Marudek,
czego Ty w tym rozdziale nie rozumiesz?
1.
Przykro mi, ale nie zrobię z Billa zimnej suki.
Tom nie jest ciotą. Według mnie jest po prostu kochającym starszym bratem.
Takim, jakiego ja bym chciała mieć. I taki zostanie. Przykro mi, że to Ci
wadzi, ale niestety – wszystkim nie da się dogodzić. Od początku w mojej głowie
była wizja uległego i słabego Billa i Toma, który będzie się nim opiekował.
2.
Kiedy Tom wszedł do pokoju, Bill leżał na łóżku
W BOKSERKACH. Sam się nie rozebrał, to Tom ściągnął z niego bieliznę. No
wybacz, ale jak mieli się kochać w majtkach…?
3.
Georg i Gustav byli cały czas na dole, w salonie
i świętowali Sylwestra. Przecież pisałam „…Z dołu dolatywała głośna muzyka,
więc chłopaki nie mogli go słyszeć.” Przeoczyłeś?
Jeszcze jakieś pytania?
Bill
Wody…
To była moja pierwsza myśl po przebudzeniu. Niechętnie i powoli uchyliłem jedno
oko, po czym znów je zamknąłem z głuchym jękiem. Czułem, że głowa mi zaraz
pęknie. Rozejrzałem się nieprzytomnie po pokoju i zlokalizowałem butelkę wody
mineralnej i dwie tabletki, leżące na mojej szafce nocnej. Kochany Tom…
Około pół godziny później byłem w stanie już w miarę normalnie funkcjonować,
dzięki czemu wziąłem prysznic i zszedłem na dół, do kuchni, gdzie byli Gustav,
Georg i Tom. Ten ostatni jakoś dziwnie wyglądał.
- Cześć – mruknąłem jeszcze nieco zachrypniętym głosem.
- Stary, wyglądasz, jakby wczoraj była twoja pierwsza popijawa – zażartował
Geo.
- No bo była – odparłem, zaglądając do lodówki w poszukiwaniu wody. Tamta już
dawno odeszła w niepamięć. – Co się działo? Film mi się urwał po tym, jak
rzygnąłem na wasz dywan – dodałem, odkręcając butelkę.
Tom, nie wiedzieć czemu, skrzywił się prawie niezauważalnie.
- Niewiele. Pół godziny później powiedziałeś, że musisz do kibelka, ale byłeś w
takim stanie, że Tom musiał cię tam zaprowadzić.
Zakrztusiłem się.
- Wszedłeś ze mną? – zwróciłem się do brata.
- Na początku nie. Ale ty, sieroto, rąbnąłeś na podłogę. Pomogłem ci się
pozbierać i zaprowadziłem do pokoju.
- Już tam z tobą został, bo podobno źle się poczułeś – dodał uprzejmie Gus.
- Sorry, Tom. Zepsułem ci Sylwestra.
Ale Tom nic nie odpowiedział, tylko znów się skrzywił i poszedł do naszego
pokoju, zamykając zdecydowanie zbyt głośno drzwi.
- Andreas widział ten dywan?
- Nie, jeszcze nie wrócił.
W duchu odetchnąłem z ulgą. Skinąłem głową i poszedłem na górę. Tom leżał na
swoim łóżku, z twarzą wtuloną w poduszkę. Przysiadłem koło niego.
- Co jest?
Odwrócił głowę w moją stronę i westchnął.
- Nic – mruknął.
- Na pewno?
- Po prostu głowa mnie boli.
- Weź tabletkę.
- Już brałem. Nie pomogło.
- Niezła była balanga, co?
- Ta… super. – Znów ukrył twarz w poduszce.
Godzinę później wrócił Andreas. Na pierwszy rzut oka dom wyglądał normalnie,
więc nie było afery. Dopiero gdy zobaczył brak dywanu – który jakimś cudem
udało mi się zawlec do łazienki – zaczęły się pytania.
- Miałeś go uprać zanim ojciec wróci – syknął do mnie Georg, gdy zostaliśmy
zapytani o ów rzecz.
- Przecież i tak nie zdążyłby wyschnąć.
- Uprać? – powtórzył Andreas. – Co się z nim stało?
- Powiedzmy, że… się ubrudził – wyjąkałem.
- Sam?
- Bill mu pomógł – odpowiedział Geo, za co spiorunowałem go wzrokiem.
Andreas westchnął.
- Czy któryś z was mógłby mi wreszcie powiedzieć, co tu się wydarzyło?
- Bill zwymiotował na dywan – odpowiedział grzecznie Gustav. Teraz tylko Tom
milczał.
- Zwymiotował? – powtórzył. – Zatrułeś się czymś, Bill?
- N-nie.
Kolejne westchnienie.
- W takim razie stało się to, czego się obawiałem – jęknął. – Ile?
- Co: ile?
- Ile wypiliście? I skąd mieliście alkohol?
- No… - Georg chrząknął. – Jak by ci to powiedzieć…
- Tylko mi nie mów, że opróżniliście barek – syknął przez zaciśnięte zęby.
- Opróżnić – nie opróżniliśmy…
- Ale na pewno się skurczył – dodał Geo.
- Cholera! – ryknął tak, że aż chyba cała nasza czwórka podskoczyła. Przejechał
dłonią po włosach, co pokazywało nam, jak bardzo jest wściekły. Poszedł gdzieś,
zapewne ocenić „szkody”, a my czekaliśmy na kolejny wybuch. Bo że wybuchnie
jeszcze bardziej, kiedy zobaczy, ile alkoholu znikło poprzedniej nocy, było
więcej niż pewne.
Po chwili wrócił. Minę miał zaciętą. Starał się hamować nerwy, ale gołym okiem
było widać, że wszystko się w nim gotuje. Wszyscy zwiesiliśmy głowy.
- Gustav i Georg – szlaban na telewizję, Internet i to wasze brzdękanie w
piwnicy!
- Ale tato…!
- Milczeć! – ryknął. – Wstyd mi za was! Kiedy mówiłem, że macie ugościć
bliźniaków, nie chodziło mi o schlanie ich!
- Sami chcieli! – zaprotestował Georg.
- Sami nie wpadliby na ten pomysł! – wydarł się jeszcze bardziej, aż miałem
wrażenie, że za chwilę pęknie mu żyłka na szyi. – Myślałem, że to, co stało się
rok temu czegoś was nauczyło, ale widzę, że nie!
Te słowa widocznie dotknęły chłopaków, bo zamilkli i w następnej sekundzie już
byli potulni jak baranki.
- Zastanówcie się nad swoim zachowaniem, chłopcy – dodał już spokojniej i
wyszedł, kierując się schodami na górę. Krzyczał w zasadzie na swoich synów,
ale ja też czułem się winny.
Coś mi mówiło, że nie chcę wiedzieć, o czym mówił Andreas, wspominając ubiegły
rok.
Chłopaki też wyszli, a zaraz za nimi Tom, jakby bał się być ze mną sam na sam.
Tylko dlaczego?
Cóż, mnie Andreas nie zabronił schodzić do piwnicy, prawda? Poszedłem tam, i
nim się obejrzałem, zacząłem śpiewać. Cichutko, jakbym się bał, że będę komuś
przeszkadzał. A przecież byłem sam. Sam jak palec. Tyle że palec ma dziewięciu
towarzyszy, a ja w tamtym momencie czułem się cholernie samotny. G&G mieli
kłopoty, a ja czułem się za to w jakiś sposób odpowiedzialny. Winny. Tom mnie
wyraźnie unika, a ja nie mam zielonego pojęcia, co mu takiego zrobiłem. Wczoraj
wszystko było okej. Czyżby wieczorem się coś wydarzyło? Kurwa mać! Nic nie
pamiętam…
Ale dowiem się, o co chodzi.
Kiedy już sobie pośpiewałem i popłakałem, wróciłem do domu. Od razu poszedłem
na górę. Tom akurat wchodził do naszego pokoju. Idealna okazja na wyjaśnienia.
Poszedłem za nim. Pakował się.
- Co ty robisz? – spytałem, zamykając drzwi.
- Pakuję się. Przecież jutro wracamy do Domu Dziecka.
No tak, całkiem zapomniałem, że jesteśmy tu tylko tymczasowo…
- Nie chcę.
Bliźniak spojrzał na mnie jak na debila.
- Jeszcze dwa tygodnie temu kręciłeś nosem na przyjazd tutaj, a teraz nie
chcesz wyjeżdżać? Zdecyduj się, Bill – burknął.
Przemilczałem. Bez słowa podszedłem do okna i usiadłem na parapecie, obejmując
kolana ramionami i wlepiając wzrok na widok za szybą. Był dużo piękniejszy niż
ten, który widać z naszego okna w Domu Dziecka. Polubiłem go. Polubiłem ten dom
i jego mieszkańców. Nawet Andreasa. Był dla nas miły nawet teraz, gdy
opustoszyliśmy jego barek. Jutro wyjedziemy i pewnie nigdy nie zobaczę jego ani
chłopaków.
Po moim policzku znów potoczyła się samotna łza.
- Tutaj czuję się… lepiej – powiedziałem cichutko.
Kątem oka zauważyłem, że Tom zamarł w bezruchu.
- To znaczy?
Zastanowiłem się chwilę.
- Po prostu polubiłem to miejsce – odparłem krótko. – I nikt się tu na mnie nie
czai – dodałem prawie szeptem.
Chwilę potem Tom był przy mnie. Prawie się na niego rzuciłem, wtulając się w
jego za dużą bluzę.
- Nie chcę tam wracać! – wyszlochałem.
Mimo że Tom zesztywniał, objął mnie.
- Wiem, Bill – szepnął. – Ja też nie chcę. Dlatego rozmawiałem z Andreasem.
- O czym? – Pociągnąłem nosem.
- Myślałem, że po dzisiejszej awanturze zmieni zdanie i nie będzie już nas
chciał adoptować. – Spojrzałem na niego przerażony. – Zapytałem go o to, a on
powiedział, że nic się nie zmieniło. Powiedział, że zaraz po tym, jak odwiezie
nas do Domu Dziecka, złoży papiery adopcyjne i że postara się, by to wszystko
odbyło się jak najszybciej. – Otarł mi kciukami łzy.
Nie wierzyłem własnym uszom. On mówił serio?
- Za parę miesięcy będziesz mógł oglądać to miejsce codziennie, ile dusza
zapragnie. – Uśmiechnął się do mnie delikatnie, co odwzajemniłem. Zaraz jednak
mój uśmiech znikł, gdy przypomniałem sobie, że coś między mną i moim bratem
jest nie tak.
- Tom?
- No?
- Czemu przez cały dzień ode mnie uciekałeś?
Znów zesztywniał.
- Uciekałem?
Skinąłem głową.
- Zamieniliśmy raptem parę słów rano. Swoją drogą dzięki za tabletki. Przydały
się.
- Nie ma sprawy. – Odszedł i wrócił do pakowania swoich rzeczy do plecaka.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie – rzuciłem smutno. – Teraz też uciekasz.
- Nie uciekam.
- Nie? To jak to nazwiesz?
- Pakuję się! Ty też byś mógł.
- Zdążę – odparłem spokojnie, choć moje serce krzyczało ze złości i szlochało z
rozpaczy jednocześnie.
- Ciekawe kiedy. Wyjeżdżamy rano – warknął.
- Co ja ci zrobiłem, co? – zapytałem głośniej niż planowałem. – Czemu taki
jesteś?
- Jaki?
Nie miałem siły mu tego tłumaczyć i dalej się kłócić. On naprawdę nie rozumie,
że takim zachowaniem mnie rani czy tylko udaje? Okej, nie pamiętam, co się
wczoraj stało, ale to nie mogło być nic aż tak strasznego! Czemu mnie unika i
nie chce nawet podać powodu? To nie fair!
Zeskoczyłem z parapetu, po czym wyszedłem z pokoju, trzaskając drzwiami.
Zerwałem się z kolacji jako pierwszy, choć wiedziałem, że postąpiłem
niekulturalnie. Ale nie chciałem, żeby Tom spędzał ze mną więcej czasu, niż to
konieczne. Nie musi ode mnie uciekać, ułatwię mu to. Do łóżka też poszedłem
dopiero wtedy, gdy byłem pewny, że on już śpi.
Ale się pomyliłem.
- Gdzie byłeś? – zapytał z wyrzutem, gdy wślizgiwałem się pod kołdrę.
- Spacerowałem – skłamałem. Tak naprawdę siedziałem w piwnicy i czekałem, aż
nadejdzie odpowiednia pora na wyłonienie się z kryjówki, próbując zagrać jakąś
prostą melodię najpierw na zwykłej gitarze, na której grywał Tom, potem na
basowej gitarze Georga, aż w końcu na perkusji Gustava, ale ze wszystkich tych
instrumentów wydobywały się tylko fałszywe i raniące uszy dźwięki. Szybko
doszedłem do wniosku, że gdybym chciał być członkiem jakiegoś zespołu,
musiałbym być wokalistą.
- O tej porze?! – oburzył się mój brat.
- Mhm – mruknąłem niby to sennie.
Tom westchnął.
- Słuchaj, Bill. To nie jest tak, że ja od ciebie uciekam. Po prostu wczoraj…
coś zrozumiałem i muszę się z tym pogodzić. Daj mi kilka dni, co?
Ale ja nie odpowiedziałem, udając, że śpię.
- Przepraszam, Billy… - szepnął na koniec.
Przewróciłem się na bok i uroniłem kilka łez, po czym odpłynąłem w niespokojny
sen.
Następnego dnia zjedliśmy szybko śniadanie, pożegnaliśmy się z chłopakami i
Andreas odwiózł nas do Berlina. Przez całą drogę ja i Tom milczeliśmy.
- Pokłóciliście się? – spytał w pewnym momencie Andreas, zerkając na nas we
wstecznym lusterku.
- Nie – odpowiedzieliśmy równo i spojrzeliśmy na siebie smutno.
Andreas znów na nas zerknął, tym razem zaskoczony i przez resztę drogi już się
nie odzywał. Jako tako czas umilała nam tylko muzyka z radia.
Kiedy zatrzymał auto przed budynkiem Domu Dziecka, westchnąłem smutno. Wysiadł,
a my wyczłapaliśmy z samochodu, specjalnie się ociągając. Zasunąłem zamek
błyskawiczny kurtki, bo mroźne powietrze od razu owinęło moją twarz i
spojrzałem na stary budynek, którego nienawidziłem najbardziej na świecie.
Chociaż nie. Szkoły nienawidziłem jeszcze bardziej.
Andreas zamknął samochód i wszedł z nami do Domu Dziecka, twierdząc, że musi
porozmawiać z dyrektorem. Szedłem powoli. Trochę ciążył mi plecak, który teraz
był dwa razy cięższy niż przed wyjazdem, a to dlatego, że dzień przed Wigilią
Bożego Narodzenia Andreas zabrał nas na spore zakupy.
Andreas, zamiast minąć nas i iść na ostatnie piętro, gdzie był gabinet
dyrektora, zatrzymał się na naszym piętrze i odprowadził nas do pokoju, który
dawno już nie wyglądał tak czysto.
- Poradzicie sobie? – spytał mężczyzna.
- Tak, dziękujemy – odparł grzecznie Tom, zdejmując kurtkę, a potem buty.
Andy skinął głową i chwycił klamkę, z zamiarem zostawienia nas już samych, ale
odezwałem się.
- Wujku?
Zamarł. Dopiero po trzech sekundach odwrócił się w naszą stronę.
- Tak?
- Dziękujemy – wydusiłem. – To były najlepsze święta w naszym życiu. Prawda,
Tom?
Tom skinął tylko głową, najwidoczniej będąc w takim samym szoku, jak nasz
wujek. Teraz to słowo przechodziło mi dużo lepiej, niż jeszcze miesiąc temu.
- Cieszę się, chłopcy – odparł, ale nadal nie wyszedł. Po krótkiej chwili już
nas tulił.
Następnego dnia, gdy Tom wrócił ze szkoły niedługo po mnie, miał dziwną minę.
- Coś się stało? – spytałem.
- Muszę ci coś powiedzieć, Bill.
- Co jest? – Przestraszyłem się.
- Pamiętasz Emilie? Byliśmy u niej na imprezie… tego feralnego wieczora.
- Pamiętam. Dziewczyna z pasemkami.
- Teraz już ich nie ma… Nieważne. – Wziął głęboki oddech. – Dzisiaj… była
załamana. Powiedziała, że zginął jej przyjaciel.
- Przykro mi – powiedziałem szczerze. – Tylko co to ma wspólnego ze mną?
- Bo… Widzisz… - Kolejny wdech. – Ten przyjaciel… to Chris Bachmann…
Zginął? To się porobiło, Kasiu. Porobiło. Ale kompletnie abstrahując od grozy sytuacji, bardzo podoba mi się ten element zaskoczenia na końcu. Trzyma w napięciu i jednocześnie człowiek jest strasznie ciekawy, co mogło się stać temu biednemu Chrisowi (który nie należał do moich ulubionych bohaterów, ale mimo wszystko, jest mi go żal).
OdpowiedzUsuńCo do samego odcinka, to muszę powiedzieć, że domyślałam się, że Bill niestety nie będzie pamiętał swoich nocnych wybryków. Z jednej strony to dobrze - zarówno dla niego (bo nie musi się za to wstydzić), jak i dla Toma (bo nie musi bratu nic tłumaczyć), ale z drugiej, ta jego nieświadomość może Toma psychicznie wykończyć.
Bardzo mnie cieszy fakt, że Bill ocieplił stosunki z Andreasem i decyduje się na adopcję. Może mam trochę podejrzeń, co do wujka, ale jestem raczej dobrej myśli. Teraz najważniejsze jest to, by bracia jakoś się ze sobą dogadali (Bill zrozumiał, że coś jednak musi być na rzeczy, skoro Tom jest taki nieswój, a Tom musi dojść do siebie po tych nocnych wydarzeniach, z którymi sam sobie nie umie poradzić). Oczywiście sprawa Chrisa będzie im na pewno spędzała sen z powiek.
Trzymam kciuki za nich, za Ciebie i Twoją wenę. Dziękuję za ten smutny, ale mimo wszystko bardzo prawdziwy odcinek. Trzymaj się, Kasiu!
Pozdrawiam z głębi serducha,
Nikola.
O Boże też chce mieć takie komentarze :) A co do opowiadania to . . . No yeraz to Tom mi się podoba :) tylko w twoich odpowiedziach nie rozumiem to Tom ma być tym silniejszym, a wczoraj inaczej się zachowywał :) Ale to nic postaram się zrozumieć akcje i więcej się nie czepiać :( pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za komentarz, Kasiu. Właśnie na niego odpowiedziałam. Zerknij sobie ;)
OdpowiedzUsuń