Bill
Tom był
kochany. Gdyby nie on, chyba bym zwariował. Sprawa Andreasa spędzała mi sen z
powiek, a G&G raczej nie zamierzali nam pomóc. Nie wiedziałem, czy
milczeli, bo zwyczajnie nie mieli ochoty o tym gadać, czy to Andreas kazał im
trzymać język za zębami. Tak czy inaczej, nie wiedzieliśmy, o co chodzi i tylko
zapewnienia Toma, że wszystko będzie dobrze sprawiały, że czułem się
bezpiecznie.
Chłopaki
chodzili jak struci przez całe dwa dni, dopóki nie wrócił ich ojciec. Nawet
grać nie chcieli, co jak na nich było bardzo dziwne. Dopiero gdy Andreas
wrócił, G&G jakby się rozluźnili. Andreas tym razem wyglądał na
wykończonego. Zastanawiałem się, co go tak zmęczyło...
Andreas
wrócił do domu, my wróciliśmy do grania. Po tygodniu mieliśmy trzy nowe
piosenki. Wtedy właśnie pojawiła się dla nas szansa na pokazanie się.
Tego
dnia Georg przyszedł do domu z bananem na twarzy. Wszyscy zaczęliśmy pytać, co
go tak ucieszyło. Odpowiedział tylko jedno słowo: casting. Opowiedział nam, jak
to szedł ulicą i napotkał ulotkę, informującą, że w Domu Kultury szukają
zespołu bądź wokalisty, który umilałby ludziom sobotnie wieczory. Nie
musieliśmy się nawet naradzać, od razu wiedzieliśmy, że pójdziemy na ten
casting.
Jako że
jakoś musieliśmy się przedstawić,
musieliśmy wymyśleć nazwę zespołu. Zaszyliśmy się więc w piwnicy i
kombinowaliśmy. Każdy na przemian podawał swoje propozycje, a potem wszyscy
mówiliśmy, czy nam pasuje, czy też nie. Niestety długo nie mogliśmy się
zdecydować. Dopiero wieczorem, kiedy już prawie mieliśmy się zbierać do domu na
kolację, mój brat podał hasło:
- Tokio
Hotel.
Wszyscy,
zaintrygowani, spojrzeliśmy na niego z nadzieją w oczach. Nazwa chyba nam
wszystkim przypadła do gustu, tylko co miała oznaczać?
- Nic -
odparł Tom, gdy go o to zapytaliśmy. - A
jednocześnie coś. Tokio to taki kraj, nie? Bardzo ładny zresztą. A
"hotel"... Cóż, kiedy będziemy sławni, być może hotele będą naszym
drugim domem.
- Oby
twoje słowa były prorocze. - Gustav wzniósł ręce i oczy ku górze, jak ksiądz na
mszy, na co wszyscy parsknęliśmy śmiechem.
Na
kolację poszliśmy w wyśmienitych nastrojach, co zresztą nie uszło uwadze Andreasa.
Opowiedzieliśmy mu nasz plan, a potem przypomnieliśmy sobie, że nie pytaliśmy
go o zgodę. Spięliśmy się, próbując wyczytać coś z jego twarzy, ale
bezskutecznie. W końcu uśmiechnął się do nas, po czym życzył powodzenia.
Odetchnęliśmy z ulgą i przybiliśmy sobie piątki.
Byłem
tak podekscytowany, że kiedy Tom spał, ja leżałem cały pod kołdrą i pisałem
piosenkę, podświetlając kartkę latarką, którą znalazłem w skrzynce z mniej
używanymi rzeczami. Nie wiem o której zasnąłem, ale wiem, że kiedy się obudziłem,
byłem obolały i cały spocony. Zasnąłem z zapaloną latarką, długopisem w ręku i
pod kołdrą, nałożoną na czubek głowy. Tom, gdy mnie takiego zobaczył, parsknął
tak histerycznym śmiechem, że myślałem, że za chwilę zacznie się tarzać po
dywanie. Wstałem, strzeliłem go w łeb i wyszedłem z pokoju. Za sobą nie
słyszałem już jego rechotu.
Obraziłem
się. Przez cały dzień prawie się do niego nie odzywałem, chyba że musiałem.
Nawet G&G zauważyli, że coś między nami nie gra. Gdy pytali, o co nam
poszło, Tom patrzył na mnie, a ja tylko wzruszałem ramionami. Wtedy bracia
patrzyli po sobie szeroko otwartymi oczami.
Rozmawiałem
tylko z nimi i to im pokazałem napisaną w nocy piosenkę. Tom patrzył na mnie
zbolałym wzrokiem. Mało kiedy się odzywał, brzdękał tylko na gitarze, nie
patrząc na nas. Jego wzrok był skupiony na instrumencie, jakby była to jedyna
rzecz na świecie. W końcu zaczęło mi go być żal. Chciałem do niego podejść,
przytulić, ale wtedy chłopaki postanowili, że rozpiszemy nowy utwór na
instrumenty. Zajęliśmy się tym. Godzinę później wszystko było gotowe.
Nie
poprzestawaliśmy na tym, graliśmy dalej, aż w końcu wyszła nam nowa piosenka.
Gdy
jedliśmy obiad, nikt się nie odezwał ani słowem. Andreas chyba wyczuł napiętą
atmosferę, bo o nic nie pytał. I dobrze, bo nie miałem ochoty tłumaczyć swojego
głupiego zachowania. Prawda była taka, że już nie gniewałem się na Toma. Gdy
ochłonąłem, zdałem sobie sprawę, że na pewno wyglądałem śmiesznie pod tą
kołdrą, czerwony jak burak z gorąca. Spać pod kołdrą, podczas gdy temperatura
na dworze w nocy nie schodzi poniżej piętnastu stopni - mądre, nie ma co. Nawet
w Domu Dziecka spałem w lato tylko pod prześcieradłem, co tam zawsze było
zimno. Także i swój dyskomfort, i teraz to, że nie rozmawiam z bratem,
zawdzięczam tylko sobie. Brawo, Bill.
Po
obiedzie rozeszliśmy się do swoich pokoi. I wiedziałem, że muszę przeprosić
Toma, nie odwrotnie. Dred usiadł przy biurku i zaczął coś pisać. Wziąłem
głęboki oddech i powiedziałem:
- Tom?
Milczał.
Podszedłem
do niego i odsunąłem go razem z krzesłem na kółkach od biurka, po czym bez
pytania usiadłem mu na kolanach. Spojrzał na mnie zdziwiony. Nie pozwoliłem mu
nawet nic powiedzieć, po prostu musnąłem jego usta swoimi. Nie zareagował.
Zesztywniałem, a gdy odsunąłem się i otworzyłem oczy, ujrzałem jego, szeroko
otwarte. Nic z tego nie rozumiał. Objąłem go za szyję i powiedziałem cicho:
-
Przepraszam.
Nadal
milczał, patrząc mi tylko w oczy.
Westchnąłem.
- Za
rano. Nie powinienem był cię uderzyć. Miałeś rację, śmiejąc się ze mnie. Na
pewno wyglądałem komicznie. Po prostu wczoraj byłem tak rozentuzjazmowany, że
nie mogłem zasnąć i pisałem. Nie chciałem cię obudzić, dlatego znalazłem
latarkę i schowałem się z nią pod kołdrą. No i tak zasnąłem. Nawet nie chciało
mi się myśleć w nocy, czemu jest mi tak gorąco. Dopiero rano zrozumiałem, kiedy
mnie takiego zobaczyłeś. No i wkurzyłem się, że ja się męczę, a ty się
śmiejesz. Nie myślałem nad tym, co robię, no i... Przepraszam. Bolało? -
spytałem na koniec ciszej, patrząc mu niepewnie w oczy.
Przez
chwilę patrzył w moje, a potem pocałował mnie tak namiętnie, jak jeszcze nigdy.
Aż mnie zamroczyło. Kiedy nasze usta się
rozdzieliły, wziąłem głęboki wdech, dostarczając płucom tlen.
- Czy to
znaczy, że się nie gniewasz?
- Na
ciebie? Nigdy. - Ostatni raz cmoknął mnie w usta.
Uśmiechnąłem
się i wstałem z jego kolan, a potem rozwaliłem się na swoim zaścielonym łóżku.
Tom śledził mnie wzrokiem i uśmiechał się delikatnie. Chyba podziwiał. No cóż,
miał co podziwiać. W końcu jednak zacząłem się peszyć.
-
Przestań się tak patrzeć, bo pomyślę, że coś jest ze mną nie tak – mruknąłem.
Przez
chwilę znowu milczał.
- Nie,
Billy. Wszystko z tobą jak najbardziej w porządku. - Wstał i powoli podszedł do
mnie i położył się obok. - Jesteś piękny
- szepnął i musnął ustami mój policzek.
- W
każdej chwili mogą tu wejść chłopaki – mruknąłem, wlepiając gały w jego
czekoladowe tęczówki. Był zdecydowanie za blisko. Traciłem zdrowy rozsądek.
-
Szczerze? W tej chwili mam to gdzieś. – Przełożył rękę przez mój brzuch i
położył tak, że zagrodził mi drogę jakiejkolwiek ucieczki.
Po
chwili jego usta wylądowały miękko na moich wargach. Ten pocałunek był
delikatny i czuły, zupełnie inny od poprzedniego. Zapomniałem o bożym świecie.
Położyłem dłoń na policzku brata i cieszyłem się tą chwilą.
Kiedy
odkleił się ode mnie, patrząc mi głęboko w oczy szepnął:
- Kocham
cie.
A ja nie
mogłem odpowiedzieć inaczej, jak po prostu uśmiechnąć się do niego lekko.
Tydzień
później nadszedł dzień castingu. Postanowiliśmy, że na wszelki wypadek
przygotujemy trzy piosenki. Wybraliśmy Durch den Monsun, Rette mich i Schrei,
żeby zobaczyli, że potrafimy też dać czadu.
Tom
wziął gitarę, Georg bas i poszliśmy do samochodu Andresa, który odwiózł nas do
Domu Kultury i powiedział, żebyśmy dali
mu znać, kiedy casting się skończy, to po nas przyjedzie. No nie powiem, miło z
jego strony.
Weszliśmy
do budynku i skierowaliśmy się pod odpowiednią salę na drugim piętrze. Tam już
roiło się od kandydatów na to miejsce. Widziałem kilkuosobowe teamy, jak i
pojedyncze osoby. Niektórzy nawet mieli swoje własne instrumenty.
Wtedy
zacząłem się stresować.
Było ich
tylu, że nasze szanse spadały do... minimum. Gustav i Georg wydawali się w
ogóle nie bać, nawet rozmawiali z
kilkoma uczestnikami castingu. Za to Tom chyba wyczuł moje emocje, a może po
prostu sam też je czuł, bo zbliżył się do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
Spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się do mnie delikatnie. Odwzajemniłem ten
gest, choć pewnie bardziej niezdarnie.
Na swoją
kolej czekaliśmy około dwóch, może trzech godzin, ale mnie wydawało się, że
cały dzień. W tym czasie do sali wchodzili inni muzycy. Jedni wracali wyraźnie
zasmuceni, inni aż tryskali szczęściem. Im więcej było tych szczęśliwych, tym
większe zdenerwowanie odczuwałem, a mój żołądek zaciskał się boleśnie.
Siedzieliśmy na krzesłach, ale ja nie potrafiłem usiedzieć spokojnie. Albo, mając nogę na nodze, machałem stopą,
albo stukałem obcasem o podłogę. W końcu Georg, który siedział po mojej lewej
stronie, położył mi rękę na kolanie, żebym przestał. Przestałem. Ale zacząłem
bawić się palcami, wykręcając je we wszystkie strony. Po jakimś czasie, nawet
nieświadomie, syknąłem z bólu. Wtedy Tom spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Próbowałem się
uśmiechnąć, żeby pokazać mu, że wszystko ok, ale nie dał się nabrać. Spuścił
wzrok na moje dłonie i chwycił jedną z nich,
kładąc na swoim kolanie. To mi trochę pomogło. Ale tylko trochę, bo
przecież bracia tak nie robią. Teraz jeszcze bałem się, że ktoś zobaczy, co nas
łączy. Westchnąłem cicho.
W końcu
nadeszła nasza kolej. Wziąłem głęboki oddech, a potem wypuściłem powoli
powietrze z płuc. Weszliśmy do sali i stanęliśmy na wyznaczonym miejscu.
- Dzień
dobry - powiedziałem cicho i niepewnie.
- Witamy
- rzekł facet w środku. - Jak się nazywacie?
- Tokio
Hotel.
- Co dla
nas przygotowaliście? - spytał drogi, po lewej stronie tego pierwszego.
- A ile
piosenek mamy zagrać?
- Na
razie jedną.
Zrobiliśmy
z chłopakami okrąg, żeby się naradzić i wspólnie zdecydowaliśmy, że będzie to
Durch den Monsun. Gustav usiadł za perkusją, której wcześniej nie zauważyłem,
Georg stanął po jego lewej stronie i ułożył bas, a Tom z gitarą ustawił się po
drugiej stronie perkusisty. Ja stałem pośrodku, najbardziej z przodu i czułem
się, jakbym miał zaraz zwymiotować. Wziąłem dwa wdechy i dałem znak chłopakom,
że mogą zaczynać. Po chwili dołączyłem ja i mój głos.
I wtedy
wszystko minęło. Strach, mdłości. Wszystko. Zapomniałem gdzie jestem i po co.
Po prostu śpiewałem. Zamknąłem oczy i widziałem twarz mojego brata. Dałem się
ponieść sile muzyki. Czułem się zupełnie inaczej niż w piwnicy, podczas
nagrywania nowych piosenek czy ćwiczenia tych, które już mieliśmy. Teraz czułem
się... o niebo lepiej.
Gdy
ucichły ostatnie nuty Durch den Monsun, otworzyłem oczy i spojrzałem na jury -
tak myślę. Zapisywali coś w swoich clipoardach, skoncentrowani na tym zadaniu.
Dopiero po chwili spojrzeli na nas, podziękowali i poprosili, żebyśmy zostali
do czasu ogłoszenia wyników. Skinęliśmy głowami i wyszliśmy z sali.
Przez
kolejne kilka godzin czekaliśmy na werdykt, ale... ja już się nie bałem. Za to
chłopaki tak. Cóż za paradoks...
Gdy w
końcu zostaliśmy poproszeni o wejście do sali wraz z innymi uczestnikami
castingu, byłem wyluzowany. Chociaż koło nas stało pięcioro naszych rywali, nie
czułem strachu. Byłem dziwnie spokojny o nasze miejsce tutaj.
-
Uczestnik numer 325 - powiedział jeden z jury.
Wywołana
dziewczyna, niska drobna blondynka, wystąpiła dwa kroki do przodu.
-
Gratulujemy.
Tylko
tyle powiedzieli, uśmiechając się miło, ale to wystarczyło, by dziewczyna
wybiegła z sali z wesołym okrzykiem.
- Numer
163.
Tym
razem wysoki brunet wyszedł przed szereg.
-
Przykro nam. Nie tym razem.
Chłopak
tupnął nogą i wyszedł zły i smutny jednocześnie.
- 423.
To my.
Wystąpiliśmy i czekaliśmy.
-
Byliście świetni. Gratulujemy.
Ryknęliśmy
wszyscy i przybiliśmy sobie piątki, a potem się ukłoniliśmy i wyszliśmy. Od
razu też wybiegliśmy z Domu Kultury, wrzeszcząc jak debile.
Postanowiliśmy,
że nie powiemy od razu Andreasowi, że się
dostaliśmy. Zadzwonimy i poprosimy, żeby po nas przyjechał, udając
smutnych. Tak też zrobiliśmy. Gdy podjechał pod budynek Domu Kultury,
podeszliśmy do samochodu i wsiedliśmy, nie mówiąc ani słowa. Wujek patrzył na
nas wyczekująco, a my patrzyliśmy na swoje buty.
- No,
chłopaki - upomniał nas.
Podniosłem
wzrok i napotkałem jego niebieskie oczy, wlepione we mnie we wstecznym
lusterku.
- Mamy
to! - krzyknąłem na całe gardło, wybijając ręce do góry i niechcący uderzając w
dach samochodu. Jęknąłem, na co chłopaki zaczęli się śmiać. Sekundę później ja
też się śmiałem.
Kiedy
dojechaliśmy do domu, Andreas chwilę z nami posiedział, a potem, jak zwykle,
znikł w swoim gabinecie. Zjedliśmy szybko obiad, a później postanowiliśmy, że
połazimy po mieście. Gdy otworzyłem drzwi, za nimi stała... Ja bym ją nazwał
"panią lekkich obyczajów". Stała z ręką w górze, gotową chyba do
zapukania w drzwi. Była ubrana w... prawie nic. Bo nie można nazwać ubraniem
bluzeczki tak skąpej, że ledwie
zakrywała biust i spódniczki tak krótkiej, że miałem wrażenie, że widzę jej
majtki. Ohyda... W dodatku żuła gumę w bardzo nieelegancki sposób. Zemdliło
mnie, ale mimo to, zapytałem grzecznie:
- Mogę
pani w czymś pomóc?
- No -
udzieliła inteligentnej odpowiedzi. - Jest Andy?
Wybałuszyłem
oczy. Andy? W sensie że Andreas? Ten, o którym myślę?
- A kim
pani jest? - spytałem w końcu.
- Nie
interesuj się, za młody jesteś. - Przeżuła kilka razy gumę. - To jak, jest Andy
czy nie?
Nie czekając
na odpowiedź, weszła do domu i od razu skierowała się na górę.
A ja
zadawałem tylko jedno pytanie w myślach.
Kim
jesteś, Andreasie Luft?
Wiem, że
ten casting wyszedł mi jak jakiś Idol albo inny Mam Talent, ale… innego pomysłu
nie miałam.
I mam
dla Was kolejną ankietę :)
Zacznę od tego, że (do Toma) Nie Tommy Tokio to miasto, a właściwie stolica w Japonii no, a teraz tak Andy jest strasznie podejrzany i chyba przez niego chłopcy będą mieć problemy, no i oczywiście miłość rośnie kocham, nie kocham, kocham, a może jednak nie słodko się zapowiada i teraz będzie najgorsze a może tak, a może nie i pełno dylematów w ich chorym związku :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMarudek :) PS. To jak ja wpadłem do ciebie, to zapraszam przy okazji do mnie na sagę :)
Wiesz kasiu bardzo ci dziękuje, że zaproponowałaś zrobić mi jakiś obrazek czy jak to tam się zwie, ale mam proźbe wiesz jak robić banner, bo ja jakoś nie ogarniam
UsuńWszystko ładnie, pięknie...
OdpowiedzUsuńAle Tokio to miasto D:
Trochę bezczelnie z mojej strony, że nie pisałam komentarzy przez kilka ostatnich rozdziałów, a teraz nagle wyskakuję z prostym, krótkim "ale Tokio to miasto" i nie piszę nic więcej, więc pomyślałam, że jako-tako rozwinę swoją dzisiejszą wypowiedź na temat tego rozdziału.
Usuń(przy okazji, tak trochę dużo literówek ci wpadło...)
Uch, "Andy" niezwykle mnie irytuje... Podejrzewałam, że ma coś wspólnego z... no z dziwkami, nie ma co szukać milszych zamienników. Jest alfonsem? Czy może chodzi o coś innego? Ciekawe, kiedy Bill i Tom się tego dowiedzą... I ciekawe, czy G&G odezwą się choć słowem na ten temat. Pewnie Andreas robi jeszcze inne rzeczy "na lewo", tak sądzę, a nie tylko to, o czym myślę... Hm...
A casting wyszedł ci serio dobrze. Co z tego, że jak "Idol" czy "Mam Talent", czy jeszcze coś... Przecież inaczej się właściwie nie da opisać castingu. To znaczy pewnie się da, ale po co kombinować? Mi się podoba.
A co do ankiety - ja zdecydowanie jestem za bardziej partnerskimi stosunkami bliźniaków. Kto jak kto, ale ja czekam na nieco... "ostrzejsze", bardziej twincestowe scenki... ^^
Ale mimo wszystko lubię w Twoim opowiadaniu to, że fabuła nie skupia się tylko i wyłącznie na twinceście. To ogromna zaleta i mam nadzieję, ze zdajesz sobie z tego sprawę.
Hm, jak ja dawno nie napisałam tak długiego(choć nie jest tak długi, jak te, które pisałam kiedyś)komentarza...
Cóż, straciłam przyjaciół, to i powoli wracam do formy. Życie no-life'a, witaj...
Cóż, pozdrawiam.
Czyżby z Andreasa zaczęło powoli wychodzić szydło z worka? Skoro ta "miła i inteligentna" pani zdaje się znać naszego wujaszka, to czymś mi tu śmierdzi. Oj, coś tu wisi w powietrzu. Tego nie da się zaprzeczyć. Czuję, że bliźniacy nie będą mieli tak kolorowego życia u boku swojego opiekuna. Ten facet aż się prosi o brak zaufania. Tylko zastanawia mnie dlaczego Gustav i Georg milczą w tej sprawie? To znaczy faktem jest, że gdyby Andreas zajmował się tym, o co go podejrzewał, to zrozumiałe jest, że nie mają się czym chwalić i zapewne sami tego nie aprobują. Ale z drugiej strony powinni o tym z bliźniakami porozmawiać, jakoś ich "ostrzec". W końcu mieszkają z nimi pod jednym dachem.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Billa i Toma, widzę, że nadal utrzymujesz między nimi to całkowicie stonowane napięcie i skłaniasz się ku braterskim stosunkom. Cieszę się też, że fabuła jest rozbudowana. Casting wyszedł Ci dobrze, Kasiu. Jest to ciekawy element i nieważne, że może przypominać jakieś talent-show. Uważam, że to zawsze jakieś urozmaicenie. Podobało mi się też to, że Bill z takim zapałem tworzy. To bardzo dobrze, że się rozwija. Skorzysta na tym zarówno on, jaki cały zespół, bez względu na śmiechy, które urządza sobie Tom. Swoją drogą, muszę przyznać, że Bill, którego tworzysz jest bardzo kruchy i delikatny. Szczerze mówiąc, bałabym się go dotknąć małym palcem, żeby się nie rozleciał na kawałki. Nie jest to złe, ale też nie całkiem dobre. Słaba psychika nie sprzyja radzeniu sobie w życiu.
Ale zaraz. Chwileczkę. Przecież on ma od psychiki Toma. Więc o co ta Nikola się martwi? ;)
Bardzo przyjemnie się czytało. Oczywiście czekam na kolejną część i życzę weny.
Pozdrawiam z głębi serducha,
Nikola.
P.S. Dostałam, Kasiu, Twoją ostatnią wiadomość o odpisaniu, ale po wyświetleniu komentarzy, niestety nic mi się nie ukazało. Ostatnie, co zobaczyłam to swój komentarz o treści: "foszek".
Niech się Nikola nie martwi, Kasia ma wszystko pod kontrolą :D
UsuńWłaśnie wiem, że "Foszek" był ostatni, ale zauważyłam to dopiero później. Nie było sensu już pisać tego samego i zaśmiecać Ci bloga. Niestety, nie wiem czemu, niektóre moje komentarze po prostu znikają. Dlatego jeśli kiedyś zdarzy się tak, że nie będzie komentarza ode mnie pod Twoją notką, to przepraszam. Zawsze czytam :)
Jasne, rozumiem. Nie ma sprawy. Wiem, że zawsze czytasz, Kasiu. Ale muszę powiedzieć, że Twoje znikające komentarze są nie mniej podejrzane niż wujcio Andreas i jego znajome ;)
OdpowiedzUsuńHaha, no ja też ani komentarzy, ani wujcia nie rozumiem ;)
UsuńA tak poważnie, to podejrzewam, że to wina przeglądarki. Dlatego teraz blogi czytam i komentuję w innej. Jak na razie działa :)
Dobrze, dobrze. Pisz w tej innej, bo takie "Phantomcomments" mnie przerażają :D
UsuńHaha, spokojnie. To tylko mój laptop mnie nie lubi :(
UsuńE, tam. Przecież nic się nie stało.
UsuńTy wiesz co? Nie wiem, czy był to przypadek, czy zrobiłaś to celowo, ale nazwisko Andreasa wybitnie do niego pasuje. ;) Słowo "luft" z niemieckiego oznacza "powietrze" i czytając końcówkę rozdziału w głowie miałam: "Kim jesteś Andreasie Powietrze? Kim jesteś?" I faktycznie wujek jest na razie tak przezroczysty i nieuchwytny w swoich zamiarach i zawodzie jak owo powietrze. Kasiu, gratuluję doboru słownictwa ;)
Żartujesz! To... To był przypadek. Nie będę kłamać, z niemieckiego znam tylko kilka podstawowych słów, a nazwisko znalazłam w Internecie xD Ale fajnie, że tak wyszło :D
UsuńHaha, no widzisz. Dobrze, że Cię uświadomiłam, droga Autorko ;) Takie przypadki są najlepsze. A ja, jako miłośnik tego języka, nie mogłam tego przegapić. Powiem Ci, że zabawnie tak czasami czytać coś, co powstało przez przypadek, a okazuje się strzałem w dziesiątkę przy kompletnej nieświadomości Autora. Szczególnie jeśli są to takie, powiedzmy też nieświadome, "wpadki" czy "przypadki" językowe. ;) Zazwyczaj zwracam uwagę na takie drobnostki.
UsuńTeraz będę jeszcze bardziej uważać na to, co piszę, żeby Ci nie podpaść :D
UsuńDaj spokój, Kasiu. Zamęczysz się sprawdzaniem, co oznacza każde nazwisko. Pisz tak, jak to tej pory, a jeśli ja dostrzegę jakieś zabawne zbiegi okoliczności, nie omieszkam Cię o tym poinformować, ok?
UsuńCzytałam swój pierwszy komentarz i mam dwie poprawki: *podejrzewam, a nie podejrzewał i *jak i, a nie jaki. Wybacz, pisałam ten komentarz dziś nad ranem. Byłam na wpół przytomna, pisząc, że mam wrażenie, iż Bill rozleci się na kawałki. ;) Cud, że to ma jakiś sens.
Daj spokój. Twoje komentarze są tak cudne i długie (co uwielbiam!), że drobne błędy nie mają znaczenia :)
UsuńCieszę się, że długość Ci odpowiada. Chyba nie potrafiłabym skomentować jednym słowem i sobie pójść. Nie, to byłaby obraza dla Autora.
UsuńAle pamiętaj, Kasiu, że długość to nie wszystko :D
No ja wiem, ale według mnie ważniejsze jest to, co masz do przekazania. Możesz nawet stawiać "byka na byku", jak to sama kiedyś napisałaś ;) To schodzi na drugi plan.
UsuńTylko nie byk na byku! Wszystko, tylko nie to, Kasiu. Toż to kaleczenie polszczyzny. Nie wolno na to pozwolić. Dlatego tak bardzo doceniam u Ciebie styl pisania. Nie ma tu jakiegoś bełkotu czy rażących błędów. Widać, że z pisaniem miałaś już do czynienia. Jak długo piszesz, Kasiu?
UsuńNo tak, w pisaniu nie jestem nowa, a mimo to nadal zdarzają mi się błędy. Może nie ortograficzne, ale... A jak długo piszę? Od października 2009 roku :D
UsuńTo już rzeczywiście sporo. Widać. A jeśli zdarzą się pojedyncze błędy, to przecież jeszcze nie tragedia. Każdy uczy się na własnych.
UsuńZnam Cię tylko z tego opowiadania, ale zgaduję, że pisujesz też coś innego, prawda? W czym się czujesz najlepiej? I przede wszystkim, czy planujesz jeszcze jakieś opowiadania?
P.S. Tak, tak. Zasubskrybowałam komentarze, tylko trochę wolniej odpisywałam, bo robiłam dwie rzeczy na raz.
Oj, kochana. Ja bez pisania żyć nie mogę :D I tak, twincest to nie jest moje jedyne opowiadanie. Mam za sobą już dwa ukończone i dwa aktualne oprócz twincest. I są to głównie opowiadania miłosne, najczęściej ja + mój idol. Może to dziecinne... Czy planuję jeszcze jakieś? Pewnie tak, ale to jeszcze nie teraz. Teraz skupiam się na tych, które mam.
OdpowiedzUsuńCudownie, że się rozwijasz. Trzymaj tak dalej. Dobrze, że jest coś poza tym rodzajem opowiadań. Co prawda, nigdy nie byłam fanką opowiadań "ja i mój idol", choć nie uważam tego za dziecinne. Marzenia zawsze można mieć, nie? ;) A jeśli są to dobrze napisane teksty, to jestem jak najbardziej za.
UsuńCzy dobrze to nie wiem, nie mnie to oceniać. Ale uważam, że tak "na dobre" rozwinęłam się dopiero przy Tylko przy Tobie jestem sobą. Tam krytyka, tu zwrócenie uwagi na błędy i doszłam do tego, co jest teraz :)
UsuńA jest bardzo dobrze. Tylko zastanawiam się, czy będzie to długie opowiadanie? To znaczy, nie chodzi mi o konkretną ilość odcinków, ale byłabym wdzięczna za uchylenie rąbka tajemnicy i powiedzenie mi, czy dużo nas jeszcze czeka w "Tylko przy Tobie (...)"?
UsuńCzy dużo akcji... No tak w miarę ;) Planuję 50 odcinków i epilog. Czyli jeszcze trochę :)
UsuńUff, cieszę się, że koniec jeszcze daleki.
UsuńNo już bliższy niż dalszy ;) A kto wie? Może potem wpadnie mi do głowy nowy pomysł na twincest? :D
UsuńOby. Będzie kolejna okazja, by być fanką BRATERSKIEJ miłości w opowiadaniu typu twincest :D
UsuńA to się zobaczy :D Może stworzę coś kompletnie odmiennego...? ;]
UsuńTa, już widzę te ostre sceny, Kasiu.
UsuńMyślisz, że nie umiem? Cóż, będę musiała Ci udowodnić ;)
UsuńTu nie chodzi o brak umiejętności z Twojej strony. Wręcz przeciwnie - wiem, że je masz. Tu chodzi o to, że mam wrażenie, iż to nie będzie ta sama, wrażliwa Kasia, którą uwielbiam z "Tylko przy Tobie (...)". Nie możesz mi tego zrobić. Chcesz spaczyć moją psychikę? ;)
UsuńJeszcze bardziej? To niemożliwe! :D
UsuńOczywiście żartuję. Po prostu artysta musi sprawdzić się we wszystkim ;)
To prawda, moja psychika jest już bardzo, bardzo chora. A to i tak jeszcze niewystarczająco. Tak, wszechstronność przede wszystkim. W każdym razie, chętnie poczytam tę "inną" Kasię.
UsuńMasz jak w banku! Coś się wymyśli :D
UsuńTrzymam za słowo.
UsuńStaram się dotrzymywać słowa, więc jeśli z nami wytrzymasz do końca... ;)
UsuńWytrzymać do końca chyba nie będzie trudno. W końcu czytam Cię z przyjemnością.
UsuńZ doświadczenia wiem, że czasem zainteresowanie mija praktycznie z dnia na dzień. I tego się boję...
UsuńChyba mało o mnie wiesz, Kasiu. Albo chcesz być ślepa na to, że jestem tu, kurczę, od samego początku. Chciałabym zaznaczyć, że to już trochę czasu. Jakoś dalej czuję to samo. Żadnych zmian.
UsuńSpokojnie, nie chciałam Cię zdenerwować. Wiem, że jesteś to od początku i bardzo Ci za to dziękuję. Oby tak dalej :) Twoje słowa bardzo motywują mnie do pisania. Wiem, że mam dla kogo.
UsuńHaha, ale ja nie jestem zdenerwowana. Po prostu mówię, że nic się nie zmieniło. A zdolnych ludzi trzeba wspierać.
UsuńStill here, still the same, Kasiu. ;)
Zdolnych... Dobra, nie kłócę się :D
UsuńA tylko spróbuj się ze mną kłócić, Ty Diabełku mały. Wiesz, że ja i moje pióro jesteśmy nieobliczalni!
UsuńI znowu szantaż... Kto tu jest Diabełkiem? :P
UsuńJa jestem tylko niewinną Diablicą.
UsuńNiewinną... Jasne. A mi wyrośnie aureolka ;)
UsuńJuż widzę jak zaczyna rosnąć, Kasiu. Jest taka jasna i świecąca!
UsuńA poza tym, to, że lubię jak coś od czasu do czasu runie, spłonie, albo wybuchnie, to nie znaczy, że jestem zła.
No nie, ale ja już się boję, co Ty jeszcze wykombinujesz ;) Lubisz męczyć chłopaków :D
UsuńFakt, wszyscy są nieszczęśliwi. Wszyscy z wyjątkiem Gustava :D
UsuńO tak, ten od dłuższego czasu jest very happy xD
UsuńWłaśnie! Od dłuższego czasu... Hm, trochę im przedłużyłam tę przyjemność.
UsuńNie uważasz, że już czas to skończyć? Za dobrze im!
UsuńStandardowo odpowiem, że Gustav wcale nie narzeka. Ale to nie z tego powodu jest taka długa przerwa. Choć Gustav uparcie twierdzi, że to musi trwać. Ja mam nadzieję to zmienić, co jednak wcale nie jest równoznaczne z kończeniem przyjemności, Kasiu ;)
UsuńNo Diablica! :D
UsuńA tak serio, to kiedy nowy rozdział u Ciebie?
No, właśnie tak serio, to nie wiem. Mam taką małą przerwę teraz i już sporo Czytelników na to narzeka, ale musicie się wykazać cierpliwością. Autor też człowiek, prawda? ;) A jest na co czekać. Oj, jest!
UsuńNo tak, podsycaj moją ciekawość, podsycaj... Autor też człowiek, jasne :)
UsuńJa nic nie podsycam. Samo płonie. MUAHAHAHAHAHA.
UsuńJasne, wszystko się samo dzieje, nie? :P
UsuńPsujesz mi zabawę, Kasieńko.
UsuńHaha, dlaczego?
UsuńDemaskujesz mój udział w tym wszystkim. Przecież jasne, że to się samo wszystko nie dzieje ;) Oj, Ty zła. Ty niedobra. Gdzie żeś się nauczyła taka być?
UsuńMa się te ukryte talenty :D
UsuńCzy to znaczy, że mam się spodziewać niemożliwego? Oj, Kasiu, uważaj, bo stracisz kontrolę ;)
UsuńSpokojnie, pilnuję się ;)
UsuńNo, ostatnio było szaleństwo ze mną i Robertem. Do białego rana! Aż nie byłam w stanie odcinka wstawić przez parę tygodni :D
UsuńDo rana? Wow, rozwalacie system :D
UsuńSen jest dla słabych. A ten facet nie dał mi spokoju, mimo, że go o to prosiłaś ;)
UsuńChciałaś chyba napisać nekrofil. Zboczony nekrofil.
UsuńJa tam nie wiem :D Aż tak go jeszcze nie znam.
UsuńCiesz się! Przez niego mam krzywe spojrzenie na Laurę.
UsuńA to akurat dobrze :D
UsuńEch, nikt jej nie lubi.
UsuńRobert ją lubi.
UsuńNo, i masz ci babko placek! To żeś mnie pocieszyła!
UsuńHahaha! Starałam się xD
UsuńZawsze można na Ciebie liczyć, Kasiu.
UsuńNo ale przecież prawdę napisałam :(
UsuńNiestety, prawdę. Tyle, że nie o takie "lubienie" mi chodziło. Ten wariat na nią leci ;)
UsuńA na kogo nie leci? Do nas też zarywał :D
UsuńJesteśmy tylko częścią jego Drogi Mlecznej. Pamiętaj, że niezły z niego Alonzo!
UsuńO siebie bać się nie muszę ;)
UsuńZostawiasz mnie na pastwę tego szaleńca? Dzięki za wsparcie. Doceniam każdy wysiłek ;)
UsuńMam robić za przyzwoitkę? :D Po prostu wiesz... woli Ciebie ;)
UsuńHahaha. Czasami jesteś tak zabawna, że aż śmieszna :D
UsuńStaram się :D
UsuńW każdym razie liczymy na powtórkę tamtej szalonej nocy, kiedy wreszcie pojawi się nowy rozdział. Rob twierdzi, że tym razem trafi też Ciebie ;)
UsuńA można się zastanowić nad obecnością? :D
UsuńNEIN!
UsuńObecność obowiązkowa. Jak twierdzi: "lufę ma już wycelowaną w odpowiednim kierunku" xD Dlatego tak mnie męczy o nowości.
Jezu, padłam! Ja się boję! On jest niepoprawny xD Ale zaraz... Ta "lufa" jest skierowana na mnie? *przełyka głośno ślinę* xD
UsuńObawiam się, że ta ślina Ci tak łatwo nie przejdzie przez gardło, bo... tak, lufa jest wycelowana prosto w Ciebie. Zapomnij więc o jakiejkolwiek poprawności, Kasieńko.
UsuńNie wierzę... A... Ale wiesz co? To Ty sobie odpoczywaj, nie pisz jeszcze... xD
UsuńMoje pióro chciałoby ruszyć do pracy, bo ma dość odpoczynku. A jego lufa stygnie, także wiesz... :D
UsuńNo to niech wystygnie, dla mnie lepiej xD
UsuńNapisałabym coś, ale się powstrzymam. ;)
UsuńJak już straszysz... Dawaj, może przeżyję ;)
UsuńMoże lepiej nie. Później będzie, że demoralizuję, czy coś. W każdym razie plan jest taki, że robimy powtórkę, a Ty bierzesz w tym udział, Kasiu ;)
UsuńNiki, przepraszam Cię, ale muszę uciekać. Siostra przyjechała. Do następnego razu :)
OdpowiedzUsuńJasne, właśnie miałam pisać, że też się zbieram. Miłego popołudnia i pozdrów ode mnie siostrę!
UsuńPrzecież sama zaproponowałam powtórkę tamtym razem, więc spokojnie, będę z Wami ;)
Usuńummmmm.... Droga Kasiu przeczytałam całe to opowiadanie w... jakieś 2 dni? Jestem pod wrażeniem tego jak Twoje "pisanie" rozwinęło się w tym czasie. Blog przyjemny i wciągający ;) a rozdział... hehehe aż nie można się doczekać następnego ^^
OdpowiedzUsuńcóż rzec... weny radości z pisania i dobrej zabawy z czytania komentarzy
pozdrawiam i czekam MaWi
Nominowałam cię do konkursu The Versatile Blogger.
OdpowiedzUsuń