaniak jeden, wypchnął mnie, a sam stał sobie spokojnie na ziemi. Zemszczę się! Po wyjściu z tego piekielnego urządzenia ledwo stałem na nogach. Za to Dred miał ze mnie niezły ubaw. No i z czego tak rżysz? Ja tu umieram… Dobrze, że nie zdążył do mnie podejść, bo miałby niezbyt ładny wzorek na bluzie… Ja próbowałem uspokoić mroczki przed oczami, a on gdzieś poleciał. No to sobie poleżę. Po dwóch minutach wrócił z butelką wody mineralnej. O, dobry Tom, dobry. Przepłukałem usta, a resztę zawartości butelki wypiłem duszkiem. Od razu lepiej. Pomógł mi wstać, a potem dojść do ławeczki. Teraz to się przejął.
               - Ale mnie nastraszyłeś. Lepiej się czujesz?
               - Tak. Trzeba mnie było tam nie pchać. Mówiłem, że tak będzie.
               - Stwierdziłem, że przesadzasz.
            Spojrzałem na niego wzrokiem, który mógłby zabijać.
               - Znam swój organizm – burknąłem.
               - Dobra już, dobra. Przepraszam. Wracamy?
               - Gdzie?
               - No do…
               - Zwariowałeś?! – Zerwałem się na równe nogi i pognałem jak strzała do przodu, krzycząc wesoło: - To dopiero początek zabawy!
               Nie byłem pewien, czy mnie usłyszał, ale cóż. Jeśli nie, to niech spróbuje mnie dogonić.
               Zrobił to! I to bez większych trudności. Skubany. Biegniemy, biegniemy, aż tu nagle moim oczom ukazał się… samolot! Zaciągnąłem tam Toma. Ha! Tym razem to nie ja miałem pietra.
               - Ty chcesz do tego wsiąść?
               - No, a czemu nie? – Mój brat nic nie odpowiedział, tylko przełknął głośno ślinę. – Pękasz?
               - Ja? Chyba śnisz! – prychnął i wskoczył do samolotu. Zaśmiałem się cicho i zrobiłem to samo. Więcej chętnych do tej atrakcji nie było, więc samolot krążył tylko z nami. Mieliśmy fajny widok na całe wesołe miasteczko. Znaczy z „Rollercoaster” też pewnie widoki były fajne, ale ja wtedy jakoś nie obserwacje miałem w głowie. Teraz było idealnie. Samolocik sobie krążył powoli, a ja podziwiałem. W pewnym momencie spojrzałem na Dreda. Był jakiś nieobecny. Gapił się na mnie jak w obrazek. No to mu pomachałem ręką przed nosem. Jakby się z transu obudził.
               - Co się tak zawiesiłeś?
               - Zamyśliłem się. – Odwrócił wzrok. Mój brat myśli, hehe. Nie no, żartuję. Z nas dwóch to on jest tym myślącym. I to za siebie, i za mnie.
               Ostatnią atrakcją był Tunel Strachu. Jechaliśmy takim wagonikiem, a co jakiś czas przed nami wyskakiwały duchy, albo inne potwory. Chwyciłem dłoń Toma tak mocno, że przez chwilę bałem się, że mu kości połamię, a w pewnym momencie po prostu się w niego wtuliłem. O matko, co to było? Ja chcę do domu! Kiedy wyszliśmy z tunelu, byłem cały blady. Nawet makijaż nie był w stanie tego ukryć. A nogi to miałem jak z waty. Na szczęście dosyć szybko doszedłem do siebie.
               Z wesołego miasteczka wyszliśmy koło godziny 17-tej. Po drodze Tom kupił mi watę cukrową, którą oczywiście musiałem się cały uciapać.
               - Oj, ciamajdo – mruknął bliźniak, kiedy wycierał mi usta chusteczką higieniczną. No normalnie brakowało tylko, żeby ją poślinił…
               - Możesz mi oddać tę chusteczkę? Sam sobie poradzę.
               - Nie marudź! – No i zrobił to! Poślinił róg chusteczki i do mnie z nią. Odsunąłem się jak oparzony. Tom, widząc moją minę, parsknął śmiechem. – Żartowałem.
               Ja go kiedyś uduszę…

5 komentarzy:

  1. <3 Ratujesz biednych ludzi od nudy swoim niesamowitym opowiadaniem <3 Biedny Bill, wszyscy się z niego śmieją.. Ja bym go lubiła, bo jest sobą <3 fajnie, że chłopaki mieli zabawę :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha. Genialne. xD Dzięki Kasiu. Udało Ci się choć odrobinę poprawić mój humor. Moim zdaniem, Tom jest aż za bardzo opiekuńczy, ale niech Ci będzie. ^^ Ogólnie, odcinek bardzo fajny, chociaż szkoda mi Billa. Strasznie go źle traktują. Nawet przesadzają. Ja już tak przesrane nie mam, ale to chyba tylko dlatego, że nie umie się obronić. I kiedy będzie coś z twc? :c xD
    No nic. Czekam na kolejną część.
    I dziękuję za dedyka. ;*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze to było .... zajebiste !!! Nigdy nie czytałam lepszego opowiadania !Ale naprawdę umiesz poprawić humor , miałam go popsutego a teraz jestem w świetnej formie !! Dzięki !

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu mówiłam Ci już kiedyś, że masz świetny styl pisania. dalej się tego trzymam, absolutnie!
    odcinki są krótkie, ale bardzo przemyślane. bardzo lekko się to czyta. od razu widać indywidualizację języka. bracia są młodzi, więc przemyślenia Billa są typowe jak na nastolatka. z warstwą techniczną radzisz sobie doskonale.
    co do akcji to rozwija się powoli, ale jeśli mam wyrazić swoje zdanie, to bardzo mi się to podoba. zaciekawia, zawsze wprowadza jakiś element zaskoczenia i zmusza czytelnika do wnikliwego śledzenia jej rozwoju.

    słowem: szeroki uśmiech znów dzięki Tobie zagościł na moich ustach, za co bardzo Ci dziękuję, Kasiu.
    całuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasiu, blog jest cudowny.!
    Dopiero niedawno go znalazłam i od razu przypadł mi do gustu..:) Bardzo lekko i przyjemnie się czyta.. Uwielbiam właśnie tego typu rozdziały z przemyśleniami na przemian bohaterów..
    Masz wielki talent Słońce i bardzo się cieszę, że potrafisz z niego jak najwięcej czerpać i chcesz to robić..
    Obiecuję, że będę regularnie zaglądać;D
    Dziękuję, że dzięki tobie, tak jak innym czytelnikom pojawił się u mnie optymizm do życia, który u mnie od jakiegoś czasu rzadko gości..
    Życzę dużo weny.!:)

    Moc uścisków

    KissAndTell

    OdpowiedzUsuń