Tom
Było grubo po północy, a ja nie
mogłem spać. Myślałem. O czym? O wszystkim. O Billu. O dzisiejszym dniu. Bill
był taki radosny. No, może poza tym faktycznie diabelskim urządzeniem, po
którym wymiotował. Na samą myśl o tym uśmiechnąłem się. Nie, to nie tak, że mój
brat cierpi, a ja się cieszę. Po prostu jest wtedy taki nieporadny, zdany tylko
na mnie. A ja lubię się nim opiekować. Po kilku minutach wreszcie zasnąłem.
Gdzieś daleko usłyszałem denerwujący dźwięk budzika. Leniwie wyciągnąłem rękę i
go wyłączyłem, a potem zwlekłem się z łóżka. Kto wymyślił szkołę? Nie wiem, ale
nienawidzę gościa. Myślałem, że Bill już się pindrzy w łazience, ale on
smacznie spał. Oj, wyczuwam kłopoty…
Skorzystałem z tej niecodziennej sytuacji i poszedłem zrobić swoje, że tak
powiem. Kiedy wróciłem do pokoju czyściutki i pachnący, mój brat dalej spał. Co
jest? Spóźni się jak nic. Podszedłem do jego łóżka.
- Bill – szepnąłem. – Wstawaj, bo pójdziesz do budy bez śniadania.
- Nigdzie nie idę, mamo – mruknął. – Gardło mnie boli.
Co on bredzi? Położyłem rękę na jego czole i normalnie aż się sparzyłem. Miał
gorączkę i to wysoką. Dopiero teraz zauważyłem, że Czarny drży. Pobiegłem po
naszą opiekunkę i powiedziałem, jak wygląda sytuacja. Oczywiście natychmiast
przyszła razem ze mną do naszego pokoju, po czym obudziła Billa i kazała mu
zmierzyć temperaturę. Zrobił to, ale był ledwo przytomny. Przysypiał i do tego
cały czas się trząsł. Mówiłem? Trzydzieści osiem i sześć. Biedny Billy…
- Trzeba wezwać lekarza – powiedziała i wstała. – Ty idź do szkoły, zajmę się
nim.
- Może zostanę i pani pomogę?
- Sio! Wystarczająco zajęć już opuściłeś – rozkazała, wypychając mnie z pokoju.
No to poszedłem. Miałem inne wyjście? Jeszcze doniesie dyrektorowi i dostanę
kolejną karę, a tego nie chcę.
Dzień minął mi bez większych rewelacji. Dostałem pałę z biologii. Normalka.
Nawet się nią zbytnio nie przejąłem. Za to na jednej z przerw stało się coś,
czego bym się nie spodziewał. Podeszła do mnie Emilie, która od czasu imprezy
mnie unikała. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Hej, Tom – powiedziała niepewnie. Chyba było jej głupio za ten cholernie
namiętny pocałunek pod… No, toaletą.
- Cześć – powiedziałem, zerkając na nią. – Coś się stało?
- Co? Nie. To znaczy tak.
- To nie czy tak?
- Co słychać u twojego brata? – zapytała w końcu.
Zmarszczyłem brwi.
- U Billa? - Dziewczyna skinęła głową, więc kontynuowałem: - Prawdopodobnie
leży teraz w łóżku i łyka różne świństwa. Chyba się przeziębił – wyjaśniłem. –
A czemu pytasz?
- Bo widzisz, mój kumpel poprosił mnie, żebym poprosiła ciebie o numer telefonu
Billa – w końcu przestała się plątać, a ja zaśmiałem się w duchu. Ale zaraz,
jaki kumpel? I po co mu numer Czarnego?
- Bill nie ma telefonu – skłamałem, sam nie wiem czemu. – Mogę mu coś
przekazać.
- To ja się go jeszcze zapytam, co masz przekazać bratu.
Na szczęście zadzwonił dzwonek, więc poszła do klasy. Coś tu śmierdzi. Kto tak
nagle interesuje się Billem? Jeśli ten „kumpel” skrzywdzi mojego brata, nie
ręczę za siebie. A coś czuję, że tak to się skończy. Na razie mogłem tylko
wejść do klasy i całe czterdzieści pięć minut słuchać o czymś, co mnie
kompletnie nie obchodziło.
Kiedy wróciłem do Domu Dziecka, młody spał. Zostawiłem plecak i podszedłem do
jego łóżka. Odgarnąłem mu włosy z czoła, a potem usiadłem obok niego na skraju
łóżka. Patrzyłem na jego spokojną twarz. Czemu ten na górze, o ile istnieje,
tak go karze? Dopiero tyle się wycierpiał, a teraz znowu grypa. Gdy tak
obserwowałem jego spokojny sen, obudził się. Spojrzał na mnie półprzytomnym
wzrokiem i przeciągnął się.
- Tom? Co ty tu robisz? Nie poszedłeś do szkoły?
- Już wróciłem – odpowiedziałem wesoło.
- To ile ja spałem?
- Kilkanaście godzin – odparłem. Czarny nawet nie miał siły się przerazić, jak
to zwykle ma w zwyczaju. – Jak się czujesz?
- Spać – mruknął, a ja się zaśmiałem. – Podasz mi szklankę wody?
Wstałem i poszedłem po wodę. Daleko iść nie musiałem, bo stała na biurku. Kiedy
podawałem mu szklankę, do pokoju weszła nasza opiekunka.
- No, Bill – zaczęła od progu. – Jak się czujesz?
- Jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł.
- Ale humorek, widzę, dopisuje.
- Tom – zwrócił się do mnie. – Musimy kupić pani Isabel okulary. Kiedy ma pani
jakieś najbliższe święto?
Parsknąłem śmiechem, ale zaraz zostałem skarcony przez kobietę wzrokiem.
Od razu mi przeszło.
- Masz – powiedziała oschle i podała mu garść tabletek. Chyba ją wkurzył, ale
to nie znaczy, że ma go od razu truć!
- Jest pani pewna, że to bezpieczne łykać tyle leków naraz? – zapytałem.
- Spokojnie, nic groźnego tam nie ma – zapewniła. – Zalecenie lekarza.
Cóż, musiałem uwierzyć. Bill zmierzył temperaturę, która była o niebo lepsza
niż rano i znowu zasnął. Zaraz po tym, jak zamknęły się drzwi za opiekunką,
przysiadłem do lekcji. Co jakiś czas zerkałem na bliźniaka, ale na szczęście
nic niepokojącego nie zauważyłem.
Wieczorem oznajmił, że czuje się lepiej i że jest głodny. Myślałem, że się
przesłyszałem. Upewniłem się, że słuch mnie nie myli, ale kiedy dostałem
poduszką w łeb, już wiedziałem, że mówił serio. Jeszcze to jego warknięcie
„Jeść mi daj!”. Jak dziecko albo baba w ciąży. No, ale co? Zszedłem do stołówki
i wziąłem kolację dla siebie i Billa. Zjadł swoją i jeszcze do mojej się
dobierał, za co dostał po łapach.
- Nie bij mnie, jestem chory, nie wolno – mruknął, wkładając sobie do ust
ogórka z MOJEJ kanapki. Czasem z nim nie wytrzymuję. Ale i tak go kocham.
Hah, niezłe. xD Tom musi się przy Czarnym namęczyć, oj musi. xP Ale dobrze, że blondyn tak się nim czule opiekuje.
OdpowiedzUsuńBędę czekać na dalszą część.
Pozdrawiam.
Znowu coś..? Chujowo, że tak stwierdzę o ile pozwalasz mi przeklinać tutaj xD Braterska miłość... <3
OdpowiedzUsuńOni są słodcy i w ogóle! Tacy kochani i mimo tych przytyków widać, że bardzo się kochają. Bill, zdrowiej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
są kochani, tak to prawda.
OdpowiedzUsuńjuż mówiłam, że masz taki ciepły styl opisywania tego, co dzieję się między nimi. wzrusza mnie opiekuńczość Toma i niezdarność Billa. ich relacja opiera się na wsparciu, zaufaniu i prawdziwej miłości. bracia idealni! fantastycznie się to czyta.
mam nadzieję, że ten wspaniały nastrój będzie trwał i trwał.
życzę weny i pozdrawiam gorąco w ten zimowy czas, Kasiu.