_____________________________________________
Bill
Jak ja tego nienawidzę…
Szedłem właśnie, pierwszy raz po pobiciu, przez szkolny korytarz i starałem się
nie zauważać tych śmiechów, które leciały w moim kierunku. Zawsze tak było, ale
teraz ich powodem były moje sińce, które jeszcze nie do końca się zagoiły. To
było smutne.
Dzień w szkole był koszmarny. Nauczyciele, niczym kaci, na każdej lekcji wołali
mnie do tablicy. Na szczęście dzięki Tomowi, który musiał odpracować swoją
karę, normalnie chodzić na wszystkie lekcje i jeszcze zajmować się mną, byłem
na bieżąco, więc nie było tak źle. Gorsza była ta świadomość, że nawet
nauczyciele mnie gnoją tylko dlatego, że muszą patrzeć na kogoś takiego jak ja.
Przykro mi. Jestem jaki jestem i nie zmienię się, bo oni tak chcą.
Mój „odpoczynek” trwał tydzień, podczas którego z Tomem mogłem porozmawiać
dopiero późnym popołudniem, kiedy kończył sprzątać korytarze. Po szkole wpadał
zjeść i się przebrać, a potem szedł do swojej „pracy”. Dwie godziny zajmowały
mi lekcje, które codziennie odrabiałem, jakbym właśnie wrócił z budy, ale
reszta dnia to był koszmar. Nudziłem się jak mops, a nie mogłem nigdzie wyjść,
bo Tom załatwiał mi „opiekuna”, który miał mnie pilnować. Albo była to nasza
opiekunka, albo jakiś gówniarz, który akurat tego dnia urządził sobie wagary.
Dziwnym trafem, Tom zawsze o tym wiedział…
Kiedy wracał, o dziwo, pozwalał mi wychodzić do czegoś na wzór świetlicy i
wtedy przeważnie w coś graliśmy, albo oglądaliśmy telewizję. Czasem włączaliśmy
jedyny dostępny kanał muzyczny i krytykowaliśmy „gwiazdy”. Przeważnie to były
podmiejskie szmiry, albo „równi ziomale”, wyjący o gołych cyckach. Jak można
tworzyć coś takiego? Wstydziłbym się to śpiewać. W każdym razie kiedy tak ich
obserwowałem, zapragnąłem być taki, jak oni. Nie, nie pusty i mało kreatywny.
Chciałem być uwielbiany i doceniany. Chciałem być kimś. Kimś, kim się nie
gardzi. Kimś, kogo się podziwia. Kimś, o kim ludzie myślą, kiedy jest im źle i
na ich twarzach pojawia się uśmiech. Obiecałem sobie, że kiedyś będę kimś
takim. Że ludzie przestaną mnie wytykać palcami, a zaczną patrzeć na mnie jak
na swój ideał. I choćby nie wiem co, osiągnę swój cel.
A tymczasem Tom zabrał mnie do wesołego miasteczka. Chciał mi wynagrodzić tamtą
imprezę, pobicie, pobyt w szpitalu i czas „rekonwalescencji”, choć tłumaczyłem
mu, że nie musi tego robić. Uparł się. A jak Tom Kaulitz się uprze, to nie ma
bata. Dopnie swego. No to poprosił panią Isabel o trochę forsy i poszliśmy. Nie
miała oporów przed pożyczeniem mu kasy. Zawsze jej oddawał, kiedy w wakacje
załapywał się do jakiejś roboty. Tym razem miało być tak samo.
W wesołym miasteczku byliśmy po około 40 minutach, z czego 30 tłukliśmy się
autobusem. Uwielbiam komunikację miejską…
Na pierwszy ogień poszła
karuzela-koniki. Trochę głupio się czułem, kiedy wokół mnie były same
dzieciaki. Poczułem się taki stary. Mimo to bawiłem się świetnie. Śmiałem się
jak głupi, a Tom razem ze mną. Przynajmniej nie będę sam w pokoju bez klamek,
hehe. Następne było tzw. Rollercoaster Tornado. Od samego patrzenia na to
robiło mi się niedobrze, a co dopiero w tym siedzieć. Tom, cwaniak jeden,
wypchnął mnie, a sam stał sobie spokojnie na ziemi. Zemszczę się! Po wyjściu z
tego piekielnego urządzenia ledwo stałem na nogach. Za to Dred miał ze mnie
niezły ubaw. No i z czego tak rżysz? Ja tu umieram… Dobrze, że nie zdążył do
mnie podejść, bo miałby niezbyt ładny wzorek na bluzie… Ja próbowałem uspokoić
mroczki przed oczami, a on gdzieś poleciał. No to sobie poleżę. Po dwóch
minutach wrócił z butelką wody mineralnej. O, dobry Tom, dobry. Przepłukałem
usta, a resztę zawartości butelki wypiłem duszkiem. Od razu lepiej. Pomógł mi
wstać, a potem dojść do ławeczki. Teraz to się przejął.
- Ale mnie nastraszyłeś. Lepiej się czujesz?
- Tak. Trzeba mnie było tam nie pchać. Mówiłem, że tak będzie.
- Stwierdziłem, że przesadzasz.
Spojrzałem na niego wzrokiem, który
mógłby zabijać.
- Znam swój organizm – burknąłem.
- Dobra już, dobra. Przepraszam. Wracamy?
- Gdzie?
- No do…
- Zwariowałeś?! – Zerwałem się na równe nogi i pognałem jak strzała do przodu,
krzycząc wesoło: - To dopiero początek zabawy!
Nie byłem pewien, czy mnie usłyszał, ale cóż. Jeśli nie, to niech spróbuje mnie
dogonić.
Zrobił to! I to bez większych trudności. Skubany. Biegniemy, biegniemy, aż tu
nagle moim oczom ukazał się… samolot! Zaciągnąłem tam Toma. Ha! Tym razem to
nie ja miałem pietra.
- Ty chcesz do tego wsiąść?
- No, a czemu nie? – Mój brat nic nie odpowiedział, tylko przełknął głośno
ślinę. – Pękasz?
- Ja? Chyba śnisz! – prychnął i wskoczył do samolotu. Zaśmiałem się cicho i
zrobiłem to samo. Więcej chętnych do tej atrakcji nie było, więc samolot krążył
tylko z nami. Mieliśmy fajny widok na całe wesołe miasteczko. Znaczy z
„Rollercoaster” też pewnie widoki były fajne, ale ja wtedy jakoś nie obserwacje
miałem w głowie. Teraz było idealnie. Samolocik sobie krążył powoli, a ja
podziwiałem. W pewnym momencie spojrzałem na Dreda. Był jakiś nieobecny. Gapił
się na mnie jak w obrazek. No to mu pomachałem ręką przed nosem. Jakby się z
transu obudził.
- Co się tak zawiesiłeś?
- Zamyśliłem się. – Odwrócił wzrok. Mój brat myśli, hehe. Nie no, żartuję. Z
nas dwóch to on jest tym myślącym. I to za siebie, i za mnie.
Ostatnią atrakcją był Tunel Strachu. Jechaliśmy takim wagonikiem, a co jakiś
czas przed nami wyskakiwały duchy, albo inne potwory. Chwyciłem dłoń Toma tak
mocno, że przez chwilę bałem się, że mu kości połamię, a w pewnym momencie po
prostu się w niego wtuliłem. O matko, co to było? Ja chcę do domu! Kiedy
wyszliśmy z tunelu, byłem cały blady. Nawet makijaż nie był w stanie tego
ukryć. A nogi to miałem jak z waty. Na szczęście dosyć szybko doszedłem do
siebie.
Z wesołego miasteczka wyszliśmy koło godziny 17-tej. Po drodze Tom kupił mi
watę cukrową, którą oczywiście musiałem się cały uciapać.
- Oj, ciamajdo – mruknął bliźniak, kiedy wycierał mi usta chusteczką
higieniczną. No normalnie brakowało tylko, żeby ją poślinił…
- Możesz mi oddać tę chusteczkę? Sam sobie poradzę.
- Nie marudź! – No i zrobił to! Poślinił róg chusteczki i do mnie z nią.
Odsunąłem się jak oparzony. Tom, widząc moją minę, parsknął śmiechem. –
Żartowałem.
Ja go kiedyś uduszę…
<3 Ratujesz biednych ludzi od nudy swoim niesamowitym opowiadaniem <3 Biedny Bill, wszyscy się z niego śmieją.. Ja bym go lubiła, bo jest sobą <3 fajnie, że chłopaki mieli zabawę :P
OdpowiedzUsuńHahaha. Genialne. xD Dzięki Kasiu. Udało Ci się choć odrobinę poprawić mój humor. Moim zdaniem, Tom jest aż za bardzo opiekuńczy, ale niech Ci będzie. ^^ Ogólnie, odcinek bardzo fajny, chociaż szkoda mi Billa. Strasznie go źle traktują. Nawet przesadzają. Ja już tak przesrane nie mam, ale to chyba tylko dlatego, że nie umie się obronić. I kiedy będzie coś z twc? :c xD
OdpowiedzUsuńNo nic. Czekam na kolejną część.
I dziękuję za dedyka. ;*
Pozdrawiam!
Szczerze to było .... zajebiste !!! Nigdy nie czytałam lepszego opowiadania !Ale naprawdę umiesz poprawić humor , miałam go popsutego a teraz jestem w świetnej formie !! Dzięki !
OdpowiedzUsuńKasiu mówiłam Ci już kiedyś, że masz świetny styl pisania. dalej się tego trzymam, absolutnie!
OdpowiedzUsuńodcinki są krótkie, ale bardzo przemyślane. bardzo lekko się to czyta. od razu widać indywidualizację języka. bracia są młodzi, więc przemyślenia Billa są typowe jak na nastolatka. z warstwą techniczną radzisz sobie doskonale.
co do akcji to rozwija się powoli, ale jeśli mam wyrazić swoje zdanie, to bardzo mi się to podoba. zaciekawia, zawsze wprowadza jakiś element zaskoczenia i zmusza czytelnika do wnikliwego śledzenia jej rozwoju.
słowem: szeroki uśmiech znów dzięki Tobie zagościł na moich ustach, za co bardzo Ci dziękuję, Kasiu.
całuję!
Kasiu, blog jest cudowny.!
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno go znalazłam i od razu przypadł mi do gustu..:) Bardzo lekko i przyjemnie się czyta.. Uwielbiam właśnie tego typu rozdziały z przemyśleniami na przemian bohaterów..
Masz wielki talent Słońce i bardzo się cieszę, że potrafisz z niego jak najwięcej czerpać i chcesz to robić..
Obiecuję, że będę regularnie zaglądać;D
Dziękuję, że dzięki tobie, tak jak innym czytelnikom pojawił się u mnie optymizm do życia, który u mnie od jakiegoś czasu rzadko gości..
Życzę dużo weny.!:)
Moc uścisków
KissAndTell