Bill
Nienawidzę okresu
przedświątecznego. Już po Święcie Zmarłych w sklepach są wywieszane ozdoby
świąteczne. Rzygać się chce. Co w Świętach Bożego Narodzenia jest takiego
fajnego? Dla mnie to wszystko jest kłamstwem. Ludzie spotykają się, dają prezenty
i życzą wesołych świąt, a tak naprawdę każdy z nich w głowie układa coś wręcz
odwrotnego. Każdy tylko czeka aż innym powinie się noga i przydarzy jakieś
nieszczęście. Po co więc to wszystko? Po co te udawane uprzejmości, wymuszane
uśmieszki? Dla mnie to głupota. Dlatego nienawidzę świąt. Po co mam wysłuchiwać
paplaniny nauczycielki podczas Wigilii klasowej, skoro w głębi życzy mi
wszystkiego, co najgorsze? Święta powinno się spędzać w gronie rodzinnym, a nie
wśród obcych dzieciaków w Domu Dziecka. W sumie po tych trzech latach już obcy
nie są, ale to i tak nie to samo. Dopiero po śmierci rodziców zrozumiałem, że
miałem cholerne szczęście. Dopiero po ich odejściu zacząłem doceniać to, co
miałem. Szkoda, że tak późno.
Od miesiąca moje kontakty z bliźniakiem ograniczyły się do minimum. Od
tego feralnego wieczora, kiedy się upił. Do tej pory nie potrafię pojąć, co w
niego wstąpiło. Tom i alkohol? To dwa różne światy! Teraz wiem, że kiedy jest
pijany, gada od rzeczy. Tego, co powiedział, gdy razem z Chrisem przytachaliśmy
go do pokoju, wolałem mu nawet nie przypominać…
No właśnie, Chris. Ten nie odpuścił sobie kontaktów ze mną nawet po tym,
gdy dowiedział się, że mieszkam w Domu Dziecka. Myślałem, że będzie na mnie zły
za to, że skłamałem z miejscem zamieszkania, ale on powiedział, że to nie jest
ważne i że mnie rozumie, co było dziwne, biorąc pod uwagę warunki, w jakich on
mieszka. I żyje. A przecież syty głodnego nie zrozumie.
Zacząłem nawet podejrzewać, że blondyn wiąże ze mną jakieś plany, o
których nie mam zielonego pojęcia, jednak wolałem o tym nie myśleć. Jest dobrze
tak, jak jest.
No, może nie do końca, bo bolą mnie smutne spojrzenia, jakimi częstuje
mnie mój brat. Ale to on tak zdecydował. To on przestał się do mnie odzywać i
nie robi nic, żeby to zmienić. W dodatku się mijamy. Kiedy ja wracam do Domu
Dziecka, on z niego wychodzi i wraca wieczorami. Owszem, ja też wychodzę i też
czasem wracam po dobranocce, ale on zjawia się jeszcze później! Boję się, żeby
się w coś nie wplątał.
Szedłem właśnie na spotkanie z Chrisem i szlag mnie trafiał na widok
każdej lampeczki w witrynach sklepowych. Przecież do świąt jeszcze ponad
miesiąc!
Chris czekał na mnie w kawiarni, która znajdowała się w centrum handlowym.
Byłem tutaj pierwszy raz, dlatego też znalezienie miejsca spotkania zajęło mi
dłuższą chwilę. Blondyn siedział przy jednym ze stolików i rozglądał się.
Podszedłem do niego szybkim krokiem.
- Cześć – sapnąłem zmęczony, gdy stanąłem przed kumplem. – Przepraszam za
spóźnienie.
- Nic się nie stało – odparł z uśmiechem. – Cieszę się, że przyszedłeś.
- Przecież byliśmy umówieni. To chyba nic dziwnego, że tu jestem, prawda?
W odpowiedzi chłopak tylko się
uśmiechnął i skinął głową. Usiedliśmy i zamówiliśmy herbatę, jako że na dworze
było zimno i mimo, iż Chris siedział tu już zapewne kilkanaście minut, oboje
byliśmy zmarznięci.
W kawiarni siedzieliśmy dopóki nie wypiliśmy herbaty. Potem Chris
poprosił mnie, żebym połaził z nim po centrum handlowym, bo musi kupić prezenty
rodzinie, a nie chce mu się samemu. Próbowałem się wymigać, ale nie pozwolił mi
na to. Pozostało mi tylko westchnąć ciężko i zgodzić się.
Chodziliśmy od sklepu do sklepu, a ja miałem dość już po drugim. Może nie
byłoby tak źle, gdyby nie to, że chłopak prosił mnie o pomoc w wybieraniu
drobiazgów.
- Chris, do cholery, skąd mam wiedzieć, co spodoba się twojej mamie czy
siostrze? Nie znam ich – warknąłem w pewnym momencie niezbyt miło, ale
przynajmniej skutecznie, bo odpuścił. Nawet przestał się odzywać. W pewnym
momencie oznajmił, że idzie do toalety i zniknął mi z pola widzenia.
Dreptałem sobie bez celu, aż nagle zobaczyłem Toma. Nie był sam. Stał z
tą dziewczyną, u której byliśmy na imprezie jakiś czas temu, a ona kleiła się
do niego. Zmarszczyłem brwi. Wtedy mnie dostrzegł i otworzył szerzej oczy.
Najwidoczniej nie spodziewał się mnie w takim miejscu. Cóż, ja jego też. Objął
dziewczynę w pasie i poszli. Zacząłem się rozglądać, ale nigdzie nie widziałem
Chrisa. Pojawił się dopiero po pół godziny.
- Wybacz – sapnął, jakby przebiegł cały maraton. Uśmiechnąłem się
delikatnie. – Mam już wszystko. Wracamy? – rzekł, podnosząc torby i pudełka z
prezentami, a ja skinąłem głową. W duchu odetchnąłem z ulgą.
Okazało się, że idziemy do domu chłopaka.
- Twoich rodziców nie ma? – upewniłem się, gdy weszliśmy do środka.
- Nie, spokojnie. Mama wraca wieczorem, a tata dopiero za kilka dni –
odparł, a ja pokiwałem głową. – Chcesz coś do picia?
- Może sok?
Po chwili blondyn podał mi szklankę
z sokiem pomarańczowym, a sam upił łyk ze swojej. Poszliśmy do jego pokoju,
który znajdował się na piętrze i oboje padliśmy na łóżko. Często tak robiliśmy,
dlatego nie czułem już skrępowania. Raz nawet zasnąłem. Fakt, było mi głupio,
ale szybko oboje wymazaliśmy ten incydent z pamięci. Chociaż Chris twierdzi, że
mogę u niego nawet nocować. Już widzę minę Toma, gdy wracam do Domu
Dziecka następnego dnia. Nawet potrafię sobie wyobrazić „kazanie” na temat nocy
poza „domem”. W sumie… Kuszące. Może kiedyś tak zrobię… Ale to jeszcze nie
teraz.
W pewnym momencie mój kumpel przekręcił się na bok i na zgiętej w łokciu
ręce podparł głowę i gapił się na mnie.
- Co? – burknąłem. – Ubrudziłem się? – Przejechałem ręką pod nosem, ale
nic tam nie było. Co nie zmienia faktu, że chłopak dalej wlepiał we mnie gały.
Nagle zadzwonił jego telefon. Wyjął
go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Automatycznie zbladł. Rozłączył
połączenie, ale „ktoś” nie ustępował i dzwonił, dopóki blondyn nie odebrał. Po
chwili wrócił jeszcze bardziej blady, niż był dwie minuty temu.
- Bill… - wymamrotał niewyraźnie. Przestraszyłem się. – Musisz uciekać.
- Co? O czym ty mówisz?
- Nie czas na wyjaśnienia. Zbieraj się. – Wyrwał mi szklankę z ręki. –
Oni zaraz tu będą.
- Kto?! – zdenerwowałem się.
- Twoi oprawcy! Szkolna banda! Mówi ci to coś?! – ryknął, a ja nie mogłem
wyjść z szoku. Skąd oni wiedzą, gdzie jestem? Czyżby Chris… Nie, to niemożliwe!
– Nie patrz tak na mnie! Spierdalaj! Oni chcą… - urwał.
Czyli jednak. Chris trzyma z nimi. Wsypał mnie. Nie mogłem w to uwierzyć.
Zacząłem się powoli zbierać. Wszystko robiłem jak otępiały, w tempie żółwia.
Kiedy stanąłem przy drzwiach, spojrzałem smutno na chłopaka, a z mojego gardła
wydobyło się ciche „dlaczego?”, lecz ten nie zamierzał mi odpowiadać. Za to
zrobił coś, czego w życiu bym się nie spodziewał. Po prostu mnie… pocałował.
Krótko, ale mocno. A ja… Nawet nie byłem w stanie zareagować. Gdy się ode mnie
odkleił, spojrzałem na niego jeszcze bardziej zszokowany, a potem wyszedłem z
jego domu. Powoli, jakbym szedł na spacer, a nie uciekał przed atakiem moich
wrogów. Bo prawda była taka, że było mi wszystko jedno. Mogli mnie nawet zabić,
nie obchodziło mnie to. Bo skoro nie ma na tym świecie naprawdę życzliwych
ludzi, to ja nie chcę do niego należeć.
Szedłem powoli w stronę… Sam nie wiem, gdzie szedłem. Nagle usłyszałem za
sobą TEN głos. Westchnąłem ciężko, ale nawet nie przyspieszyłem kroku. Dogonili
mnie.
- No co, czarnulku? Zabawimy się? – zapytał „szef”. Ja natomiast
patrzyłem na niego beznamiętnie. – Nic nie powiesz?
Prychnąłem, czym chyba go
zezłościłem, bo popchnął mnie prosto na swojego kumpla, ten na następnego, aż
nie trafiłem znów na tego pierwszego. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, choć nie
wydałem z siebie ani jednego dźwięku. Karl uderzył mnie w brzuch, przez co
zwinąłem się wpół. Zacząłem kaszleć, a oni nie zamierzali mnie oszczędzać.
Poczułem pięść na swoim nosie, z którego zaraz poleciała krew. Znów mnie
popchnął, tyle że tym razem nie udało mi się utrzymać równowagi i upadłem.
Akurat w tym momencie zaczęło padać. Kap, kap, kap. Szkoda, że im to nie
przeszkadzało. Chcieli mnie skopać, ale w tym momencie usłyszałem dobrze znany
mi głos.
- Ej! Zostawcie go!
Tylko co on tutaj robi?
Wow !!! mega!!! nie mogę się doczekać na następny odcinek!!!
OdpowiedzUsuń