UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 29.

Bill


               Tom był kochany. Gdyby nie on, chyba bym zwariował. Sprawa Andreasa spędzała mi sen z powiek, a G&G raczej nie zamierzali nam pomóc. Nie wiedziałem, czy milczeli, bo zwyczajnie nie mieli ochoty o tym gadać, czy to Andreas kazał im trzymać język za zębami. Tak czy inaczej, nie wiedzieliśmy, o co chodzi i tylko zapewnienia Toma, że wszystko będzie dobrze sprawiały, że czułem się bezpiecznie.
               Chłopaki chodzili jak struci przez całe dwa dni, dopóki nie wrócił ich ojciec. Nawet grać nie chcieli, co jak na nich było bardzo dziwne. Dopiero gdy Andreas wrócił, G&G jakby się rozluźnili. Andreas tym razem wyglądał na wykończonego. Zastanawiałem się, co go tak zmęczyło...
               Andreas wrócił do domu, my wróciliśmy do grania. Po tygodniu mieliśmy trzy nowe piosenki. Wtedy właśnie pojawiła się dla nas szansa na pokazanie się.
               Tego dnia Georg przyszedł do domu z bananem na twarzy. Wszyscy zaczęliśmy pytać, co go tak ucieszyło. Odpowiedział tylko jedno słowo: casting. Opowiedział nam, jak to szedł ulicą i napotkał ulotkę, informującą, że w Domu Kultury szukają zespołu bądź wokalisty, który umilałby ludziom sobotnie wieczory. Nie musieliśmy się nawet naradzać, od razu wiedzieliśmy, że pójdziemy na ten casting.
               Jako że jakoś musieliśmy się przedstawić,  musieliśmy wymyśleć nazwę zespołu. Zaszyliśmy się więc w piwnicy i kombinowaliśmy. Każdy na przemian podawał swoje propozycje, a potem wszyscy mówiliśmy, czy nam pasuje, czy też nie. Niestety długo nie mogliśmy się zdecydować. Dopiero wieczorem, kiedy już prawie mieliśmy się zbierać do domu na kolację, mój brat podał hasło:
               - Tokio Hotel.
               Wszyscy, zaintrygowani, spojrzeliśmy na niego z nadzieją w oczach. Nazwa chyba nam wszystkim przypadła do gustu, tylko co miała oznaczać?
               - Nic - odparł Tom, gdy go o to zapytaliśmy. - A  jednocześnie coś. Tokio to taki kraj, nie? Bardzo ładny zresztą. A "hotel"... Cóż, kiedy będziemy sławni, być może hotele będą naszym drugim domem.
               - Oby twoje słowa były prorocze. - Gustav wzniósł ręce i oczy ku górze, jak ksiądz na mszy, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
               Na kolację poszliśmy w wyśmienitych nastrojach, co zresztą nie uszło uwadze Andreasa. Opowiedzieliśmy mu nasz plan, a potem przypomnieliśmy sobie, że nie pytaliśmy go o zgodę. Spięliśmy się, próbując wyczytać coś z jego twarzy, ale bezskutecznie. W końcu uśmiechnął się do nas, po czym życzył powodzenia. Odetchnęliśmy z ulgą i przybiliśmy sobie piątki. 
               Byłem tak podekscytowany, że kiedy Tom spał, ja leżałem cały pod kołdrą i pisałem piosenkę, podświetlając kartkę latarką, którą znalazłem w skrzynce z mniej używanymi rzeczami. Nie wiem o której zasnąłem, ale wiem, że kiedy się obudziłem, byłem obolały i cały spocony. Zasnąłem z zapaloną latarką, długopisem w ręku i pod kołdrą, nałożoną na czubek głowy. Tom, gdy mnie takiego zobaczył, parsknął tak histerycznym śmiechem, że myślałem, że za chwilę zacznie się tarzać po dywanie. Wstałem, strzeliłem go w łeb i wyszedłem z pokoju. Za sobą nie słyszałem już jego rechotu. 
               Obraziłem się. Przez cały dzień prawie się do niego nie odzywałem, chyba że musiałem. Nawet G&G zauważyli, że coś między nami nie gra. Gdy pytali, o co nam poszło, Tom patrzył na mnie, a ja tylko wzruszałem ramionami. Wtedy bracia patrzyli po sobie szeroko otwartymi oczami.
               Rozmawiałem tylko z nimi i to im pokazałem napisaną w nocy piosenkę. Tom patrzył na mnie zbolałym wzrokiem. Mało kiedy się odzywał, brzdękał tylko na gitarze, nie patrząc na nas. Jego wzrok był skupiony na instrumencie, jakby była to jedyna rzecz na świecie. W końcu zaczęło mi go być żal. Chciałem do niego podejść, przytulić, ale wtedy chłopaki postanowili, że rozpiszemy nowy utwór na instrumenty. Zajęliśmy się tym. Godzinę później wszystko było gotowe.
               Nie poprzestawaliśmy na tym, graliśmy dalej, aż w końcu wyszła nam nowa piosenka.
               Gdy jedliśmy obiad, nikt się nie odezwał ani słowem. Andreas chyba wyczuł napiętą atmosferę, bo o nic nie pytał. I dobrze, bo nie miałem ochoty tłumaczyć swojego głupiego zachowania. Prawda była taka, że już nie gniewałem się na Toma. Gdy ochłonąłem, zdałem sobie sprawę, że na pewno wyglądałem śmiesznie pod tą kołdrą, czerwony jak burak z gorąca. Spać pod kołdrą, podczas gdy temperatura na dworze w nocy nie schodzi poniżej piętnastu stopni - mądre, nie ma co. Nawet w Domu Dziecka spałem w lato tylko pod prześcieradłem, co tam zawsze było zimno. Także i swój dyskomfort, i teraz to, że nie rozmawiam z bratem, zawdzięczam tylko sobie. Brawo, Bill.
               Po obiedzie rozeszliśmy się do swoich pokoi. I wiedziałem, że muszę przeprosić Toma, nie odwrotnie. Dred usiadł przy biurku i zaczął coś pisać. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:
               - Tom?
               Milczał.
               Podszedłem do niego i odsunąłem go razem z krzesłem na kółkach od biurka, po czym bez pytania usiadłem mu na kolanach. Spojrzał na mnie zdziwiony. Nie pozwoliłem mu nawet nic powiedzieć, po prostu musnąłem jego usta swoimi. Nie zareagował. Zesztywniałem, a gdy odsunąłem się i otworzyłem oczy, ujrzałem jego, szeroko otwarte. Nic z tego nie rozumiał. Objąłem go za szyję i powiedziałem cicho:
               - Przepraszam.
               Nadal milczał, patrząc mi tylko w oczy.
               Westchnąłem.
               - Za rano. Nie powinienem był cię uderzyć. Miałeś rację, śmiejąc się ze mnie. Na pewno wyglądałem komicznie. Po prostu wczoraj byłem tak rozentuzjazmowany, że nie mogłem zasnąć i pisałem. Nie chciałem cię obudzić, dlatego znalazłem latarkę i schowałem się z nią pod kołdrą. No i tak zasnąłem. Nawet nie chciało mi się myśleć w nocy, czemu jest mi tak gorąco. Dopiero rano zrozumiałem, kiedy mnie takiego zobaczyłeś. No i wkurzyłem się, że ja się męczę, a ty się śmiejesz. Nie myślałem nad tym, co robię, no i... Przepraszam. Bolało? - spytałem na koniec ciszej, patrząc mu niepewnie w oczy.
               Przez chwilę patrzył w moje, a potem pocałował mnie tak namiętnie, jak jeszcze nigdy. Aż mnie zamroczyło.  Kiedy nasze usta się rozdzieliły, wziąłem głęboki wdech, dostarczając płucom tlen.
               - Czy to znaczy, że się nie gniewasz?
               - Na ciebie? Nigdy. - Ostatni raz cmoknął mnie w usta.
               Uśmiechnąłem się i wstałem z jego kolan, a potem rozwaliłem się na swoim zaścielonym łóżku. Tom śledził mnie wzrokiem i uśmiechał się delikatnie. Chyba podziwiał. No cóż, miał co podziwiać. W końcu jednak zacząłem się peszyć.
               - Przestań się tak patrzeć, bo pomyślę, że coś jest ze mną nie tak – mruknąłem.
               Przez chwilę znowu milczał.
               - Nie, Billy. Wszystko z tobą jak najbardziej w porządku. - Wstał i powoli podszedł do mnie i położył się obok.  - Jesteś piękny - szepnął i musnął ustami mój policzek.
               - W każdej chwili mogą tu wejść chłopaki – mruknąłem, wlepiając gały w jego czekoladowe tęczówki. Był zdecydowanie za blisko. Traciłem zdrowy rozsądek.
               - Szczerze? W tej chwili mam to gdzieś. – Przełożył rękę przez mój brzuch i położył tak, że zagrodził mi drogę jakiejkolwiek ucieczki.
               Po chwili jego usta wylądowały miękko na moich wargach. Ten pocałunek był delikatny i czuły, zupełnie inny od poprzedniego. Zapomniałem o bożym świecie. Położyłem dłoń na policzku brata i cieszyłem się tą chwilą.
               Kiedy odkleił się ode mnie, patrząc mi głęboko w oczy szepnął:
               - Kocham cie.
               A ja nie mogłem odpowiedzieć inaczej, jak po prostu uśmiechnąć się do niego lekko.
               Tydzień później nadszedł dzień castingu. Postanowiliśmy, że na wszelki wypadek przygotujemy trzy piosenki. Wybraliśmy Durch den Monsun, Rette mich i Schrei, żeby zobaczyli, że potrafimy też dać czadu.
               Tom wziął gitarę, Georg bas i poszliśmy do samochodu Andresa, który odwiózł nas do Domu  Kultury i powiedział, żebyśmy dali mu znać, kiedy casting się skończy, to po nas przyjedzie. No nie powiem, miło z jego strony.
               Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się pod odpowiednią salę na drugim piętrze. Tam już roiło się od kandydatów na to miejsce. Widziałem kilkuosobowe teamy, jak i pojedyncze osoby. Niektórzy nawet mieli swoje własne instrumenty.
               Wtedy zacząłem się stresować.
               Było ich tylu, że nasze szanse spadały do... minimum. Gustav i Georg wydawali się w ogóle nie bać,  nawet rozmawiali z kilkoma uczestnikami castingu. Za to Tom chyba wyczuł moje emocje, a może po prostu sam też je czuł, bo zbliżył się do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się do mnie delikatnie. Odwzajemniłem ten gest, choć pewnie bardziej niezdarnie.
               Na swoją kolej czekaliśmy około dwóch, może trzech godzin, ale mnie wydawało się, że cały dzień. W tym czasie do sali wchodzili inni muzycy. Jedni wracali wyraźnie zasmuceni, inni aż tryskali szczęściem. Im więcej było tych szczęśliwych, tym większe zdenerwowanie odczuwałem, a mój żołądek zaciskał się boleśnie. Siedzieliśmy na krzesłach, ale ja nie potrafiłem usiedzieć spokojnie.  Albo, mając nogę na nodze, machałem stopą, albo stukałem obcasem o podłogę. W końcu Georg, który siedział po mojej lewej stronie, położył mi rękę na kolanie, żebym przestał. Przestałem. Ale zacząłem bawić się palcami, wykręcając je we wszystkie strony. Po jakimś czasie, nawet nieświadomie, syknąłem z bólu. Wtedy Tom spojrzał  na mnie pytającym wzrokiem. Próbowałem się uśmiechnąć, żeby pokazać mu, że wszystko ok, ale nie dał się nabrać. Spuścił wzrok na moje dłonie i chwycił jedną z nich,  kładąc na swoim kolanie. To mi trochę pomogło. Ale tylko trochę, bo przecież bracia tak nie robią. Teraz jeszcze bałem się, że ktoś zobaczy, co nas łączy. Westchnąłem cicho.
               W końcu nadeszła nasza kolej. Wziąłem głęboki oddech, a potem wypuściłem powoli powietrze z płuc. Weszliśmy do sali i stanęliśmy na wyznaczonym miejscu.
               - Dzień dobry - powiedziałem cicho i niepewnie.
               - Witamy - rzekł facet w środku. - Jak się nazywacie?
               - Tokio Hotel.
               - Co dla nas przygotowaliście? - spytał drogi, po lewej stronie tego pierwszego.
               - A ile piosenek mamy zagrać?
               - Na razie jedną.
               Zrobiliśmy z chłopakami okrąg, żeby się naradzić i wspólnie zdecydowaliśmy, że będzie to Durch den Monsun. Gustav usiadł za perkusją, której wcześniej nie zauważyłem, Georg stanął po jego lewej stronie i ułożył bas, a Tom z gitarą ustawił się po drugiej stronie perkusisty. Ja stałem pośrodku, najbardziej z przodu i czułem się, jakbym miał zaraz zwymiotować. Wziąłem dwa wdechy i dałem znak chłopakom, że mogą zaczynać. Po chwili dołączyłem ja i mój głos.
               I wtedy wszystko minęło. Strach, mdłości. Wszystko. Zapomniałem gdzie jestem i po co. Po prostu śpiewałem. Zamknąłem oczy i widziałem twarz mojego brata. Dałem się ponieść sile muzyki. Czułem się zupełnie inaczej niż w piwnicy, podczas nagrywania nowych piosenek czy ćwiczenia tych, które już mieliśmy. Teraz czułem się... o niebo lepiej.
               Gdy ucichły ostatnie nuty Durch den Monsun, otworzyłem oczy i spojrzałem na jury - tak myślę. Zapisywali coś w swoich clipoardach, skoncentrowani na tym zadaniu. Dopiero po chwili spojrzeli na nas, podziękowali i poprosili, żebyśmy zostali do czasu ogłoszenia wyników. Skinęliśmy głowami i wyszliśmy z sali.
               Przez kolejne kilka godzin czekaliśmy na werdykt, ale... ja już się nie bałem. Za to chłopaki tak. Cóż za paradoks...
               Gdy w końcu zostaliśmy poproszeni o wejście do sali wraz z innymi uczestnikami castingu, byłem wyluzowany. Chociaż koło nas stało pięcioro naszych rywali, nie czułem strachu. Byłem dziwnie spokojny o nasze miejsce tutaj.
               - Uczestnik numer 325 - powiedział jeden z jury.
               Wywołana dziewczyna, niska drobna blondynka, wystąpiła dwa kroki do przodu.
               - Gratulujemy.
               Tylko tyle powiedzieli, uśmiechając się miło, ale to wystarczyło, by dziewczyna wybiegła z sali z wesołym okrzykiem.
               - Numer 163.
               Tym razem wysoki brunet wyszedł przed szereg.
               - Przykro nam. Nie tym razem.
               Chłopak tupnął nogą i wyszedł zły i smutny jednocześnie.
               - 423.
               To my. Wystąpiliśmy i czekaliśmy.
               - Byliście świetni. Gratulujemy.
               Ryknęliśmy wszyscy i przybiliśmy sobie piątki, a potem się ukłoniliśmy i wyszliśmy. Od razu też wybiegliśmy z Domu Kultury, wrzeszcząc jak debile.
               Postanowiliśmy, że nie powiemy od razu Andreasowi, że się  dostaliśmy. Zadzwonimy i poprosimy, żeby po nas przyjechał, udając smutnych. Tak też zrobiliśmy. Gdy podjechał pod budynek Domu Kultury, podeszliśmy do samochodu i wsiedliśmy, nie mówiąc ani słowa. Wujek patrzył na nas wyczekująco, a my patrzyliśmy na swoje buty.
               - No, chłopaki - upomniał nas.
               Podniosłem wzrok i napotkałem jego niebieskie oczy, wlepione we mnie we wstecznym lusterku.
               - Mamy to! - krzyknąłem na całe gardło, wybijając ręce do góry i niechcący uderzając w dach samochodu. Jęknąłem, na co chłopaki zaczęli się śmiać. Sekundę później ja też się śmiałem.
               Kiedy dojechaliśmy do domu, Andreas chwilę z nami posiedział, a potem, jak zwykle, znikł w swoim gabinecie. Zjedliśmy szybko obiad, a później postanowiliśmy, że połazimy po mieście. Gdy otworzyłem drzwi, za nimi stała... Ja bym ją nazwał "panią lekkich obyczajów". Stała z ręką w górze, gotową chyba do zapukania w drzwi. Była ubrana w... prawie nic. Bo nie można nazwać ubraniem bluzeczki tak skąpej, że  ledwie zakrywała biust i spódniczki tak krótkiej, że miałem wrażenie, że widzę jej majtki. Ohyda... W dodatku żuła gumę w bardzo nieelegancki sposób. Zemdliło mnie, ale mimo to, zapytałem grzecznie:
               - Mogę pani w czymś pomóc?
               - No - udzieliła inteligentnej odpowiedzi. - Jest Andy?
               Wybałuszyłem oczy. Andy? W sensie że Andreas? Ten, o którym myślę?
               - A kim pani jest? - spytałem w końcu.
               - Nie interesuj się, za młody jesteś. - Przeżuła kilka razy gumę. - To jak, jest Andy czy nie?
               Nie czekając na odpowiedź, weszła do domu i od razu skierowała się na górę.
               A ja zadawałem tylko jedno pytanie w myślach.
               Kim jesteś, Andreasie Luft?


               Wiem, że ten casting wyszedł mi jak jakiś Idol albo inny Mam Talent, ale… innego pomysłu nie miałam.
               I mam dla Was kolejną ankietę :)

103 komentarze:

  1. Zacznę od tego, że (do Toma) Nie Tommy Tokio to miasto, a właściwie stolica w Japonii no, a teraz tak Andy jest strasznie podejrzany i chyba przez niego chłopcy będą mieć problemy, no i oczywiście miłość rośnie kocham, nie kocham, kocham, a może jednak nie słodko się zapowiada i teraz będzie najgorsze a może tak, a może nie i pełno dylematów w ich chorym związku :) Pozdrawiam
    Marudek :) PS. To jak ja wpadłem do ciebie, to zapraszam przy okazji do mnie na sagę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz kasiu bardzo ci dziękuje, że zaproponowałaś zrobić mi jakiś obrazek czy jak to tam się zwie, ale mam proźbe wiesz jak robić banner, bo ja jakoś nie ogarniam

      Usuń
  2. Wszystko ładnie, pięknie...
    Ale Tokio to miasto D:



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę bezczelnie z mojej strony, że nie pisałam komentarzy przez kilka ostatnich rozdziałów, a teraz nagle wyskakuję z prostym, krótkim "ale Tokio to miasto" i nie piszę nic więcej, więc pomyślałam, że jako-tako rozwinę swoją dzisiejszą wypowiedź na temat tego rozdziału.
      (przy okazji, tak trochę dużo literówek ci wpadło...)
      Uch, "Andy" niezwykle mnie irytuje... Podejrzewałam, że ma coś wspólnego z... no z dziwkami, nie ma co szukać milszych zamienników. Jest alfonsem? Czy może chodzi o coś innego? Ciekawe, kiedy Bill i Tom się tego dowiedzą... I ciekawe, czy G&G odezwą się choć słowem na ten temat. Pewnie Andreas robi jeszcze inne rzeczy "na lewo", tak sądzę, a nie tylko to, o czym myślę... Hm...
      A casting wyszedł ci serio dobrze. Co z tego, że jak "Idol" czy "Mam Talent", czy jeszcze coś... Przecież inaczej się właściwie nie da opisać castingu. To znaczy pewnie się da, ale po co kombinować? Mi się podoba.

      A co do ankiety - ja zdecydowanie jestem za bardziej partnerskimi stosunkami bliźniaków. Kto jak kto, ale ja czekam na nieco... "ostrzejsze", bardziej twincestowe scenki... ^^
      Ale mimo wszystko lubię w Twoim opowiadaniu to, że fabuła nie skupia się tylko i wyłącznie na twinceście. To ogromna zaleta i mam nadzieję, ze zdajesz sobie z tego sprawę.


      Hm, jak ja dawno nie napisałam tak długiego(choć nie jest tak długi, jak te, które pisałam kiedyś)komentarza...
      Cóż, straciłam przyjaciół, to i powoli wracam do formy. Życie no-life'a, witaj...

      Cóż, pozdrawiam.

      Usuń
  3. Czyżby z Andreasa zaczęło powoli wychodzić szydło z worka? Skoro ta "miła i inteligentna" pani zdaje się znać naszego wujaszka, to czymś mi tu śmierdzi. Oj, coś tu wisi w powietrzu. Tego nie da się zaprzeczyć. Czuję, że bliźniacy nie będą mieli tak kolorowego życia u boku swojego opiekuna. Ten facet aż się prosi o brak zaufania. Tylko zastanawia mnie dlaczego Gustav i Georg milczą w tej sprawie? To znaczy faktem jest, że gdyby Andreas zajmował się tym, o co go podejrzewał, to zrozumiałe jest, że nie mają się czym chwalić i zapewne sami tego nie aprobują. Ale z drugiej strony powinni o tym z bliźniakami porozmawiać, jakoś ich "ostrzec". W końcu mieszkają z nimi pod jednym dachem.
    Jeśli chodzi o Billa i Toma, widzę, że nadal utrzymujesz między nimi to całkowicie stonowane napięcie i skłaniasz się ku braterskim stosunkom. Cieszę się też, że fabuła jest rozbudowana. Casting wyszedł Ci dobrze, Kasiu. Jest to ciekawy element i nieważne, że może przypominać jakieś talent-show. Uważam, że to zawsze jakieś urozmaicenie. Podobało mi się też to, że Bill z takim zapałem tworzy. To bardzo dobrze, że się rozwija. Skorzysta na tym zarówno on, jaki cały zespół, bez względu na śmiechy, które urządza sobie Tom. Swoją drogą, muszę przyznać, że Bill, którego tworzysz jest bardzo kruchy i delikatny. Szczerze mówiąc, bałabym się go dotknąć małym palcem, żeby się nie rozleciał na kawałki. Nie jest to złe, ale też nie całkiem dobre. Słaba psychika nie sprzyja radzeniu sobie w życiu.
    Ale zaraz. Chwileczkę. Przecież on ma od psychiki Toma. Więc o co ta Nikola się martwi? ;)
    Bardzo przyjemnie się czytało. Oczywiście czekam na kolejną część i życzę weny.

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    P.S. Dostałam, Kasiu, Twoją ostatnią wiadomość o odpisaniu, ale po wyświetleniu komentarzy, niestety nic mi się nie ukazało. Ostatnie, co zobaczyłam to swój komentarz o treści: "foszek".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech się Nikola nie martwi, Kasia ma wszystko pod kontrolą :D
      Właśnie wiem, że "Foszek" był ostatni, ale zauważyłam to dopiero później. Nie było sensu już pisać tego samego i zaśmiecać Ci bloga. Niestety, nie wiem czemu, niektóre moje komentarze po prostu znikają. Dlatego jeśli kiedyś zdarzy się tak, że nie będzie komentarza ode mnie pod Twoją notką, to przepraszam. Zawsze czytam :)

      Usuń
  4. Jasne, rozumiem. Nie ma sprawy. Wiem, że zawsze czytasz, Kasiu. Ale muszę powiedzieć, że Twoje znikające komentarze są nie mniej podejrzane niż wujcio Andreas i jego znajome ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no ja też ani komentarzy, ani wujcia nie rozumiem ;)
      A tak poważnie, to podejrzewam, że to wina przeglądarki. Dlatego teraz blogi czytam i komentuję w innej. Jak na razie działa :)

      Usuń
    2. Dobrze, dobrze. Pisz w tej innej, bo takie "Phantomcomments" mnie przerażają :D

      Usuń
    3. Haha, spokojnie. To tylko mój laptop mnie nie lubi :(

      Usuń
    4. E, tam. Przecież nic się nie stało.
      Ty wiesz co? Nie wiem, czy był to przypadek, czy zrobiłaś to celowo, ale nazwisko Andreasa wybitnie do niego pasuje. ;) Słowo "luft" z niemieckiego oznacza "powietrze" i czytając końcówkę rozdziału w głowie miałam: "Kim jesteś Andreasie Powietrze? Kim jesteś?" I faktycznie wujek jest na razie tak przezroczysty i nieuchwytny w swoich zamiarach i zawodzie jak owo powietrze. Kasiu, gratuluję doboru słownictwa ;)

      Usuń
    5. Żartujesz! To... To był przypadek. Nie będę kłamać, z niemieckiego znam tylko kilka podstawowych słów, a nazwisko znalazłam w Internecie xD Ale fajnie, że tak wyszło :D

      Usuń
    6. Haha, no widzisz. Dobrze, że Cię uświadomiłam, droga Autorko ;) Takie przypadki są najlepsze. A ja, jako miłośnik tego języka, nie mogłam tego przegapić. Powiem Ci, że zabawnie tak czasami czytać coś, co powstało przez przypadek, a okazuje się strzałem w dziesiątkę przy kompletnej nieświadomości Autora. Szczególnie jeśli są to takie, powiedzmy też nieświadome, "wpadki" czy "przypadki" językowe. ;) Zazwyczaj zwracam uwagę na takie drobnostki.

      Usuń
    7. Teraz będę jeszcze bardziej uważać na to, co piszę, żeby Ci nie podpaść :D

      Usuń
    8. Daj spokój, Kasiu. Zamęczysz się sprawdzaniem, co oznacza każde nazwisko. Pisz tak, jak to tej pory, a jeśli ja dostrzegę jakieś zabawne zbiegi okoliczności, nie omieszkam Cię o tym poinformować, ok?
      Czytałam swój pierwszy komentarz i mam dwie poprawki: *podejrzewam, a nie podejrzewał i *jak i, a nie jaki. Wybacz, pisałam ten komentarz dziś nad ranem. Byłam na wpół przytomna, pisząc, że mam wrażenie, iż Bill rozleci się na kawałki. ;) Cud, że to ma jakiś sens.

      Usuń
    9. Daj spokój. Twoje komentarze są tak cudne i długie (co uwielbiam!), że drobne błędy nie mają znaczenia :)

      Usuń
    10. Cieszę się, że długość Ci odpowiada. Chyba nie potrafiłabym skomentować jednym słowem i sobie pójść. Nie, to byłaby obraza dla Autora.
      Ale pamiętaj, Kasiu, że długość to nie wszystko :D

      Usuń
    11. No ja wiem, ale według mnie ważniejsze jest to, co masz do przekazania. Możesz nawet stawiać "byka na byku", jak to sama kiedyś napisałaś ;) To schodzi na drugi plan.

      Usuń
    12. Tylko nie byk na byku! Wszystko, tylko nie to, Kasiu. Toż to kaleczenie polszczyzny. Nie wolno na to pozwolić. Dlatego tak bardzo doceniam u Ciebie styl pisania. Nie ma tu jakiegoś bełkotu czy rażących błędów. Widać, że z pisaniem miałaś już do czynienia. Jak długo piszesz, Kasiu?

      Usuń
    13. No tak, w pisaniu nie jestem nowa, a mimo to nadal zdarzają mi się błędy. Może nie ortograficzne, ale... A jak długo piszę? Od października 2009 roku :D

      Usuń
    14. To już rzeczywiście sporo. Widać. A jeśli zdarzą się pojedyncze błędy, to przecież jeszcze nie tragedia. Każdy uczy się na własnych.
      Znam Cię tylko z tego opowiadania, ale zgaduję, że pisujesz też coś innego, prawda? W czym się czujesz najlepiej? I przede wszystkim, czy planujesz jeszcze jakieś opowiadania?

      P.S. Tak, tak. Zasubskrybowałam komentarze, tylko trochę wolniej odpisywałam, bo robiłam dwie rzeczy na raz.

      Usuń
  5. Oj, kochana. Ja bez pisania żyć nie mogę :D I tak, twincest to nie jest moje jedyne opowiadanie. Mam za sobą już dwa ukończone i dwa aktualne oprócz twincest. I są to głównie opowiadania miłosne, najczęściej ja + mój idol. Może to dziecinne... Czy planuję jeszcze jakieś? Pewnie tak, ale to jeszcze nie teraz. Teraz skupiam się na tych, które mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudownie, że się rozwijasz. Trzymaj tak dalej. Dobrze, że jest coś poza tym rodzajem opowiadań. Co prawda, nigdy nie byłam fanką opowiadań "ja i mój idol", choć nie uważam tego za dziecinne. Marzenia zawsze można mieć, nie? ;) A jeśli są to dobrze napisane teksty, to jestem jak najbardziej za.

      Usuń
    2. Czy dobrze to nie wiem, nie mnie to oceniać. Ale uważam, że tak "na dobre" rozwinęłam się dopiero przy Tylko przy Tobie jestem sobą. Tam krytyka, tu zwrócenie uwagi na błędy i doszłam do tego, co jest teraz :)

      Usuń
    3. A jest bardzo dobrze. Tylko zastanawiam się, czy będzie to długie opowiadanie? To znaczy, nie chodzi mi o konkretną ilość odcinków, ale byłabym wdzięczna za uchylenie rąbka tajemnicy i powiedzenie mi, czy dużo nas jeszcze czeka w "Tylko przy Tobie (...)"?

      Usuń
    4. Czy dużo akcji... No tak w miarę ;) Planuję 50 odcinków i epilog. Czyli jeszcze trochę :)

      Usuń
    5. Uff, cieszę się, że koniec jeszcze daleki.

      Usuń
    6. No już bliższy niż dalszy ;) A kto wie? Może potem wpadnie mi do głowy nowy pomysł na twincest? :D

      Usuń
    7. Oby. Będzie kolejna okazja, by być fanką BRATERSKIEJ miłości w opowiadaniu typu twincest :D

      Usuń
    8. A to się zobaczy :D Może stworzę coś kompletnie odmiennego...? ;]

      Usuń
    9. Ta, już widzę te ostre sceny, Kasiu.

      Usuń
    10. Myślisz, że nie umiem? Cóż, będę musiała Ci udowodnić ;)

      Usuń
    11. Tu nie chodzi o brak umiejętności z Twojej strony. Wręcz przeciwnie - wiem, że je masz. Tu chodzi o to, że mam wrażenie, iż to nie będzie ta sama, wrażliwa Kasia, którą uwielbiam z "Tylko przy Tobie (...)". Nie możesz mi tego zrobić. Chcesz spaczyć moją psychikę? ;)

      Usuń
    12. Jeszcze bardziej? To niemożliwe! :D
      Oczywiście żartuję. Po prostu artysta musi sprawdzić się we wszystkim ;)

      Usuń
    13. To prawda, moja psychika jest już bardzo, bardzo chora. A to i tak jeszcze niewystarczająco. Tak, wszechstronność przede wszystkim. W każdym razie, chętnie poczytam tę "inną" Kasię.

      Usuń
    14. Masz jak w banku! Coś się wymyśli :D

      Usuń
    15. Staram się dotrzymywać słowa, więc jeśli z nami wytrzymasz do końca... ;)

      Usuń
    16. Wytrzymać do końca chyba nie będzie trudno. W końcu czytam Cię z przyjemnością.

      Usuń
    17. Z doświadczenia wiem, że czasem zainteresowanie mija praktycznie z dnia na dzień. I tego się boję...

      Usuń
    18. Chyba mało o mnie wiesz, Kasiu. Albo chcesz być ślepa na to, że jestem tu, kurczę, od samego początku. Chciałabym zaznaczyć, że to już trochę czasu. Jakoś dalej czuję to samo. Żadnych zmian.

      Usuń
    19. Spokojnie, nie chciałam Cię zdenerwować. Wiem, że jesteś to od początku i bardzo Ci za to dziękuję. Oby tak dalej :) Twoje słowa bardzo motywują mnie do pisania. Wiem, że mam dla kogo.

      Usuń
    20. Haha, ale ja nie jestem zdenerwowana. Po prostu mówię, że nic się nie zmieniło. A zdolnych ludzi trzeba wspierać.
      Still here, still the same, Kasiu. ;)

      Usuń
    21. Zdolnych... Dobra, nie kłócę się :D

      Usuń
    22. A tylko spróbuj się ze mną kłócić, Ty Diabełku mały. Wiesz, że ja i moje pióro jesteśmy nieobliczalni!

      Usuń
    23. I znowu szantaż... Kto tu jest Diabełkiem? :P

      Usuń
    24. Ja jestem tylko niewinną Diablicą.

      Usuń
    25. Niewinną... Jasne. A mi wyrośnie aureolka ;)

      Usuń
    26. Już widzę jak zaczyna rosnąć, Kasiu. Jest taka jasna i świecąca!
      A poza tym, to, że lubię jak coś od czasu do czasu runie, spłonie, albo wybuchnie, to nie znaczy, że jestem zła.

      Usuń
    27. No nie, ale ja już się boję, co Ty jeszcze wykombinujesz ;) Lubisz męczyć chłopaków :D

      Usuń
    28. Fakt, wszyscy są nieszczęśliwi. Wszyscy z wyjątkiem Gustava :D

      Usuń
    29. O tak, ten od dłuższego czasu jest very happy xD

      Usuń
    30. Właśnie! Od dłuższego czasu... Hm, trochę im przedłużyłam tę przyjemność.

      Usuń
    31. Nie uważasz, że już czas to skończyć? Za dobrze im!

      Usuń
    32. Standardowo odpowiem, że Gustav wcale nie narzeka. Ale to nie z tego powodu jest taka długa przerwa. Choć Gustav uparcie twierdzi, że to musi trwać. Ja mam nadzieję to zmienić, co jednak wcale nie jest równoznaczne z kończeniem przyjemności, Kasiu ;)

      Usuń
    33. No Diablica! :D
      A tak serio, to kiedy nowy rozdział u Ciebie?

      Usuń
    34. No, właśnie tak serio, to nie wiem. Mam taką małą przerwę teraz i już sporo Czytelników na to narzeka, ale musicie się wykazać cierpliwością. Autor też człowiek, prawda? ;) A jest na co czekać. Oj, jest!

      Usuń
    35. No tak, podsycaj moją ciekawość, podsycaj... Autor też człowiek, jasne :)

      Usuń
    36. Ja nic nie podsycam. Samo płonie. MUAHAHAHAHAHA.

      Usuń
    37. Jasne, wszystko się samo dzieje, nie? :P

      Usuń
    38. Psujesz mi zabawę, Kasieńko.

      Usuń
    39. Demaskujesz mój udział w tym wszystkim. Przecież jasne, że to się samo wszystko nie dzieje ;) Oj, Ty zła. Ty niedobra. Gdzie żeś się nauczyła taka być?

      Usuń
    40. Ma się te ukryte talenty :D

      Usuń
    41. Czy to znaczy, że mam się spodziewać niemożliwego? Oj, Kasiu, uważaj, bo stracisz kontrolę ;)

      Usuń
    42. Spokojnie, pilnuję się ;)

      Usuń
    43. No, ostatnio było szaleństwo ze mną i Robertem. Do białego rana! Aż nie byłam w stanie odcinka wstawić przez parę tygodni :D

      Usuń
    44. Do rana? Wow, rozwalacie system :D

      Usuń
    45. Sen jest dla słabych. A ten facet nie dał mi spokoju, mimo, że go o to prosiłaś ;)

      Usuń
    46. Chciałaś chyba napisać nekrofil. Zboczony nekrofil.

      Usuń
    47. Ja tam nie wiem :D Aż tak go jeszcze nie znam.

      Usuń
    48. Ciesz się! Przez niego mam krzywe spojrzenie na Laurę.

      Usuń
    49. No, i masz ci babko placek! To żeś mnie pocieszyła!

      Usuń
    50. Hahaha! Starałam się xD

      Usuń
    51. Zawsze można na Ciebie liczyć, Kasiu.

      Usuń
    52. No ale przecież prawdę napisałam :(

      Usuń
    53. Niestety, prawdę. Tyle, że nie o takie "lubienie" mi chodziło. Ten wariat na nią leci ;)

      Usuń
    54. A na kogo nie leci? Do nas też zarywał :D

      Usuń
    55. Jesteśmy tylko częścią jego Drogi Mlecznej. Pamiętaj, że niezły z niego Alonzo!

      Usuń
    56. O siebie bać się nie muszę ;)

      Usuń
    57. Zostawiasz mnie na pastwę tego szaleńca? Dzięki za wsparcie. Doceniam każdy wysiłek ;)

      Usuń
    58. Mam robić za przyzwoitkę? :D Po prostu wiesz... woli Ciebie ;)

      Usuń
    59. Hahaha. Czasami jesteś tak zabawna, że aż śmieszna :D

      Usuń
    60. W każdym razie liczymy na powtórkę tamtej szalonej nocy, kiedy wreszcie pojawi się nowy rozdział. Rob twierdzi, że tym razem trafi też Ciebie ;)

      Usuń
    61. A można się zastanowić nad obecnością? :D

      Usuń
    62. NEIN!
      Obecność obowiązkowa. Jak twierdzi: "lufę ma już wycelowaną w odpowiednim kierunku" xD Dlatego tak mnie męczy o nowości.

      Usuń
    63. Jezu, padłam! Ja się boję! On jest niepoprawny xD Ale zaraz... Ta "lufa" jest skierowana na mnie? *przełyka głośno ślinę* xD

      Usuń
    64. Obawiam się, że ta ślina Ci tak łatwo nie przejdzie przez gardło, bo... tak, lufa jest wycelowana prosto w Ciebie. Zapomnij więc o jakiejkolwiek poprawności, Kasieńko.

      Usuń
    65. Nie wierzę... A... Ale wiesz co? To Ty sobie odpoczywaj, nie pisz jeszcze... xD

      Usuń
    66. Moje pióro chciałoby ruszyć do pracy, bo ma dość odpoczynku. A jego lufa stygnie, także wiesz... :D

      Usuń
    67. No to niech wystygnie, dla mnie lepiej xD

      Usuń
    68. Napisałabym coś, ale się powstrzymam. ;)

      Usuń
    69. Jak już straszysz... Dawaj, może przeżyję ;)

      Usuń
    70. Może lepiej nie. Później będzie, że demoralizuję, czy coś. W każdym razie plan jest taki, że robimy powtórkę, a Ty bierzesz w tym udział, Kasiu ;)

      Usuń
  6. Niki, przepraszam Cię, ale muszę uciekać. Siostra przyjechała. Do następnego razu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, właśnie miałam pisać, że też się zbieram. Miłego popołudnia i pozdrów ode mnie siostrę!

      Usuń
    2. Przecież sama zaproponowałam powtórkę tamtym razem, więc spokojnie, będę z Wami ;)

      Usuń
  7. ummmmm.... Droga Kasiu przeczytałam całe to opowiadanie w... jakieś 2 dni? Jestem pod wrażeniem tego jak Twoje "pisanie" rozwinęło się w tym czasie. Blog przyjemny i wciągający ;) a rozdział... hehehe aż nie można się doczekać następnego ^^
    cóż rzec... weny radości z pisania i dobrej zabawy z czytania komentarzy
    pozdrawiam i czekam MaWi

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam cię do konkursu The Versatile Blogger.

    OdpowiedzUsuń