UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 31.

               Nikola, dziękuję Ci za życzenia :*
               Co do powolnego rozwoju akcji to… No cóż, przeleciała już połowa opowiadania, a co się tu działo? Tak naprawdę nic. Smęty jakieś… Wiem, że kochasz braterskie relacje między bliźniakami, dlatego z tym nie będę szaleć ;) Chociaż… jeszcze zobaczę :D
               To chyba tyle… Długość rozdziału… nie powala na kolana, ale też chyba nie jest najgorzej :)
               Zapraszam!


Bill


               Tom był ostatnio bardzo... milusiński. Cały czas, kiedy byliśmy sami, chciał się przytulać i całować. A już najbardziej w sobotnie wieczory. Za każdym razem, gdy wracaliśmy z występu w Domu Kultury, zaciągał mnie w ciemną uliczkę i całował tak cholernie słodko, że miałem wrażenie, że za chwilę zrobimy TO w ślepym zaułku.
               Za którymś razem nie mieliśmy okazji na nasze igraszki, ponieważ zaraz po występie zaczepił nas jakiś facet, na oko koło 50-tki. Zawsze rozglądałem się po publiczności i nigdy wcześniej go tu nie widziałem.
               - Chłopaki! - zawołał, gdy weszliśmy za kulisy.
               Odwróciliśmy się. Szedł do nas szybkim krokiem.
               - Nazywam się David Jost i jestem menadżerem. - Podał każdemu z nas rękę. - Chciałbym z wami porozmawiać. Macie chwilę?
               Wszyscy popatrzyliśmy po sobie, po czym skinęliśmy głowami.
               Wraz z mężczyzną wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się na parking, jak mniemam, do jego samochodu. Oparł się tyłkiem o maskę auta i założył ręce na piersiach.
               - O czym chciał pan z nami rozmawiać? - upomniał Tom.
               - Jak już mówiłem, jestem menedżerem - zaczął. - Byliście dzisiaj świetni. Sami stworzyliście utwór, który dzisiaj wykonywaliście?
               - Tak, ten i jeszcze kilka innych - odparłem.
               Facet uśmiechnął się lekko. Z wewnętrznej części marynarki wyjął portfel, a z niego swoją wizytówkę i wręczył ją w moje ręce.
               - Przyjdźcie jutro pod ten adres o dziesiątej. Zaprezentujecie swoje utwory, a potem zobaczymy, co dalej.
               Chyba wszyscy byliśmy w takim samym szoku i jedyne, co mogliśmy zrobić, to kiwnąć głową. Patrzyliśmy, jak David wsiada do samochodu i odjeżdża. Dopiero wtedy złapaliśmy taksówkę i wróciliśmy do domu.
               Chyba dopiero tam dotarło do nas, co się stało. Chłopaków wręcz rozpierała energia. Nas też, ale my mieliśmy zamiar wykorzystać ją w znany tylko nam sposób...
               Rano wstaliśmy weseli jak chyba jeszcze nigdy. Weseli, ale też zdenerwowani. Zastanawialiśmy się, jak pójdzie nam spotkanie z Davidem Jostem.
               Zjedliśmy szybko śniadanie, pożegnaliśmy się z wujkiem i wyszliśmy, bo było już wpół do dziesiątej.
               Kiedy taksówkarz zatrzymał auto pod ogromnym budynkiem, wręcz drapaczem chmur, szczęki nam opadły. Tom zapłacił mężczyźnie, który nas tu przywiózł i wysiedliśmy.
               Wnętrze budynku było jeszcze bardziej imponujące niż z zewnątrz. Ściany były wykonane z marmuru, podłoga w holu chyba też. Dużo roślin i ozdób typu obrazy. Nawet widziałem zdjęcia i plakaty różnych gwiazd. Dosyć blisko drzwi było coś na wzór recepcji. Przy półokrągłym biurku siedziała ładna brunetka, w ładnym, służbowym stroju. Podeszliśmy do niej.
               - Dzień dobry - przywitałem się grzecznie. - My się nazywamy Tokio Hotel. Jesteśmy umówieni z Davidem Jostem.
               - Proszę się udać na trzecie piętro, a następnie skręcić w prawo - odparła z uśmiechem.
               Podziękowałem i poszedłem w kierunku wind. Jak się okazało, cała reszta zespołu została przy biurku brunetki. Patrzyli na nią maślanym wzrokiem. Nawet Tom! Z ich oczu wprost wylatywały serduszka jak w japońskich bajkach. Zakląłem pod nosem i wróciłem do nich.
               - Mam tam iść sam? - warknąłem.
               - Mhm - mruknął... Tom.
               Nie wierzę! Jak on może?!
               Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem poszedłem do najbliższej windy. Miałem z niej widok na chłopaków, dlatego widziałem, jak odwracają powoli głowy i pędzą do windy. Nie mieli szans, żeby zdążyć zanim drzwi się zamkną, a ja nie miałem zamiaru im tego ułatwiać. Ba! Kiedy drzwi się zamykały, pokazałem im środkowy palec. Cały się trzęsłem z nerwów. Że Gustav i Georg wlepiali gały w tę kobietę nie dziwiłem się - była naprawdę ładna. Ale Tom? Nawet nie obchodziło go, że stoję obok! A to „mhm"? Co miało znaczyć? „Rób co chcesz, tylko spadaj stąd"? Ugh! Po tym wszystkim!
               Winda się zatrzymała, a ja, zgodnie ze wskazówkami, skręciłem w prawo. Cały czas byłem nabuzowany, dlatego prawie biegłem do gabinetu Josta.
               - Halo! Proszę pana! - usłyszałem za plecami, więc się zatrzymałem i odwróciłem.
               Ku mnie szła blondynka. Wysokie obcasy utrudniały jej chodzenie i raz się nawet potknęła, na co wywróciłem oczami.
               - Byłeś umówiony?
               O, przeszliśmy na „ty". Ciekawe.
               - Tak. - Postanowiłem nie drążyć tego, jak się do mnie zwróciła. W końcu miałem tylko 16 lat. No, prawie 17. - Możesz go powiadomić?
               To, że nie chciałem jej wytykać braku szacunku, nie znaczy, że ja będę do niej mówił „proszę pani".
               - Tak.
               Podeszła do swojego biurka i przez telefon oznajmiła, że „jest tutaj jakiś młody chłopak i mówi, że był umówiony". Wywróciłem oczami. Po chwili blondynka wskazała ręką drzwi, o które już praktycznie się opierałem i powiedziała, że mogę wejść. Uśmiechnąłem się krzywo i zapukałem do drzwi, a sekundę później byłem już w środku.
               Wtedy mnie olśniło. Jak miałem to załatwić bez chłopaków? Przecież mieliśmy pokazać nasze utwory, a to znaczy, że oni muszą grać. Brawo, Bill.
               - Bill? - zdziwił się Jost. - A gdzie reszta?
               - Yyy...
               Wtedy drzwi otworzyły się z impetem, a do gabinetu wpadli zdyszani chłopacy. David popatrzył na nas dziwnie, po czym pokręcił głową. Gestem pokazał nam, że mamy usiąść na skórzanej kanapie, co uczyniliśmy. Trochę pogadaliśmy, a potem zaprowadził nas do jakiegoś pokoju, gdzie były chyba wszystkie możliwe instrumenty. Mikrofon oczywiście też.
               Zagraliśmy wszystko, co mogliśmy,  czyli wszystkie nasze piosenki. Wróciliśmy do gabinetu. Tam menadżer zadał nam pytanie.
               - Jaki był powód waszego udziału w castingu w Domu Kultury i teraz na tych występach?
               - No... Chcieliśmy się pokazać.
               - Bill miał cichą nadzieję, że ktoś nas zauważy i może... wypromuje - dodał Tom.
               Posłałem mu złowrogie spojrzenie. Nie zapomniałem jak mnie pięknie olał przez idiotkę w recepcji. Może i była miła, ale patrzyła na Toma jak na apetyczny kawałek mięsa. A on jest tylko mój!
               David popatrzył na nas i uśmiechnął się.
               - Cóż, właśnie kogoś takiego znaleźliście - rzekł i odchylił się na oparcie fotela.
               Zaniemówiliśmy.
               - To znaczy, że pan...
               - Tak, zostanę waszym menadżerem. Oczywiście możecie się nad tym zastanowić, ale gwarantuję wam, że lepszego nie znajdziecie. - Wypiął dumnie pierś.
               Spojrzałem na chłopaków, oni na mnie. Czekali na moją odpowiedź. W końcu to ja byłem liderem zespołu.
               - Zgadzamy się - powiedziałem wreszcie, a chłopaki odetchnęli z ulgą.
               David Jost klasnął w dłonie.
               - Świetnie! W takim razie bierzemy się do pracy.
               Wszyscy wytrzeszczyliśmy oczy.
               Do domu wróciliśmy dopiero wieczorem i byliśmy wykończeni. Jak tak ma wyglądać nasza współpraca z Davidem to ja dziękuję. Kazał nam nagrać jeszcze trzy piosenki. Dzięki temu mieliśmy komplet na pierwszy album, a ja miałem wrażenie, że pierwszy i ostatni.
               Ledwo wtoczyliśmy się na górę, a potem do pokoju. Nie miałem siły nawet na szybki prysznic. Po prostu ociężale się rozebrałem i wgramoliłem do łóżka. Chwilę potem poczułem jak materac za mną się ugina. Tom objął mnie w pasie, a ja momentalnie się rozbudziłem. Strąciłem jego rękę.
               - Co jest? - zapytał.
               Śmieszny jest, pomyślałem.
               Odwróciłem się na plecy i zmroziłem go wzrokiem.
               - Ty się pytasz, co jest?! - warknąłem. - Najpierw mnie spławiasz, kiedy tylko na horyzoncie pojawia się pierwsza lepsza siksa, a teraz pytasz „co jest"?! Wiesz co? Daj mi spokój. - Wróciłem na bok, czyli tyłem do niego i przykryłem się kołdrą po same uszy, chociaż w pokoju było ciepło.
               - Jesteś zazdrosny?
               Prychnąłem.
               - Chyba śnisz.
               Poczułem, że wstaje z mojego łóżka. Ucieszyłem się i zamknąłem oczy. Po chwili poczułem jakby ciepły wietrzyk na policzku. Otworzyłem jedno oko. Zobaczyłem bliźniaka, kucającego przede mną.
               - Czego?
               - Jesteś zazdrosny - stwierdził rozbawiony.
               Warknąłem pod nosem. Tom nic sobie z tego nie zrobił, tylko przybliżył się do mnie i musnął moje wargi. Odsunąłem się.
               - Spadaj! Idź sobie do pani idealnej!
               Złapał mnie, żebym nie mógł się bardziej odsunąć.
               - Ty jesteś dla mnie idealny - rzekł cicho, ale dobitnie. - Naprawdę uwierzyłeś, że ta laska mi się podoba?
               - Bardzo się starałeś, żebym uwierzył.
               - O to chodziło.
               Spojrzałem na niego jak na debila. Co on pierdoli?
               - Chciałem sprawdzić, czy będziesz zazdrosny. I jak widać, jesteś. - Wyszczerzył się jak głupi. Mnie do śmiechu nie było.
               - Nienawidzę cię - mruknąłem.
               - Też cię kocham. - Na dowód swoich słów, pocałował mnie.
               Przepadłem.

7 komentarzy:

  1. UUUUUUUUUUU Billy zazdrosny o Toma :) Ale spokojnie Tom pewnie jest większym zazdrośnikiem niż Bill. Ale i tak najlepsze było wszyscy gapią się na tą laskę, a Bill idzie do windy nagle wraca i mówi
    -Mam iść sam?
    -Mhm - Mrukną . . . Tom
    Genialne i Chłopaki mają nowego menadżera właśnie Jost wykopał sobie sam grób z nimi, bo chyba osiwieje jak się dowie, co bliźniacy wyprawiają :) Pozdrawiam
    Marudek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, Kasiu, ale mnie rozczuliłaś tym zazdrosnym Billem. To było takie... słodkie. Tak, słodkie (choć nie lubię używać tego określenia w stosunku do opisu zachowania bohatera). Po prostu bliźniacy są u Ciebie tak młodzi i niewinni, że czytając zdanie: "A on jest tylko mój!" miałam wrażenie, jakby ktoś chciał Billowi odebrać ulubionego misia, a nie jego nastoletniego brata. Doprawdy urocze.
    Oprócz tego, bardzo cieszy mnie fakt, że chłopcy znaleźli menadżera. Będzie on miał z nimi niemało pracy, a może i utrapienia, ale odnoszę też wrażenie, że również zadowolenie i dumę z sukcesów zespołu. No, bo przecież sukcesy będą, skoro szykuje się nagranie pierwszego albumu, nieprawdaż? Poza tym, muszę powiedzieć, że doceniam fakt, iż w Twojej twórczości zawarte są niejako początki Tokio Hotel. To tak, jak cofnąć się w czasie o te kilka lat i wspominać, jak to się wszystko zaczęło. A to już przecież kawał dobrej historii i lata, które - ma się czasami wrażenie - zbyt szybko minęły, a były tak piękne. Za to Ci dziękuję, Kasiu. Miło przysiąść czasami nad wspomnieniami.
    Wracając jednak do samej fabuły... Hm, Tom, widzę, postawił na małą przebiegłość. Czyżby nie czuł, że Billowi naprawdę na nim zależy? Musi wystawiać jego wytrzymałość na takie próby? Oj, nieładnie. W każdym razie Bill udowodnił mu, że jednak nie przejdzie obojętnie obok brata oglądającego się za dziewczynami i niech nasz Tom ma to na uwadze. W dzisiejszym odcinku brakowało mi tylko Andreasa. Jestem ciekawa, co tam nasz wujaszek porabia? Czy nie jest zmęczony po pracy? ;) I jak rozwinie się jego dalsza relacja z bliźniakami?
    Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek i dziękuję za ten. Mam nadzieję, że wypoczęłaś, Kasiu i weny Ci nie brakuje.

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to, że Cię rozczuliłam, to plus czy minus? Bo nie wiem, czy mam się cieszyć, czy bać ;)
      Andreas... Cóż, coś z nim wykombinuję w następnym rozdziale :D
      A co do odpoczynku... Nie, mój wyjazd na weekend się nie udał. Nigdzie nie pojechałam, skończyło się na płaczu i nerwach, ale to nieważne.

      Usuń
    2. Czy ja jestem aż tak nieprzewidywalna? ;) Oczywiście, że to plus, Kasiu! Kiedy Nikolę rozczula bohater "literacki", wiedz, że należy się cieszyć. Na Andreasa poczekam więc z niecierpliwością do następnej soboty. A jeśli chodzi o wyjazd, to przykro mi, że się nie udał, ale dla pocieszenia powiem, że rozdział udał Ci się znakomicie!

      Usuń
    3. No, to chociaż tyle. Dziękuję :)
      Mam pytanie. Mogę do Ciebie maila napisać? Mogłabym Cię tam informować o nowych notkach, a może i czasem porozmawiamy? Jeśli będziesz chciała oczywiście!

      Usuń
    4. Pff, po co się pytać? Pisać do Nikoli należy. Pisać!

      Usuń
  3. Wybacz, że dopiero teraz komentuję. :c Ale ja to nigdy nie mam czasu. xd Co do odcinka... Ładnie napisany, podobał mi się. ^^ Ta rozmowa z Davidem była... Taka sobie, ale i tak jest dobrze. :D Teraz, to czekam na kolejną część, która... pojawi się w tę sobotę? ;> Weny.

    Pozdrawiam,
    Illusion.

    OdpowiedzUsuń