UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 21.

Kochani, to jest jak na razie ostatni rozdział. Spokojnie, to nie koniec opowiadania i nie kończę pisania zaledwie w połowie. Po prostu ten odcinek napisałam z wielkim trudem. Czuję, jakbym się wypalała i muszę sobie zrobić przerwę. Wiem, że obiecywałam, że jej nie zrobię do wakacji, kiedy to wyjadę do siostry, ale po prostu nie daję już rady... Przepraszam!
Nie wiem, jak długo potrwa ów przerwa - może to być miesiąc, a może mnie "olśni" i wrócę już za tydzień. Nie wiem, ale wrócę na pewno!
No i końcówka tego rozdziału jest chyba za słodka :/
Tekst In die Nacht skopiowany z Tekstowo.pl
Kolejna dedykacja dla mojego SŁODKIEGO (uwierz w to w końcu :P) braciszka, Krzysia <3 :D



Bill


            

                Zgodziłem się na adopcję, choć byłem pełen obaw. Nie wiedziałem, czy mogę ufać temu człowiekowi, ale ufałem Tomowi. Zresztą niedługo się dowiem, czy podjąłem słuszną decyzję…
               Święta Bożego Narodzenia mieliśmy spędzić u Andreasa. Chciał nam pokazać swój dom i przyzwyczaić do myśli, że niebawem zamieszkamy tam na stałe. A raczej przyzwyczaić do tej myśli mnie, bo Tom już chyba tylko na to czekał. Im bliżej świąt, tym bardziej był rozemocjonowany. Normalnie go nosiło!
               Już dwa dni przed świętami się spakował.
               - Ty się nie pakujesz? – spytał mnie, wpychając swoje za duże ciuchy do plecaka.
               - Zrobię to pojutrze – odparłem spokojnie, nie odrywając wzroku od książki, którą czytałem. Westchnął, ale nic już nie powiedział.
               Następnego dnia mieliśmy mini Wigilię z naszą opiekunką oraz kilkoma dzieciakami. Opiekunka życzyła nam udanych i wesołych świąt u wujka, a dzieciaki dużo prezentów, na co wywracałem oczami. Nie oczekiwałem od tego faceta żadnych prezentów.
               Rano musiałem się spakować, bo Tom by mi spokoju nie dał. U Andreasa mamy być do Nowego Roku, ale nie braliśmy dużo rzeczy. Zarówno ja, jak i mój bliźniak pomieściliśmy się w plecakach. Choć moje rzeczy zajęły troszkę więcej miejsca, bo miałem jeszcze kosmetyki. Święta czy nie, ja bez makijażu to nie ja.
               Około 12-tej zjawił się blondyn. Podobno wziął sobie wolne w pracy, o której nic nie wiedzieliśmy, żeby po nas przyjechać jak najwcześniej. Zamienił kilka słów z panią Isabel, z którą się grzecznie pożegnaliśmy, zgarnęliśmy plecaki i wyszliśmy z Domu Dziecka. Pierwszy raz od trzech lat spędzimy tyle czasu poza jego murami.
               - Co u chłopaków? – spytał Tom, gdy wjechaliśmy na autostradę.
               - Czekają na was – odpowiedział nasz kierowca, uśmiechając się do nas we wstecznym lusterku.
               - Czemu nie przyjechali z tobą?
               - Kazałem im zostać w domu. Jazda z nimi grozi uszczerbkiem na moim zdrowiu psychicznym – zaśmiał się. A ja po raz pierwszy pomyślałem, że może on nie jest taki zły.
               Po dwóch godzinach, w ciągu których patrzyłem przez boczną szybę i mało się odzywałem, choć Andreas prosił, żebyśmy mu coś o sobie opowiedzieli, zajechaliśmy pod… Jak dla mnie to to była willa.


               Na początku myślałem, że Andreas pomylił domy, ale kiedy zgasił silnik i wysiadł z samochodu, dotarło do mnie, że to jest ten, w którym ja i Tom będziemy mieszkać. Blondyn otworzył bagażnik i wyjął nasze plecaki, więc i my wysiedliśmy. Rozejrzałem się po okolicy. Ładnie. Następny dom był dopiero kilka metrów dalej. Weszliśmy do środka i dosłownie szczęka mi opadła. Z wewnątrz dom wydawał się jeszcze większy niż z zewnątrz. Cały był urządzony w nowoczesnym stylu. Z drzwi wejściowych wchodziło się do holu, w którym wisiało kilka ładnych obrazów. Hol prowadził do dużego salonu, którego wygląd zapierał dech w piersiach. Stała w nim biała skórzana kanapa oraz dwa fotele do kompletu i szklany stolik. Dalej, przy ścianie stał regał z książkami. Salon był otwarty na równie nowoczesną kuchnię. Tu zaś meble były ciemne. Zamiast stołu była wyspa kuchenna, podobnie jak u Chrisa. Pod drugą ścianą w salonie były schody, prowadzące na piętro, gdzie zresztą zaraz poszliśmy. Na górze były trzy sypialnie - Andreasa, G&G i nasza - i dwie łazienki. Na końcu korytarza był gabinet blondyna, ale tam nie zostaliśmy zaproszeni. Ogólnie ta willa wywarła na mnie spore wrażenie, mimo iż nie rozumiałem, po co trzem facetom aż tyle przestrzeni. Ale spoko, nie moja sprawa.
               Zwiedzanie naszego pokoju zostawiliśmy sobie na koniec. Był duży, zdecydowanie większy niż ten, który dzieliliśmy w Domu Dziecka. Kolorystyka w nim była podobna do tej w salonie. Stało w nim biurko z jasnego drewna, na którym było kilka książek oraz laptop. Po prawej stronie, pod ścianą, stały dwa jednoosobowe łóżka i dwie nocne szafki w tym samym kolorze, co biurko. Tom od razu rzucił się na łóżko bliżej okna, więc było wiadomo, że ja zajmę to bliżej drzwi.
               Kiedy schodziliśmy po schodach, Andreas zapytał:
               - Podoba wam się?
               - Tak, fajnie mieszkacie - odparłem grzecznie, choć bez przekonania.
               - To jest też wasz dom.
               - Jeszcze nie - powiedziałem, sprowadzając mężczyznę na ziemię, na co westchnął zrezygnowany.
               - Chcecie coś zjeść? - spytał, zmieniając temat. Gustav i Geo zareagowali bardzo entuzjastycznie, a my wzruszyliśmy ramionami.
               Niby wszystko było okej, a mimo to czułem się tam niepewnie. A już za dwa dni święta...
               Następnego dnia nikt mnie nie budził, co już dawno się nie zdarzyło. Pewnie dlatego wstałem o 10:15. Zwlokłem się z łóżka i w bokserkach i koszulce zszedłem na dół. Nikogo nie było, ale za to na stole czekał talerz z kanapkami. I nie, nie tknąłbym ich, gdyby nie kartka stojąca oparta o talerz, na której rozpoznałem charakter pisma mojego brata. Wiadomość brzmiała:
"Dla śpiocha ;)"
               Uśmiechnąłem się pod nosem i zabrałem się za jedzonko.
               Po śniadaniu wybrałem się na spacer po okolicy. Było zimno, a pod moimi butami skrzypiał śnieg. Chciałem pomyśleć. O tym, co dzieje się teraz i jak to będzie za jakiś czas, kiedy już tu zamieszkamy. Czy ja się odnajdę w tym świecie? Bo jak na razie jest mi tu... dziwnie. Cóż, może się przyzwyczaję. W końcu jestem tu dopiero jeden dzień. Przede mną jeszcze ponad tydzień...
               Kiedy tak łaziłem, zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz, chociaż już wiedziałem, kto się do mnie dobija. Bo któż inny to mógłby być, jak nie Tom?
               - Co tam? - spytałem od razu.
               - Gdzie jesteś? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
               - Spaceruję.
               - Nie zgubisz się?
               - Nie – zapewniłem. – Nie odszedłem daleko.
               - No okej – mruknął. – Jak będziesz wracał, zejdź do piwnicy.
               - Do piwnicy? Po co? – zdziwiłem się.
               - Zobaczysz.
               Po tych słowach się rozłączył, a ja, zaciekawiony, wróciłem do domu kuzynów, odnajdując wejście do piwnicy i kierując się tam. Szedłem wodzony jakby… instrumentami muzycznymi? Dziwne. Ale tak! Im bliżej byłem, tym dźwięki wyraźniejsze i bardziej rozpoznawalne. Ogólnie piwnica miała kilka pomieszczeń. Wszedłem do tego, z którego dochodziły dźwięki i ujrzałem chłopaków; Gustav przy perkusji, Georg z gitarą basową w rękach, a Tom ze zwykłą gitarą, na której pobrzdękiwał. Rozejrzałem się. Wyglądało tak, jakby to pomieszczenie było przeznaczone od razu do takiej właśnie rozrywki.
               - Wow – wydusiłem z siebie po dłuższej chwili.
               - Nieźle, co? – odezwał się mój brat.
               - Od jak dawna gracie? – spytałem chłopaków.
               - Odkąd pamiętamy – odparł Gustav, uśmiechając się miło.
            Nagle Tom odstawił gitarę i poleciał do domu, a kiedy wrócił, podniósł sprzęt, przewiesił sobie pasek przez głowę i zaczął grać, patrząc na kartkę, którą wcześniej położył przed sobą. Na początku trochę fałszował, nie trafiając w odpowiednie struny, ale kiedy zaczął mu wychodzić naprawdę fajny kawałek, wywaliłem gały. Przecież to idealnie pasuje do… Kiedy skończył, zapytałem:
               - Możesz to zagrać jeszcze raz?
            Tom skinął głową, a ja pokazałem mu, żeby zaczekał i tym razem ja pobiegłem do domu, a potem do naszego pokoju. Przegrzebywałem ciuchy w poszukiwaniu tej jednej niepozornej kartki, robiąc niezły bajzel. Mam! Potem posprzątam. Biegiem wróciłem do piwnicy, wyrównałem oddech i skinąłem do brata na znak, żeby zaczynał. Po chwili dołączyłem swój głos.


In mir wird es langsam kalt
Wie lang könn’ wir beide hier noch sein
Bleib hier, die Schatten woll’n mich hol’n
Doch wenn wir gehen, dann gehen wir nur zu zweit
Du bist alles, was ich bin
Und alles, was durch meine Ader fließt
Immer werden wir uns tragen
Egal, wohin wir fahr’n
Egal, wie tief

Ich will da nich’ allein sein
Lass uns gemeinsam
In die Nacht
Irgendwann wird es Zeit sein
Lass uns gemeinsam
In die Nacht

Ich hore wenn du leise schreist
Spure jeden Atemzug von dir
Und auch wenn das Schicksal uns zerreisst
Egal was danach kommt das teilen wir

Ich will da nich’ allein sein
Lass uns gemeinsam
In die Nacht
Irgendwann wird es Zeit sein
Lass uns gemeinsam
In die Nacht
In die Nacht...irgendwann..
In die Nacht.. nur mit dir zusamm'

.. Halt mich, sonst treib ich alleine in die Nacht
Nimm mich mit und halt mich
Sonst treib ich alleine in die Nacht

Ich will da nich’ allein sein
Lass uns gemeinsam
In die Nacht
Irgendwann wird es Zeit sein
Lass uns gemeinsam
In die Nacht
Du bist alles, was ich bin
Und alles, was durch meine Ader fließt

               Śpiewałem, a chłopaki patrzyli na mnie osłupiali. Tom zaś patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach i… miłością w oczach. Tak, to zdecydowanie to. Gdy piosenka się skończyła odwzajemniłem jego uśmiech.
               - Kiedy to napisałeś? – zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
               - Podczas całego dnia poza Domem Dziecka – powiedziałem wymijająco, mając nadzieję, że zrozumie. Napisałem ten tekst, gdy zaraz po wyznaniu Toma wybiegłem z pokoju i poszedłem do parku. Stamtąd nogi zaniosły mnie na cmentarz.
               - Ja te nuty też wtedy!
               Otworzyłem szerzej oczy.
               - Napisaliście to w tym samym momencie, nieświadomi tego? – dopytywał Gus.
               - Na to wygląda – odrzekł Tom z jeszcze szerszym uśmiechem.
               - Ej, chłopaki, mam pomysł! – pisnął rozradowany Geo. – Załóżmy zespół!
               Wszyscy przenieśliśmy na niego zdziwione spojrzenia.
               Następnego dnia trwały przygotowania do kolacji wigilijnej. Od rana z kuchni dolatywały do naszych nozdrzy piękne zapachy potraw świątecznych przygotowane, jak się okazało, przez gospodynię Andreasa. Pan domu zaś zabrał nas po choinkę. Podczas wybierania drzewka Georg i Gustav o mało się nie pobili. Basista chciał dużą i gęstą, z kolei jego brat wręcz odwrotnie – słabą, z czterema gałązkami na krzyż, a w ogóle najlepiej by było, gdybyśmy wzięli sztuczną. W końcu ich ojciec zadecydował; wybierają bliźniaki. Tu akurat problemu nie było, bo oboje, spragnieni pięknych świąt niczym z telewizji, wybraliśmy dużą, która pomieści na sobie mnóstwo ozdób, a pod sobą dużo prezentów, jak to szepnął mi do ucha Tom. Pokręciłem z rozbawieniem głową.
               W efekcie ledwo zmieściliśmy się z choineczką w drzwiach. Jej ozdabianie zajęło nam pół dnia. Nim się obejrzeliśmy zaczynało zmierzchać i trzeba się było przygotowywać do wieczerzy. Andreas i jego synowie byli wystrojeni w odświętne garnitury, a my… Cóż, odstawaliśmy od reszty. Choć i tak włożyliśmy na siebie najlepsze ciuchy, jakie mieliśmy.
               Zanim zajęliśmy miejsca przy stole, był czas na życzenia, czego wręcz nienawidziłem. Pierwszy do mnie doszedł wujek, życząc mi powodzenia w szkole (nowej, gdy zamieszkamy u niego) i szczęścia. Następny był Gustav, który nie bardzo wiedział, czego mi życzyć, ponieważ słabo mnie znał. Ale przynajmniej się uśmiechał. Na twarzy Georga widziałem niechęć. I nie wiedziałem, czy to z powodu tego, że musi składać życzenia mnie, czy też, tak jak ja, nie jest zwolennikiem składania życzeń. W oczach Toma zaś czaiła się radość. Co go tak cieszy?
               - Billy – zaczął, a mnie pod wpływem tego zdrobnienia zrobiło się ciepło na sercu. – Życzę ci, żebyś wreszcie był szczęśliwy. Nie mogę patrzeć na twoją smutną czy zapłakaną twarz i mam nadzieję, że będziesz… że będziemy tutaj szczęśliwi.
               Chyba się wzruszyłem, słysząc w jego głosie szczerość. Przełknąłem gulę, która pojawiła się w moim gardle i powiedziałem:
               - A ja ci życzę, żebyś w końcu przestał opiekować się swoim młodszym o 10 minut i głupim bratem i był szczęśliwy u boku kogoś innego.
               Choć myśl, że Tom pozna dziewczynę (lub chłopaka) i mnie będzie miał gdzieś, z niewiadomych przyczyn mnie paraliżowała. Nawet nie wiem, kiedy z mojego oka potoczyła się leniwa łza, którą dredziarz otarł kciukiem.
               - Jestem szczęśliwy, opiekując się moim młodszym o 10 minut bratem – powiedział cicho. – I nie jesteś głupi – dodał stanowczo, a potem mnie mocno przytulił. W jego szczupłych ramionach czułem się zadziwiająco dobrze.

7 komentarzy:

  1. Po pierwsze, bardzo dziękuję za dedykację < 3 Chociaż nadal nie zgadzam się z tym, co mówisz. xD
    Jeśli chodzi o Twoją przerwę, to wiesz, co myślę na ten temat. ;)
    A rozdział był... cudny. :D Bill być może w końcu odwzajemni uczucia brata, bo widać, że dobrze czuję się przy bliźniaku. I ta piosenka, którą napisał, ghrr... ;3
    A! Trafiła Ci się literówka -> ,,Na początku trochę fałszował, nie "ttafiając" w odpowiednie struny,[...]".
    Weny, Kasiu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zacznij się z tym zgadzać :)
      Dziękuję za wspomnienie o literówce. Zaraz poprawię :)

      Usuń
  2. Opowiadanie naprawdę przyjemnie się rozwija i jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń. Życzę Weny i zapraszam do siebie.

    http://kaulitz-twins-bill-und-tom-twincest.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogła bym się bardzo rozpisać, ale uznałam, to bez sensu i napiszę tylko jedno słowo- Tęsknię :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, za kim/czym? A rozpisać się możesz! :D

      Usuń
    2. Ok, ale sama tego chciałaś ;-). Więc to chyba oczywiste, że za tobą! Tobą, tym opowiadaniem, tym jak piszesz, tym jak poprawia mi się humor, a na twarzy pojawia się głupawy uśmieszek, gdy tylko widzę, że dodałaś nową notkę, Billem, Tomem i tym jaki kochany i opiekuńczy jest w stosunku do "swojego młodszego o 10 min braciszka", tym jak świetnie opisujesz ich uczucia, tym, że to opowiadanie jest takie... realne? To chyba dobre określenie. Ich reakcje są logiczne i naturalne. Co by ci tu jeszcze napisać? Poprostu uwielbiam twoje opowiadanie (żeby nie było one-shoty też) Eh nie jestem dobra w pisaniu komentarzy... Jestem raczej typem, który zawsze cztya, ale nie zostawia po sobie ślad (choć potrafię kilka razy dziennie sprawdzać, czy nie ma nowej notki) Więc życzę, żeby wena wróciła;-) pozdrawiam :-*

      Usuń
    3. Dziękuję, że mimo, iż jesteś "typem, który zawsze czyta, ale nie zostawia po sobie ślad", teraz się rozpisałaś :) I dziękuję za miłe słowa. Osobiście naprawdę nie uważam, żebym była w pisaniu jakoś superdobra, choć piszę już kilka lat... Dlatego naprawdę bardzo się cieszę, że komuś podobają się jednak te moje wypociny :)
      Mogę obiecać, że postaram się wrócić jak najszybciej :)

      Usuń