Nikola,
jakie masz podejrzenia związane z wujkiem Andreasem? Jestem ciekawa Twoich myśli.
A kto wie? Może powiem, czy są słuszne? Wchodzisz w to? ;)
Marudek,
tak, Tom ma być tym silniejszym, ale przecież każdy ma czasem chwile słabości,
prawda? Tom po prostu nie może sobie poradzić z tym, co czuje do Billa. Jeśli mam
być szczera, to gdybym ja zakochała się w swojej siostrze czy bracie, chyba bym
sobie w łeb strzeliła. W tym odcinku wyjaśnię, czemu Tom uciekał od
Billa, spokojnie :) Może faktycznie piszę niezrozumiale… No ale nie chcę, żeby
tak szybko wszystko się wyjaśniało. Ta nutka tajemniczości się przyda, nie
uważasz? :)
Jeżeli Ty,
czy jakiś inny mój Czytelnik/Czytelniczka macie jakieś pytania – walcie śmiało!
Postaram się na wszystkie odpowiedzieć. Oczywiście w miarę możliwości ;)
A co do
marudzenia, to… przecież jesteś Marudek, nie? Musisz marudzić ;)
Rozdział nieco krótki, ale za to końcówka… Sama miałam łzy w oczach, pisząc ją…
Tom
Uciekanie od Billa było cholernie
trudne. Ale przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu, zwłaszcza sam na sam,
było równie ciężkie. Cały czas miałem przed oczami jego nagie ciało i ten błysk
w jego oczach, gdy chciał się ze mną kochać. I myśl, że nie mogę go mieć,
doprowadzała mnie do szału. Wczoraj niewiele pamiętał z poprzedniego wieczoru,
a ja nie jestem na tyle silny, by po wszystkim udawać, że nic się nie stało. Co
z tego, że przez chwilę byłoby pięknie, skoro potem byłoby sto razy gorzej?
Przecież nie mógłbym go nawet przytulić…
Ale teraz, gdy w jego oczach widziałem niedowierzanie i przerażenie, miałem
ochotę wziąć go w ramiona i nigdy nie puszczać.
- Kłamiesz – warknął.
- Po co miałbym to robić?
- Nie wiem! Bo… Bo… - Urwał i wybiegł z pokoju.
- Bill! – Złapałem go na korytarzu. – Gdzie ty chcesz iść?
- Do Chrisa!
- On nie żyje, nie rozumiesz tego?! – wrzasnąłem, potrząsając nim. – Zabiła go
szkolna banda – dodałem już znacznie ciszej.
Oczy mojego bliźniaka rozszerzyły się, a on sam osunął się po ścianie na
podłogę i ukrył twarz w dłoniach.
- Bill? – Kucnąłem przed nim.
- To moja wina – powiedział słabo.
- O czym ty mówisz?
Odsunął ręce i moim oczom ukazała się jego zapłakana i cała w czarnych smugach
twarz. Serce mi się ścisnęło.
- Oni chcieli mnie. Chris miał zdobyć moje zaufanie, a potem podać im mnie na
tacy, ale się… zaprzyjaźniliśmy.
Opadłem na tyłek. Byłem w szoku.
- Oni mu grozili. Grozili, że go zabiją, jeśli mnie nie przyprowadzi. Ale on,
mimo że sam się bał, nie wydał mnie. Troszczył się. Zawsze spotykaliśmy w
neutralnych i publicznych miejscach, żeby mnie nie dopadli. A teraz… On nie
żyje przeze mnie! To moja wina! I to ja powinienem nie żyć! – wyszlochał.
Doskoczyłem do niego.
- Nie wolno ci tak myśleć, słyszysz?! – syknąłem, potrząsając nim. – To nie
twoja wina. Chciałbyś być na jego miejscu? I pociągnąć mnie za sobą?
- Co…?
- Gdyby tobie coś się stało, ja też bym się zabił – powiedziałem spokojnie,
patrząc mu w oczy.
Czarny nic już nie powiedział, tylko rzucił mi się na szyję, płacząc jeszcze
bardziej.
- Ciii, nie płacz. – Głaskałem go po głowie i plecach, a on powoli zaczął się
uspokajać. Tuliliśmy się na środku korytarza, ale nie zwracaliśmy na to uwagi.
Przynajmniej ja. – On był dla ciebie ważny, prawda?
- Był moim jedynym przyjacielem.
Nie chciałem mu teraz mówić, że przecież ma mnie, bo pewnie i tak niewiele by
mu to pomogło. Przemilczałem.
- Chodź. Zaraz wszyscy się zlecą, żeby sprawdzić, co się stało. – Pomogłem mu
wstać i dalej się tuląc, a raczej ja jego, wróciliśmy do pokoju. – Może się
położysz?
Skinął głową i wpełzł do łóżka, a ja wziąłem się za lekcje. Co jakiś czas
słyszałem pociąganie nosem i serce mi się krajało. Za każdym razem, gdy
chlipnął, ja wzdychałem cicho, żeby nie słyszał.
- Tom? – odezwał się w pewnym momencie.
- Tak? – Odwróciłem się na krześle w jego stronę.
Przygryzł dolną wargę.
- Położysz się ze mną? – wyksztusił w końcu.
Przez chwilę walczyłem sam ze sobą. Jasne, chciałem położyć się koło niego i go
tulić, ale jakiś wewnętrzny głosik mówił mi, że to niebezpieczne. W końcu
jednak skinąłem głową i dołączyłem do niego, a on od razu się we mnie wtulił.
Przypomniał mi się ten dzień, kiedy szkolna banda go zaatakowała. Wtedy też go
tak tuliłem. Wtedy go pocałowałem. I wtedy moje życie wywróciło się do góry
nogami. Zacisnąłem powieki, żeby odpędzić łzy, ale wtedy wszystko
widziałem jeszcze dokładniej. Niemal czułem usta Billa na swoich. Ten słodki,
zakazany smak. Zacisnąłem pięści, zapominając, że on może to poczuć.
- Tom? Wszystko w porządku?
No i poczuł…
Otworzyłem oczy, rozluźniłem pięść na jego koszulce i zmusiłem się do słabego
uśmiechu.
- Tak, Billy. Wszystko w porządku. – Odgarnąłem mu czule włosy z czoła.
Milczał przez chwilę, intensywnie mi się przyglądając.
- Mogę cię o coś spytać?
- Jasne. Wal. – Zabrałem dłoń, bo zorientowałem się, że głaskam go po policzku.
- Czy… Czy ty nadal coś do mnie czujesz?
Zamarłem. Co mam odpowiedzieć? Okłamać go nie mogę, ale przyznać, że tak? Że za
nim szaleję? Już raz po takim wyznaniu uciekł i ja nie chcę znów szukać go po
całym mieście.
- Jesteś moim bratem. To…
- Nie o takie uczucia pytam i dobrze o tym wiesz – przerwał mi ostro.
Westchnąłem.
- To nie jest ważne, Bill. – Chciałem wstać, ale mnie zatrzymał.
- Dla mnie jest.
Zamarłem, czując jego palce zaciskające się na moim nadgarstku. Spuściłem tylko
głowę, doskonale wiedząc, że tym jednym gestem przyznam się do swoich uczuć,
ale miałem to gdzieś.
Puścił mój nadgarstek, ale za to splótł swoje palce z moimi. Odruchowo je
zacisnąłem.
- Jak to jest? – spytał.
- Co? – Nieśmiało na niego spojrzałem.
- No… Kochać brata. Tak… wiesz.
- Okropnie… - szepnąłem.
Nie wytrzymałem. Po moim policzku potoczyła się jedna łza, zaraz potem kolejna.
Bill mocno mnie przytulił, a ja ściskałem go tak, jakby jutra miało nie być. On
też zaczął płakać. Nie mogłem go uspokoić, bo sam nie mogłem opanować łez. Po
prostu płakaliśmy wtuleni w siebie tak ciasno, że miałem wrażenie, że stanowimy
jedność.
Płakaliśmy jeszcze długo. Nie zeszliśmy nawet na kolację. W końcu zmęczeni,
zapłakani, ale wciąż spleceni, zasnęliśmy.
Będąc w ramionach Billa, czułem, że tam jest moje miejsce…
Po pierwsze jest mi bardzo przykro z powodu śmierci Chrisa. Martwię się też, że może to źle wpłynąć na Billa. W końcu się przyjaźnili. Co prawda Bill ma wspierającego Toma. Tylko, że ten wspierający Tom sam potrzebuje wsparcia. Już wcześniej podkreślałam i dalej się tego trzymam, że Tom mimo swojej w miarę silnej fizyczności, w głębi serca jest jednak za słaby, by toczyć ciągłą walkę ze sobą. Z jednej strony chce być przy Billu jako jego brat i wspierać go, opiekować się nim i czuć do niego coś zupełnie czystego i niewinnego, a z drugiej pragnie go tak, jak nie powinien. I zdaje sobie z tego sprawę. Przez jakiś czas pewnie będzie się powstrzymywał, ale niestety mam wrażenie, że słabość w pewnym momencie w ni wygra. Że przyjdzie taki moment, w którym się złamie i zbliży do Billa tak jak teoretycznie nie chce, a w praktyce pragnie. Wszystko pięknie, tylko obawiam się, że to po prostu wszystko zniszczy. Wiesz, ich braterską relację, czystą miłość.
OdpowiedzUsuńTę czystą miłość, którą doskonale odbiłaś w ostatniej scenie tego rozdziału. Znów czułam to ciepło, które czuję, czytając to, co piszesz. Ta scena miała w sobie taką magię niewinności. Bardzo mi się to podobało i bardzo Ci za to dziękuję.
Co do moich obaw do Andreasa to... Wiesz, one nie są jakieś konkretne. Po prostu czuję, że w tym człowieku czai się jakieś zło. Adoptuje chłopców, tak nagle się na to decydując i to wszystko jest takie... za piękne, by było prawdziwe. A poza tym, zło zawsze musi się gdzieś czaić. Tutaj wyczuwam je w postaci tajemniczego wujka Andreasa. Boję się, że będzie chciał w jakiś sposób skrzywdzić bliźniaków, tyle, że najpierw chce zdobyć ich sympatię. Pozory często mylą.
Dziękuję za ten rozdział i niecierpliwie czekam na kolejną sobotę.
Pozdrawiam z głębi serducha,
Nikola.
P.S. Tak, mam do Ciebie pytanie, Kasiu. Zawsze jestem ciekawa takich rzeczy. Chciałabym wiedzieć, co było dla Ciebie inspiracją do rozpoczęcia pisania "Tylko przy Tobie (...)"? Czy było to coś konkretnego?
Śliczne to było... :)
OdpowiedzUsuń