UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 19.


Ten odcinek dedykuję mojemu... Ach, nie, nie napiszę tego, co chciałam napisać xD Więc dedykuję go mojemu bliźniakowi. Illusion, dla Ciebie on jest taki długi :*


Bill


             

            Obudziłem się w nieswoim łóżku. Rozejrzałem się po pokoju, w którym się znajdowałem. Poznałem go. Pierwszą moją myślą było „Tom pewnie się martwi”, jednak zaraz przypomniałem sobie powód, dlaczego jestem tutaj, a nie w Domu Dziecka. Tylko jak ja się tutaj znalazłem?
               Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł Chris.
               - Już wstałeś? Jeszcze wcześnie – powiedział na wstępie i usiadł koło mnie.
               - Co ja tu robię? I to w dodatku w twoim łóżku? – spytałem od razu. Jakoś budzenie się w łóżku kumpla, który na dodatek się w tobie kocha nie kojarzy mi się dobrze.
               - Nie pamiętasz? – Pokręciłem głową z lekkim przerażeniem. Chłopak podrapał się po głowie. – Masz strasznie mocny sen – zaśmiał się. – Kiedy do mnie zadzwoniłeś miałeś dziwny głos. Wyczułem, że coś jest nie tak, choć ty właściwie nic nie powiedziałeś. Rozłączyłeś się, a ja poszedłem cię szukać. Nieźle się zaszyłeś, bo znalazłem cię dopiero wieczorem. Chyba wiesz gdzie?
               - Na cmentarzu – odpowiedziałem smutno.
               - Dokładnie. Spałeś na nagrobku swoich rodziców. – Wzdrygnąłem się lekko. Spanie na cmentarzu nie jest miłe. Ale byłem zmęczony ostatnimi wydarzeniami i płaczem. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem. – Wziąłem cię na ręce i przyniosłem tutaj – kontynuował, a mnie zrobiło się głupio. – Dziwiłem się, że nie obudziłem cię, kiedy cię rozbierałem.
               Teraz to już spaliłem buraka i wywaliłem gały.
               - R… Rozebrałeś mnie? – Od razu zerknąłem pod kołdrę, na co on się zaśmiał. Miałem na sobie koszulkę i bokserki. Uff, całe szczęście. Dopiero teraz zauważyłem, że na krześle wisi reszta moich ubrań.
               - Spokojnie, przecież nie zrobiłbym nic wbrew twojej woli – mruknął poważnie, patrząc mi w oczy. Chociaż jeden nie naruszający mojej prywatności. – Radzę ci zmyć makijaż. Z rozmazanym nie wyglądasz dobrze – zaśmiał się, a ja od razu przejechałem po policzkach dłońmi, na których zostały czarne smugi. O rany, pewnie wyglądam teraz jak ostatni potwór. Zerwałem się z łóżka i chciałem lecieć do łazienki, ale w ostatniej chwili się zatrzymałem.
               - Em… Twoja mama jest? – spytałem cicho.
               - Nie, musiała wyjść. Czuj się jak u siebie.
               Tak też zrobiłem. Poszedłem do łazienki, a chwilę potem Chris przyniósł mi mleczko do demakijażu swojej mamy. Podziękowałem i wziąłem się do roboty, starając się zużyć jak najmniej. Moje lustrzane odbicie przestało straszyć.
               O wspólnych siłach przygotowaliśmy jajecznicę. Chris powiedział, że to jego specjalność. A potem dodał, że nic innego nie umie. No, nie licząc kanapek. Jedliśmy, rozmawiając.
               - Wiesz, że siedzenie samemu na cmentarzu po ciemku jest niebezpieczne? – spytał w pewnym momencie.
            Wzruszyłem ramionami.
            - Wczoraj o tym nie myślałem.
            - Powiesz mi, co się stało?
            Milczałem, wpatrując się w talerz. Co miałem mu powiedzieć? Że zacząłem się bać własnego brata, który się we mnie zakochał? To brzmi tak idiotycznie, że aż sam w to jeszcze nie wierzę.
               - Pokłóciłem się z bratem – powiedziałem w końcu.
               - I to cię tak przybiło?
            Kiwnąłem głową.
               - My się nigdy nie kłócimy.
               - Nigdy?
               - Odkąd zginęli nasi rodzice – nie. Mamy tylko siebie – powiedziałem smutno. Teraz wcale nie byłem pewny swoich słów.
            Chris położył swoją dłoń na mojej. Spojrzałem na nasze ręce, a mój żołądek zrobił salto.
               - Teraz masz też mnie – rzekł z delikatnym uśmiechem. Odwzajemniłem gest, choć blado. Nie chciałem go ranić, a nie odwzajemniając jego uczuć, to właśnie robiłem.
            Westchnąłem i wyślizgnąłem dłoń.
               - Chyba powinienem wracać – mruknąłem.
               - Nie zjadłeś.
            Spojrzałem na swój talerz. Faktycznie większa część, zimnej już jajecznicy, wciąż na nim była.
               - Nie jestem głodny. – Odsunąłem talerz i wstałem od stołu, a właściwie wyspy kuchennej. Udałem się do holu, gdzie założyłem buty i kurtkę. Chris szedł za mną. Widać było, że nie jest zadowolony, że już wychodzę.
               - Uważaj na siebie – mruknął, gdy chwytałem za klamkę.
               - Jasne. Cześć.
               - Cześć.
            Wyszedłem.
            Szedłem wolno ulicami Berlina, myśląc o tym wszystkim, co się wydarzyło. O pocałunku Chrisa i jego szokującym wyznaniu. Z Chrisem, pomimo jego uczuć do mnie, mogę się przyjaźnić. A co z Tomem? To mój brat, do cholery! Jak mógł się we mnie zakochać? I… Czy to znaczy, że on jest gejem? Och, nie wierzę!
               Dotarłem do Domu Dziecka zdecydowanie szybciej niż bym tego chciał. Spojrzałem na budynek, w którym spędziłem ostatnie trzy lata swojego życia i jeszcze bardziej go znienawidziłem. Może gdybyśmy mieli normalny dom i rodziców, wszystko byłoby inaczej? Znaczy na pewno byłoby inaczej, ale może Tom… Ech, czemu to wszystko spotyka właśnie mnie?
               Wziąłem głęboki wdech i przekroczyłem próg „domu”. Po kilku minutach byłem w pokoju. Tom siedział na moim łóżku z podkulonymi kolanami pod brodę i płakał rzewnie, na co wybałuszyłem oczy. Gdy zamknąłem drzwi spojrzał w moją stronę, po czym zerwał się i podbiegł do mnie, biorąc w ramiona i płacząc jeszcze bardziej. Niepewnie go objąłem. Cała złość na niego mi przeszła.
               - Gdzieś ty był?! – ryknął mi do ucha i odsunął mnie od siebie na długość ramion i przyjrzał mi się. – Martwiłem się!
               - Nic mi nie jest – mruknąłem i zdjąłem kurtkę.
               - Gdzie byłeś?
               - Na cmentarzu.
            Dred otworzył szerzej oczy.
               - Spałeś na cmentarzu?! Odbiło ci?!
               - Możesz na mnie nie krzyczeć?! – ryknąłem. – I nie, nie spałem na cmentarzu. Nocowałem u kumpla.
               Widziałem, że zaciska dłonie w pięści. Nic już nie powiedział. Poszedłem do łazienki. Wykąpałem się i czyściutki wróciłem do pokoju. Toma w nim nie było. Spokojnie poszukałem sobie ciuchów i ubrałem się. Wtedy wszedł mój bliźniak wraz z naszą opiekunką. Zdziwiłem się i przeraziłem. Była zła.
               - No, Bill, chyba mamy sobie do pogadania, nie uważasz? – spytała, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Co to za wychodzenie na tak długo bez zgody opiekuna? – Spuściłem głowę. – Zdajesz sobie sprawę, jak twój brat się o ciebie martwił?! A ja?! Obdzwoniliśmy wszystkie szpitale i komisariaty! Masz mi coś do powiedzenia?!
               Chyba jeszcze nigdy tak nie krzyczała. Ani na mnie, ani na Toma. Zerknąłem na niego. Patrzył na mnie smutno. Serce mi się ścisnęło. Nie mogłem patrzeć na jego przygnębioną twarz. Spuściłem wzrok na swoje splecione dłonie.
               - Nic nie powiesz? – usłyszałem ponownie głos opiekunki.
               - Przepraszam – mruknąłem cicho.
               - Słucham?
            Westchnąłem i podniosłem wzrok.
               - Przepraszam – powiedziałem głośno i stanowczo. Popatrzyłem na brata. Ten z kolei patrzył w dół. Cóż za paradoks!
            Pani Isabel westchnęła ciężko.
            - Dobrze, że nic ci nie jest – rzekła w końcu. – Muszę wam coś powiedzieć.
             Oboje z bliźniakiem wlepiliśmy w nią zaciekawione spojrzenia.
             - Kilka dni temu dzwonił niejaki Andreas Luft. Podał się za waszego wujka.
             - CO?! – wrzasnęliśmy jednocześnie.
             - Spokojnie. Sprawdziliśmy to i faktycznie nim jest. Kilkanaście lat mieszkał za granicą. Wrócił miesiąc temu i kiedy tylko dowiedział się, że wasi rodzice nie żyją, skontaktował się z nami. Chce was poznać. Ma tu przyjechać za kilka dni.
               Tego już za wiele. Zbyt wiele „rewelacji”.
               - Kiedy dokładnie? – spytał Tom. No oczywiście, zawsze rozsądny.
               - W środę.
               Musiałem usiąść. Dlaczego nie zjawił się trzy lata temu? Okej, wiem, mieszkał za granicą, nie wiedział. To niech wraca tam, skąd przyjechał. Chce nas poznać… No ja jego jakoś nie!
               - Bill? – usłyszałem głos Toma. Kucał przede mną ze zmartwioną miną. Nawet nie zauważyłem, kiedy opiekunka wyszła. Pokręciłem głową i zamknąłem oczy, dając mu do zrozumienia, żeby dał mi spokój. Położyłem się i zwinąłem w kłębek.
               Środa. Przeklęta środa. Na dodatek nie miałem ostatniej lekcji, bo facet od historii się rozchorował. A to znaczyło, że jestem jeszcze bliżej spotkania z „wujkiem”. Nie uważałem go za wujka. Nawet go nie znam!
               Kiedy wszedłem do pokoju okazało się, że już tam jest. I to nie sam! Siedział z jakimiś dwoma szczerzącymi się kretynami, którym wyszczerz zszedł z mord, gdy tylko mnie zobaczyli. Wujaszek też nie był zachwycony. No to mają, kurde, problem. Specjalne w wolnym tempie zrzuciłem plecak i kurtkę. Dopiero wtedy do nich podszedłem.
               - Bill, tak? – zapytał mężczyzna o blond włosach, lekko mrużąc oczy. Tamci dwaj lustrowali mnie od góry do dołu.
               - Zgadza się – odparłem, nie siląc się specjalnie na miły ton. Spojrzałem na chłopaków. Byli mniej więcej w podobnym wieku, co ja i Tom.
               - A gdzie twój brat?
               - Tom – przypomniałem. – Jeszcze w szkole. Kończy za dwie godziny.
               W ciągu których poleje się krew, pomyślałem.
               - Nie chodzicie do tej samej klasy?
               - Nie, rozdzielili nas.
            Długowłosy chłopak szepnął coś do krótkowłosego, a tamten spiorunował go wzrokiem.
               - Poznaj moich synów. Georg i Gustav.
            Jako pierwszy rękę do mnie wyciągnął krótkowłosy blondyn, Gustav, a potem za jego przykładem poszedł jego brat.
               - Gus.
               - Geo – przedstawili się. G&G, pomyślałem od razu.
               Kiedy wrócił Tom i rozmowa się dzięki niemu trochę rozkręciła, choć Andreas nie miał w niej udziału, bo nie dopuściliśmy go do głosu, uznałem, że nie są tacy źli. Choć i tak bardziej polubiłem Gustava. Wydawał się sympatyczniejszy niż jego brat. Dowiedziałem się, że między nimi jest rok różnicy – Gus jest rok starszy od nas, a Georg o dwa. Nawet fajnie. No i chodzą do tej samej szkoły w Hamburgu. Tam też mieszkają.
               Ogólnie te ponad dwie godziny bez Toma ciągnęły się jak flaki z olejem. Zresztą kiedy wrócił, na początku, było podobnie. Chyba się wstydził. I w sumie to G&G rozkręcili atmosferę, o co bym ich nie podejrzewał. W pewnym momencie ich ojciec wyszedł. Nie wiedziałem, gdzie poszedł i, szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. On był w tym towarzystwie zbędny. No ale skoro musiał z nami siedzieć…
               Chciał nas poznać, a chyba niczego konkretnego się o nas nie dowiedział, bo raczej to Gus i Geo nawijali. W którymś momencie wymieniliśmy z Tomem znaczące spojrzenia. Myśleliśmy o tym samym – oni są zdrowo pierdolnięci.
               Po jakimś czasie wrócił nasz… wujek. Chyba nie będę tak na niego mówił. Usiadł i przyglądał się nam. W końcu Tom spytał:
               - Czemu pan tak patrzy?
               Ha! Nawet on mówi na niego per „pan”. To ja też będę.
               - Myślę – odparł.
               - Nad czym? – Tym razem ja zapytałem.
               - Czy podjąłem odpowiednią decyzję.
               - To znaczy?
               - Chcę was adoptować.
               Gustav i Georg się wyszczerzyli, a mój świat już całkiem stanął na głowie.

3 komentarze:

  1. Po pierwsze: Dziękuję bardzo za dedykację śledziku :* (xD)
    Po drugie: Wreszcie długość odcinka taka, jaka powinna być zawsze! Więc za to też dziękuję.
    Po trzecie, co do samego odcinka: No.. Więc zgadłem z tym, że Bill był na cmentarzu. Szkoda tylko, że Tom nie wpadł na ten sam pomysł. Chyba nie wie o Czarnym wszystkiego.. Ale co się dziwić, kiedy mówią sobie niewiele? I ciągle denerwuje mnie ten Chris. Kurde, wpieprza się w nich, a przecież Bill nie może być z nikim innym jak z Tomem! Nie, nie, nie! xD Nie zgadzam się, śledziku! xD W sumie, blondyn nie jest taki zły, ale Billoszek jest tylko brata. >D Co do Andreasa.. Wow, nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji, poważnie. W końcu będą mogli wychowywać się w normalnej rodzinie, z dala od tej bandy, która znęca się nad Czarnym i najważniejsze-z dala od Chrisa. No chyba, że mają mieszkać w Niemczech, to będzie gorzej. o.O I fajnie, że wcisnęłaś też tutaj G&G. :D Chłopacy na pewno się zaprzyjaźnią.. ^^
    Weny, Śledziku < 3 xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, rozdział bardzo fany :D
    Z wujkiem nieźle wyszło. Jestem ciekawa jak potoczą się teraz ich losy, kiedy będą mieszkać razem w piątkę. Mam nadzieję, że kontakt Billa z jego kolegą się urwie na dobre, bo go nie lubię xd no i nie mogę się doczekać kiedy wreszcie między Billem a Tomkiem coś zaiskrzy! :D Pozdrawiam i czekam na nowe notki! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwa słowa :
    O LoL!!!

    OdpowiedzUsuń