UWAGA! Nudne…
WRACAMY!
Mam nadzieję, że mamy do kogo…
Chciałam
Was przeprosić za tak długą nieobecność. Przepraszam. Ta przerwa dobrze mi
zrobiła. Dobrze jest czasem nie musieć myśleć „cholera, muszę pisać”. Podczas tej
przerwy robiłam, co chciałam. Czyli całe dnie czytałam książki. Mam nadzieję,
że dzięki temu poprawi się mój styl pisania. To znaczy głównie mam tu na myśli
interpunkcję, ponieważ mimo że piszę opowiadania już trzy i pół roku, nadal mam
z tym mały problem.
Ten rozdział
zaczęłam z zapałem takim, jaki był, kiedy zaczynałam pisać swoje pierwsze
opowiadanie. Co prawda on dosyć szybko znikł, ale to tylko dlatego, że ciągle
mnie coś rozpraszało. Wtedy jest źle. Jak zacznę pisać – muszę pisać i sobie
nie przerywać dopóki nie braknie mi pomysłów albo nie dopadnie mnie zmęczenie.
Ten odcinek
dedykuję „cichej Czytelniczce”, która, jak sama powiedziała, czyta, ale nie
pozostawia po sobie śladu. Nie wiem, jak masz na imię i nie wiem, czy zobaczysz
ten rozdział i dedykację, ale dziękuję Ci, że jednak pozostawiłaś po sobie ślad
:) Napisałaś, że tęsknisz. Kiedy przeczytałam Twój komentarz, coś ciepłego
rozlało mi się po sercu, a na usta wkradł się uśmiech. Dziękuję Ci za to. Obiecuję
Ci – i Wam wszystkim – że już nie będziesz musiała tęsknić. Rozdziały będą
pojawiać się standardowo – raz w tygodniu :)
No dobrze,
nie przedłużam już. Zapraszam do czytania! :)
Tom
Święta tego roku były najlepsze w
moim życiu. Niby rodzinne, ciepłe, ale nikt mnie do niczego nie zmuszał, jak to
było podczas tych „cudownych” świąt, kiedy żyli rodzice. Teraz mogłem robić, co
chciałem, bylebym nie przeginał. Bill też wydawał się szczęśliwy, a to było
wszystko, czego ja potrzebowałem do szczęścia.
Dziś Sylwester. Andreas wychodzi do znajomych, mamy więc cały dom dla siebie.
Mam nadzieję, że wróci dopiero nad ranem i że ma dobrze wyposażony barek, bo
zamierzam pamiętnie zakończyć pobyt tutaj. W końcu nie wiadomo, czy ja i Bill
jeszcze tu wrócimy.
A powrót do szarej codzienności już pojutrze.
Chyba nie sprawialiśmy problemów, ale kto tam wie, co planuje nasz wujaszek.
Mimo że byliśmy raczej grzeczni, może wcale nas nie polubił. Co prawda więcej
czasu razem z Georgiem i Gustavem spędzaliśmy w przegródce piwnicy, w której
mieli instrumenty i graliśmy różne kawałki, a Bill je śpiewał. Nawet raz
napisał słowa, a ja stworzyłem do tego melodię. Tak powstała nasza druga
piosenka, którą nazwaliśmy Durch Den Monsun. Georg dalej podtrzymywał, że
powinniśmy założyć zespół.
A jak podejmować takie decyzje, kiedy nie wie się, czy kiedyś jeszcze zobaczy
się ludzi, z których ów zespół miałby się składać? Nie, nie jestem pesymistą.
Po prostu Andreas zaprosił nas tutaj, żeby nas lepiej poznać przed ewentualną
adopcją, a jak miał to zrobić, skoro przez cały nasz powód tutaj zamieniliśmy
raptem parę zdań, głównie przy posiłkach? Po świętach on pracował, a my
graliśmy, więc się mijaliśmy. Nigdy nam tego nie wypomniał, nawet wtedy, gdy
spóźnialiśmy się na obiad czy kolacje, ale może mu się to nie podobało? Muszę z
nim pogadać. Ale to dopiero po sylwestrowej balandze.
Pierwszą opcją był bar, szybko jednak uznaliśmy, że skoro Andy wychodzi, my
zostaniemy w domu, bo moglibyśmy mieć problemy z powrotem do niego. Wszyscy
doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że jutro nieźle nam się oberwie – Gus
ostrzegł nas, że kiedy jego ojciec się wkurzy, krzyki słychać na całej ulicy,
ale co tam. Postanowiliśmy zaryzykować. Poprosiliśmy gospodynię Andreasa o
jakieś przekąski i czekaliśmy na noc sylwestrową.
Andreas wyszedł z domu przed 20-tą. Jako grzeczni chłopcy odprowadziliśmy go do
drzwi i pożegnaliśmy jak ojca, który wyjeżdża na wojnę, a gdy jego auto
odjechało, całą czwórką przybiliśmy sobie piątki, z wesołym okrzykami.
Gospodyni wyszła wcześniej, więc mogliśmy od razu zacząć imprezkę.
Na początek zaczęliśmy od piw, w które zaopatrzyliśmy się kilka dni temu i
ukryliśmy w naszym pokoju. Facet w sklepie nie chciał nam sprzedać alkoholu, bo
żaden z nas nie pokazał dowodu – do sklepu wchodziliśmy po kolei. Naszą
ostatnią deską ratunku był Bill. Bill, który wszedł w pełnym makijażu, w tych
swoich obcisłych ciuszkach, kocim krokiem. Gość wziął go za dziewczynę i
wystarczyło kilka tandetnych tekstów, żeby zmiękł.
- Zapłacicie mi za to – warknął, wytaczając się ze sklepu, z czteropakiem piw.
Wszyscy – poza Billem – parsknęliśmy śmiechem.
Tak więc teraz przypadało po piwie dla każdego, a potem ruszamy na podbój barku
Andreasa. Zamiast beznadziejnych programów muzycznych w telewizji, Gus
przyniósł laptopa do salonu i w nim puszczał muzykę.
Piwa poszły szybko. Kiedy się skończyły, Georg aż ręce zatarł.
- Czas na prawdziwą zabawę. – Poszedł po alkohol, a Gustav po kieliszki.
- Idę zrobić miejsce w pęcherzu na kolejne trunki. – Bill się wyszczerzył i
znikł w łazience.
Odprowadziłem go wzrokiem.
Chłopaki rozlali, a ja westchnąłem.
- Co jest, Tom? – spytał Gustav.
- Trzeba się bawić! – Geo klepnął mnie w plecy z taką siłą, że aż odbiło mnie
od oparcia kanapy.
Odebrałem kieliszek i wypiłem jego zawartość jednym tchem. Mocne. Tym lepiej.
Po godzinie buteleczka była pusta, a na stole stała druga. Zacząłem się bać o
Billa. Przecież on nigdy nie pił. Ja co prawda też, ale ja trzymałem się lepiej
niż on, a piliśmy tyle samo. Młody bełkotał coś pod nosem i tulił się do mnie.
W końcu objąłem go ramieniem, żeby nie fajtnął. Wtedy zasnął, ale nie na długo…
- Pijemy? – wybełkotał, otwierając oczy.
- Słonko, ty masz już chyba dość. – Zabrałem mu kieliszek, na co głośno
zaprotestował.
- Oddawaj to! – Sięgnął po swój skarb, ale niestety, ja szybciej go wypiłem i odstawiłem
szkło na stolik z głośnym stukotem. Czarny spojrzał na mnie wzrokiem
bazyliszka.
- Daj spokój. Daj mu pić – stanął w jego „obronie” Georg.
- Ciekawe, jak wytłumaczycie ojcu zarzygany dywan.
- Przecież żaden dywan nie…
Ale nie skończył, bo Bill zwymiotował. Prosto na biały, puchaty dywan.
- Od razu lepiej – mruknął. Sięgnął po mój kieliszek, który jako jedyny był
pełny.
Pół godziny później oznajmił, że musi do łazienki, ale że sam sobie nie
poradzi. Co zresztą było oczywiste. Westchnąłem i pomogłem mu wstać, a potem
zaprowadziłem do łazienki i tam go zostawiłem. Po trzech minutach ciszy
zapukałem lekko do drzwi.
- Bill?
Cisza.
Znów zapukałem, tym razem nieco mocniej.
- Bill, słyszysz mnie?
Huk.
Nie czekając na zaproszenie ani pozwolenie, wszedłem do środka. Bill leżał na
podłodze z bolącą miną.
- Co się stało? – Doskoczyłem do niego.
- Zakręciło mi się w głowie, a ciebie nie było.
- Miałem stać i patrzeć jak sikasz? – warknąłem. Nie odpowiedział. – Dasz radę
wstać?
- Spróbuję – mruknął, podpierając się na łokciach.
Wtedy to zobaczyłem. Zerknąłem w dół i natknąłem się na jego… męskość. Jego
członek wystawał w rozsuniętym rozporku. Widocznie nie zdążył się doprowadzić
do porządku, gdy upadł.
Przełknąłem głośno ślinę. Ten widok na pewno nie pomoże mi pozbycia się
erotycznych fantazji z moim bratem.
- Dotknij go – szepnął.
Spojrzałem na Billa jak na wariata. Podpierał się na łokciach i patrzył na mnie
wyczekująco.
- No dalej, wiem, że tego chcesz – zachęcał. Jego głos brzmiał tak… zmysłowo i
seksownie, jak jeszcze nigdy.
Spojrzałem przelotnie na jego członek i pokręciłem głową. Wstałem i podniosłem
Billa. Odwracając się w moją stronę, położył dłoń na moim kroczu.
- Mały Tommy jest gotowy do zabawy. Mały Billy też – wymruczał, z twarzą tuż
przy mojej twarzy. Jego oddech muskał moje usta.
Wiedziałem, że powinienem odejść i zignorować jego słowa, ale nie mogłem. Mój
oddech przyspieszył, podobnie zresztą jak puls. Bill musnął ustami moje wargi,
zaciskając palce na wypukłości w moich dżinsach.
I wtedy przepadłem. Przyciągnąłem Czarnego do siebie i wpiłem się w jego usta.
Smakował alkoholem, ale nie jakimś tam tanim piwem. W tej chwili był to dla
mnie najlepszy smak na świecie.
Bill zabrał rękę z mojego krocza i objął mnie mocno za szyję. Nasze języki
tańczyły w erotycznym tańcu, walcząc o dominację.
- Ej, chłopaki! Usnęliście w tym kiblu?! – usłyszeliśmy głos Georga. Niechętnie
się od siebie odkleiliśmy, a raczej nasze usta, bo nadal się obejmowaliśmy.
- Idź do pokoju – szepnąłem, patrząc mu w oczy. Pokręcił głową. – Idź, zaraz
tam przyjdę. – Ostatni raz cmoknąłem jego słodkie usteczka i wyswobodziłem się
z jego objęć. Wziąłem trzy uspokajające oddechy i zszedłem na dół. Ledwo
stanąłem na ostatnim schodku, już Georg mnie zauważył i zawołał:
- No w końcu! Gdzie Bill?
- Wiecie co, Bill źle się poczuł. Odholowałem go do łóżka, ale muszę z nim
posiedzieć, także…
- Daj spokój. Nie jest dzieckiem, poradzi sobie.
- No niby tak, ale…
- A co ty taki czerwony? Stało się coś? – zapytał Gustav.
- Wszystko w porządku – zapewniłem. – Po prostu Bill nie jest pierwszej
lekkości – zaśmiałem się. – Musiałem się namęczyć, żeby go zataszczyć do
pokoju.
G&G skinęli głowami.
- Nie przejmujcie się nami, pijcie. – Uśmiechnąłem się i wróciłem na górę.
Wszedłem do naszego pokoju i dosłownie szczęka mi opadła. Bill wcale się nie
położył, tylko wszystko przygotował na… Nie wierzę. On naprawdę chce TO zrobić?
Patrząc na niego, jak leży na łóżku, z odrzuconą już narzutą, w samych
bokserkach i patrzy na mnie błyszczącymi oczyma, doszedłem do wniosku, że tak.
Chce.
- Wreszcie jesteś. Już prawie tu zasnąłem. – Przejechał seksownie dłonią po
prześcieradle. Prawie eksplodowałem, a to był dopiero przedsmak tego, co miał w
zanadrzu. Śledziłem jego chudą dłoń, która teraz wędrowała po jego torsie,
zjeżdżając powoli coraz niżej, aż zatrzymała się na linii bokserek.
Nogi same pokierowały mnie w stronę łóżka, a ręce zdjęły za dużą o kilka
rozmiarów koszulkę i rzuciły gdzieś w kąt. Doskoczyłem do niego, przykrywając
go swoim ciałem. Podpierałem się na przedramionach, żeby go nie zmiażdżyć.
- Nareszcie – szepnął i złączył nasze usta w namiętnym, ale zarazem słodkim
pocałunku. Nigdy się tak nie czułem. Nawet moje fantazje i sny erotyczne były
niczym w porównaniu z tym, co jest teraz. Jęczałem prosto w jego usta,
domagając się więcej. W końcu sięgnął do mojego rozporka i rozsunął go, a ja
jakoś wyswobodziłem się ze spodni, co nie było wcale takie proste, bo nie
mogłam oderwać rąk, błądzących po rozgrzanym ciele mojego bliźniaka. Zjechałem
ustami na jego śliczną szyję, na przemian ją całując, ssąc i przygryzając, a on
ściskał moje pośladki. I to nie przez bokserki. Włożył w nie łapki, w końcu je
ze mnie zsuwając. Prawie krzyknąłem i przyssałem się do jego warg. Jęknął
głucho, gdy tym razem ja zająłem się jego małym przyjacielem. Tylko że w mojej
dłoni wcale nie był taki mały. Zsunąłem się niżej. Chwyciłem w zęby jego lewy
sutek, prawy ugniatając w palcach. Stwardniały, choć były już i tak twarde. Po
chwili zjechałem jeszcze niżej, na brzuch i dalej. Mnie nie powstrzymała jego
bielizna, zabrałem ją ze sobą. Moim oczom ukazał się jego nabrzmiały członek.
Mój też domagał się uwagi, jednak najpierw chciałem zaspokoić Billa. Spojrzałem
na jego twarz, z zamkniętymi oczami i rozchylonymi ustami, na zaciśnięte na
prześcieradle pięści i przygryzłem dolną wargę. Nigdy tego nie robiłem, czasami
robiłem sobie dobrze, ale nigdy nawet nie dotykałem penisa innego chłopaka.
Jednak…
Bill zadrżał, kiedy objąłem wargami jego główkę.
- Tom…?
Nie odpowiedziałem. Ba! Nawet nie podniosłem głowy. Zamiast tego zacząłem go
pieścić.
Poruszałem głową w górę i w dół, najpierw powoli, potem coraz szybciej.
Akompaniowały mi jęki Czarnego i nierówny oddech. Wiedziałem, że jest mu dobrze
i w tej chwili nic poza tym mnie nie obchodziło.
Chwilę potem doszedł w moje usta, krzycząc i wyginając się w łuk. Z dołu
dolatywała głośna muzyka, więc chłopaki nie mogli go słyszeć.
Przełknąłem dowód jego spełnienia i otrząsnąłem się lekko. Nie było tak źle.
Podciągnąłem się do góry i delikatnie go pocałowałem. Przewrócił nas tak, że
teraz on był na górze i od razu zaczął obcałowywać mój tors i brzuch.
- Kocham cię – szepnął między muśnięciami. – Kocham cię, braciszku.
I wtedy mnie oświeciło.
On wcale nie chce tego zrobić. To znaczy może chce, ale to tylko alkoholowe
odurzenie. Jest pijany i nie wie, co robi. On nie kocha mnie tak, jak ja jego.
On mnie kocha jak brata – ja go kocham jak… mężczyznę. I właśnie dlatego nie
chcę go wykorzystywać. Jutro by żałował albo, w najlepszym wypadku, niczego by nie
pamiętał. Nie chcę tak. Nie mogę.
Delikatnie go z siebie zepchnąłem i wstałem z łóżka.
- Tom? – odezwał się, gdy chwytałem za klamkę. Nie odwróciłem się, nie
spojrzałem na niego. Wyleciałem z pokoju i nagi poszedłem do łazienki.
Zamknąłem drzwi na klucz i siadając na zimnych kafelkach i podkulając kolana
pod brodę, zacząłem płakać.
Co ja sobie myślałem? Że Bill chce się ze mną kochać, bo zaczął odwzajemniać
moje uczucia? Te chore uczucia? Żałosne. Ja jestem żałosny. Teraz została mi
tylko zimna podłoga w łazience, a jutro udawanie, że nic się nie stało. Brzydzę
się sobą. Nie powinienem był do tego dopuścić. Powinienem kazać mu iść spać
zanim jeszcze to wszystko się zaczęło. Mam za swoje.
Ale co jest złego w tym, że chcę być kochany? Ja za nim szaleję, skoczyłbym za
nim w ogień. Wiem, że to, żeby Bill poczuł do mnie to samo, co ja do niego jest
niemożliwe, ale mimo to każda najdrobniejsza cząstka mnie pragnie właśnie tego
niemożliwego. Zakazanego. Szalonego. Moje serce wręcz krzyczy z rozpaczy, kiedy
widzę, że jestem dla niego tylko starszym o 10 minut bratem. Wiem, powinienem
się cieszyć z tego, co mam. I z reguły to robię, tylko że jak każdy człowiek
mam czasem chwilę słabości, z trudem powstrzymuję się, żeby nie paść przed nim
na kolana i nie błagać o miłość.
Do pokoju wróciłem dopiero kiedy już cały trząsłem się z zimna, a zęby omal nie
połamały mi się od szczękania nimi i gdy byłem pewny, że Bill śpi. Wślizgnąłem
się cicho do sypialni, gdzie mój brat spał skulony na łóżku tak jak go Bóg
stworzył. Nie przykrył się, za to na jego policzkach były czarne smugi –
rozmazany makijaż. Położyłem się na łóżku i owinąłem szczelnie kołdrą i kocem.
Gdy kładłem policzek na poduszce, z moich oczu znów popłynęły łzy…
Hihi,
jestem okropna :D
Zanim zabrałam się do czytania tego rozdziału, cofnęłam się o trzy w tył, żeby wczuć się w klimat. Dobrze było przypomnieć sobie parę szczegółów. I bardzo dobrze, że tak zrobiłam, bo znacznie lepiej mi się czytało, pamiętając o kontekście.
OdpowiedzUsuńNa samym początku muszę zaznaczyć, że ogromnie się cieszę z Twojego powrotu, Kasiu. Mówiłam Ci, że bardzo tęskniłam i nadal to podtrzymuję. Wreszcie wróciłaś i to w świetnym stylu. Odnosząc się do Twoich początkowych przemyśleń, dotyczących samej formy Twojej twórczości i stylu, to muszę powiedzieć, że nie odczuwam żadnej różnicy w tym, JAK piszesz. Miałam okazję to sobie dziś porównać. Pewnie zastanawiasz się teraz, czy to dobrze czy źle? Powiem Ci, że to bardzo, ale to bardzo dobrze, że nie widzę tej różnicy. Dlaczego? Bo już na samym początku, kiedy czytałam pierwsze odcinki "Tylko przy Tobie (...)" mówiłam Ci, że to, co mnie urzekło, to sposób, w jaki piszesz. Wszystko było jasne, przejrzyste, a nawet pokusiłam się o stwierdzenie, że bardzo ciepłe. Dalej tak jest. Wystrzegasz się błędów i wciąż jest tak samo dobrze. To, że czasami nie ma gdzieś przecinka... To nieważne. Najważniejsze, że nie ma byka na byku, jak to się mówi. A uwierz, że są opowiadania, których autorzy zdają się być w głębokim konflikcie ze słownikiem ortograficznym i to aż boli. Ty dalej jesteś tak samo dobra, w tym, co piszesz. I stwierdzam to z ogromną przyjemnością.
Jeśli chodzi o sam rozdział, to powiem, że czytałam go bardzo niespokojnie. Przede wszystkim, kiedy okazało się, że chłopcy chcą sobie urządzić "popijawę". Wtedy dotarło do mnie, że któryś z bliźniaków na pewno wpadnie na szalony pomysł pójścia na całość. Niestety, alkohol wyzwala w ludziach dzikie instynkty i po spożyciu zbyt dużej ilości działają niekiedy wbrew swojej woli. Pech chciał, że padło na Billa. No i myślę sobie: "pięknie, to sobie chłopak pocierpi, kiedy rano obudzi się nagi, w ramionach bliźniaka" i dowie się, że to wszystko z jego inicjatywy. Wiesz, co? Sądzę, że gdybyś tego nie rozegrała inaczej, Bill by się po prostu i zwyczajnie załamał. Jest bardzo kruchy i widać, że ciągle potrzebuje osoby, która by się niem opiekowała i go wspierała. On w żadnym wypadku nie jest jeszcze gotowy na żadne zbliżenia. Ja sądzę, że on nie jest nawet gotowy, by myśleć o Tomie, jak o swoim mężczyźnie. Nie, nie i jeszcze raz nie. NEIN, po prostu ;) Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że nie dopuściłaś, by chłopcy się do siebie zbliżyli ostatecznie. Zarówno jeden, jak i drugi miałby po tym długiego, moralnego kaca. A ja wierzę, że Ty to rozegrasz inaczej. Tak, by żadnego z nich nie skrzywdzić. Tak, by obaj tego chcieli i wiedzieli, na co się decydują.
To by było na tyle ode mnie. Cenię sobie to opowiadanie, Ciebie jako autorkę i to, że piszesz z wielką rozwagą. Masz świetne wyczucie, Kasiu. Trzymam kciuki, by tak było dalej. Życzę Ci dużo natchnienia w dalszej pracy i bardzo dziękuję za ten dopracowany i przemyślany odcinek, a także Twój powrót.
Pozdrawiam z głębi serducha,
Nikola.
Po tym, co napisała Nikola, to kompletnie nie mam pojęcia, co mógłbym dodać więcej. Ona napisała wszystko i pod każdym jej słowem się podpisuję, o ile mogę. Również bardzo się cieszę, że wróciłaś, ale o tym wiesz. Po tym odcinku pewnie wiele osób by powiedziało: "Boże, wreszcie się coś zaczyna między bliźniakami!"... No, szczerze powiedziawszy, też się ucieszyłem, kiedy no.. zbliżyli się do siebie. W sumie, kiedy tylko zostało rzucone hasło: "sylwester", wiedziałem, że tak będzie. Że któryś z nich tak się schleję, że puszczą mu hamulce. No i tak się stało. Ale... to prawda, że Czarny na pewno żałowałby tego, że to zrobili. I winiłby pewnie też o to Dredziarza. Zarzucałby mu, że go wykorzystał i nie powstrzymał. Na szczęście Tom zachował resztki zdrowego rozsądku i nie zrobił tego kroku na przód. Jestem ciekaw, co będzie po ich przebudzeniu. Jak Tom spojrzy bratu w oczy? I czy on w ogóle będzie coś pamiętać?
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na dalszą część, Kasiu. Weny.
Pozdrawiam,
Illusion.
WOW! Jakie komentarze . . . przepraszam, że dopiero teraz piszę, ale nie miałem czasu, a co do odcinka był fajny :) Mi się podobał nie przytłaczał, ani nie nudził. Podoba mi się pomysł z tym, że Bill chce sexu tylko po alkoholu, a Tom . . . mógł nie być taką ciotą! Boże jak ja nienawidzę w opowiadaniach twincest TOMA cioty! No chyba tylko w tedy, kiedy Bill jest władczy i on tutaj rządzi, a ten bill taki nie jest i to mi wadzi. Proszę zrobić z Billa zimną sukę, pana, który będzie rządzić lub . . . Toma, który nie będzie ciotą. Bill nago? No proszę cie mógł chociaż ubrać bokserki. Ciekawe czy sobie tam goli? Ale wracając to . . . ty, a gdzie poszli Geo i Gustaw? O kurwa zgubili się? I dlaczego Bill się rozebrał? Ech . . . tyle pytań mam, a odpowiedzi żądnej. Proszę teraz dodać odcinek z perspektywy Billa . . . co ja chciałem jeszcze? . . . A no tak pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie wierzę, moja pierwsza dedykacja :D :D :D. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaką radość mi tym sprawiłaś. Teraz to będzie moja ulubiona notka, bo jest dedykowana mi. Naprawdę bardzo cieszę się z Twojego powrotu na, który tak długo "cierpliwie" czekałam. Wróciłaś w wielkim stylu, bo odcinek jest świetny, tym bardziej cieszy mnie dedykacja. Cóż ja nie zgadzam się z komentarzem wyżej. Tom wcale nie jest ciotą. On bardzo kocha Billa i wie, że tym mocno by go skrzywdził. Bill jest wrażliwy i nie gotowy na to, nie poradził by sobie z tym ( pod warunkiem, że by to pamiętał). Ja też nie mogę się doczekać ich zbliżenia, ale teraz popijaku to nie najlepszy moment. Wierzę Kasiu, że wybierzesz bardziej odpowiedni. Oczywiście szanuję Twoje zdanie Marudku i chcę Ci powiedzieć, że jetem fanką również Twoich opowiadań ;-). Lecz co teraz? Czy Bill będzie to pamiętał? Jeśli tak to jak na to zareaguje? Ech... Wiem niecierpliwa jestem. Dziękuję za to, że wróciłaś. Pozdrawiam i życzę weny :* <3
OdpowiedzUsuńCicha Czytelniczka ;)