Tom
Świetnie. Wszystko spieprzyłem.
Wszystko. Teraz Bill już na pewno nie będzie chciał mnie znać. Straciłem go. I
jako brata, i jako… Ech, brata.
Kiedy wybiegł z pokoju, chciałem polecieć za nim, jednak szybko doszedłem do
wniosku, że musi sobie to wszystko przemyśleć, przetrawić. W samotności. Gdzieś
głęboko we mnie czaiła się iskierka nadziei, że gdy to zrobi, wszystko między
nami się ułoży. Więc czekałem na jego powrót, mając nadzieję, że gdy ochłonie,
porozmawiamy na spokojnie.
Problem polegał na tym, że od jego wyjścia minęły już trzy godziny, a jego
dalej nie było. Zacząłem się martwić i mieć głupie myśli. A co, jeśli poszedł
do tego swojego „kumpla”? Albo, co gorsza, dorwała go szkolna banda?! Nie, nie,
nie, Tom! Nie możesz tak myśleć. Muszę się czymś zająć.
W tym celu usiadłem przy biurku i bazgrałem coś w zeszycie. Po jakimś czasie
zauważyłem, że to „coś” wygląda jak nuty do piosenek, co mnie zdziwiło.
Chciałem wyrwać kartkę i ją wyrzucić, ale w ostatnim momencie się
powstrzymałem. Może się przydać.
Minęły kolejne trzy godziny, a Billa jak nie było, tak nie ma. Co robić?
Zgłosić opiekunce? Bez sensu, jest jeszcze wcześnie. To tylko mnie się wydaje,
że od zniknięcia Czarnego minęły wieki. Cholera, Billy, gdzie jesteś?
Gdy zaczęło zmierzchać, nie wytrzymałem. Nie chciałem robić zamieszania, więc
wziąłem dwie bluzy – jedną dla niego na wszelki wypadek – i sam poszedłem go
szukać. Pierwszym miejscem, które sprawdziłem był park. Gdzie się najlepiej
myśli, jak nie na świeżym powietrzu? A parki są takie spokojne… Przynajmniej
takie powinny być.
Obszukałem cały i naprawdę wiele rzeczy znalazłem, ale ani śladu bliźniaka.
Byłem zmuszony iść do tego blondyna, którego imienia nawet nie znałem. Szedłem
tam jak na ścięcie. Jeśli tam go nie ma, to nie wiem, co zrobię. Wszelkiego
rodzaju bary i kluby odpadają. Bill nigdy nie stawiał na rozrywki tego typu ani
nie rozwiązywał problemów alkoholem.
Drzwi otworzyła mi dosyć ładna blondynka. Zapewne matka mojego wroga. Rany,
nawet kolesia nie znam, a go nienawidzę.
- Dzień dobry – przywitałem się. I tu zaczynały się schody. Co miałem
powiedzieć? – Nazywam się Tom Kaulitz. Wiem, że moje nazwisko nic pani nie
mówi, ale szukam mojego brata.
- A dlaczego tutaj?
Dobre pytanie.
- Ponieważ wiem, że przyjaźni się z pani synem. Ja i Bill… Pokłóciliśmy się i
pomyślałem, że może przyszedł tutaj – wytłumaczyłem, choć była to wersja dużo
skrócona.
- Przykro mi, Billa tutaj nie ma. Coś jeszcze?
Milutka jest, nie ma co.
- Nie, dziękuję. Do widzenia.
Kobieta zamknęła mi drzwi przed
nosem. A ja… dalej nie wiedziałem, gdzie jest i co robi mój brat. Ta niewiedza
jest okropna.
Postanowiłem do niego (po raz któryś) zadzwonić. I po raz któryś usłyszałem to
samo: Abonent tymczasowo niedostępny. Super!
Łaziłem po mieście jeszcze około godziny, szukając Czarnego, aż w końcu
stwierdziłem, że to nie ma sensu. Sam go nie znajdę. Już dawno zrobiło się
ciemno i jeśli mam być szczery, w pewnym momencie przestałem rozpoznawać
miejsca, w których się znajdowałem i nie miałem bladego ani zielonego pojęcia,
jak wrócić do Domu Dziecka. Jakby tego było mało, bateria w mojej komórce
zaczęła domagać się o naładowanie. Zdążyłem zadzwonić do naszej opiekunki,
powiedzieć, że się zgubiłem, podać nazwę ulicy, którą jakimś cudem udało mi się
zobaczyć dzięki stojącej nieopodal latarni i telefon padł. Czekałem, czekałem…
i marzłem. Jakby nie było, mieliśmy już grudzień. Niedługo święta, a ja swoim
zachowaniem robię wszystko, żeby mój brat, jedyna bliska mi osoba mnie
znienawidziła. No, ale sam chciał wiedzieć, co mnie trapi, nie? No to mu
powiedziałem. Nie może mieć do mnie pretensji o moje uczucia do niego. Broniłem
się przed nimi. Bardzo się broniłem i przez jakiś czas oszukiwałem sam siebie,
że to nie jest nic poza naszą bliźniaczą więzią, ale ileż można? Nie
wytrzymałem, to silniejsze ode mnie. Wiem, że on nie czuje tego samego, ale
błagam, niech przede mną nie ucieka! To boli. Cholernie boli.
Pani Isabel przyjechała po około pół godziny. Od razu wsiadłem do jej auta, w
którym było tak przyjemnie ciepło.
- Co ty robisz tak daleko od placówki o tej porze? – warknęła od razu.
- Szukam Billa – odparłem, jakby to miało wszystko wyjaśnić i objąłem się
ciasno ramionami. Kobieta spojrzała na mnie pytająco. Westchnąłem. –
Pokłóciliśmy się i on wyszedł.
- Kiedy?
- Z osiem godzin temu.
Zacisnęła usta i ręce na kierownicy.
Zatrzymała samochód i zadzwoniła do kogoś.
- Caroline, pójdź do pokoju 415 i
sprawdź, czy ktoś tam jest. Jeśli nie, idź na stołówkę i poszukaj Billa… Tak,
Billa Kaulitza. I zadzwoń do mnie jak najszybciej. Dziękuję. – Rozłączyła się i
ponownie włączyła się do ruchu. – Gdzie on może być? – zwróciła się do mnie.
- Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, a ona westchnęła.
Po pięciu minutach zadzwoniła jej
komórka. Wcisnęła dwa razy zieloną słuchawkę, włączając zestaw głośnomówiący.
- Tak, Caroline?
- Nie ma go, proszę pani. Sprawdziłam nawet toalety, ale ani śladu chłopaka.
Zamknąłem oczy. Miałem cichą
nadzieję, że może wrócił do bidula.
- Dziękuję. – Nasza opiekunka rozłączyła połączenie i podała mi komórkę,
mówiąc: - Dzwoń. Policja, szpitale, może jacyś znajomi Billa. Gdzieś musi być.
Na słowo „szpitale” wzdrygnąłem się. Obdzwoniłem wszystkie komisariaty policji
i szpitale w mieście, ale nigdzie nie mieli informacji o Billu. W końcu
zgłosiliśmy zaginięcie, z czym oczywiście był problem, bo nie minęło jeszcze 48
godzin, ale pani Isabel potrafi postawić na swoim. Po 15 minutach jej krzyków
przyjęli zgłoszenie.
Och, Billy, gdzie ty jesteś?
czytam twoje opowiadanie od początku. jest na prawdę niezłe. nutka tajemniczości itd. ; )
OdpowiedzUsuńtylko strasznie mi przykro, że rozdziały są takie krótkie.
a teraz odnośnie rozdziału.
GDZIE JEST BILL?! o_O
słodkie, smutne i poprawiające chumor. Ty to wiesz jak dogodzić innym :)
OdpowiedzUsuń"Teraz Bill już na pewno nie będzie chciał mnie znać. Straciłem go. I jako brata, i jako… Ech, brata."
OdpowiedzUsuńPowyższe zdania to kwintesencja rozdarcia psychicznego Toma. Biedaczek miota się między miłością braterską a pragnieniem tej innej, zakazanej w jego pojęciu miłości do bliźniaka. Bardzo - ale to bardzo - dobrze tworzysz ten wizerunek Toma rozerwanego praktycznie na pół. Wyznał bratu to, co czuje, bo to ponad jego siły, by dalej udawać, że Bill jest dla niego tylko bratem. Ale dla Billa to chyba za dużo. Tak mi się przynajmniej wydaje, skoro tak nagle zniknął i nie ma go nawet u Chrisa (który swoją drogą ma dziwne zagrywki). Mogę się zdziwić, bo masz możliwość pójścia w inną stronę, ale Bill w tym opowiadaniu wydaje mi się drobny, kruchy, potrzebujący opieki, delikatnie zagubiony - a teraz to nawet przerażony tym, co wyznał mu jego ukochany brat. W każdym razie bardzo dużo zależy teraz właśnie od niego. Jak przyjmie to wyznanie? Co będzie o tym myślał? Czy też zacznie odkrywać w sobie coś więcej niż tylko "Tom=brat"? Wszystko stoi pod znakiem zapytania, a ja po raz kolejny powiem, że podoba mi się powolny rozwój akcji i elementy tajemniczości, Kasiu.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i weny!
Nikola.
P.S. Dziękuję za piękne słowa skierowane do mnie pod ostatnim odcinkiem pierwszego sezonu, Kasiu. Było mi niezmiernie miło je czytać.