UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 7 września 2013

Rozdział 32.

Moi kochani i cudowni Czytelnicy! Powracamy. Długo nas nie było, wiem i przepraszam! Co prawda mój laptop nadal się buntuje i nadal nie łapie Internetu, ale nie mogę kazać Wam dłużej czekać. Rozdział nie jest najdłuższy, ale zawsze coś :)
Cóż, nie będę przedłużać. Zapraszam :)


Tom
                Ok, może i to wkręcenie Billa, że ta dziewczyna mi się podoba nie było fair, przyznaję, ale... Och, on się tak rozkosznie złościł! Teraz wiem, że naprawdę mnie kocha. Nie żebym wcześniej miał jakieś wątpliwości co do tego, ale gdybym miał, to teraz byłyby rozwiane. Wszystkie.
Tego wieczora, kiedy wróciliśmy od Davida i Bill nawet nie dawał mi się przytulić, nie odpuściłem, choć byłem nieludzko zmęczony. Jako iż jestem silniejszy, trzymałem młodego, na przemian całując i przytulając, dopóki całkowicie się nie poddał. Jeszcze jakiś czas się na mnie boczył, a przynajmniej udawał, że się boczy. Mnie się tam wydawało, że uległ po pierwszym pocałunku. W każdym razie udowodniłem mu, że tylko on się dla mnie liczy. Odkąd zacząłem darzyć go innym uczuciem niż powinienem, nie patrzyłem na dziewczyny. Jakbym zmienił orientację. Ale nie zmieniłem. Inni chłopacy też nie zwracali mojej uwagi. Tylko Bill.
Tak więc sprawę z... bratem miałem załatwioną.
                David męczył nas kiedy tylko mógł. Były wakacje, więc spokojnie mógł nas trzymać w studio do wieczora. Praktycznie codziennie. W końcu Andreas się tym zainteresował. Wiedział, jest facet, który chce nas wypromować, ale na tym zasób informacji na temat Josta się kończył. Któregoś dnia zaproponował, że nas zawiezie do studia i przy okazji pozna naszego menadżera. Zgodziliśmy się. Nie było sensu się z nim sprzeczać, bo i po co. Jako nasz prawny opiekun, a ojciec Gustava i Georga, miał prawo wiedzieć, z kim spędzamy całe dnie.
W gabinecie Davida byliśmy punktualnie o dziesiątej, tak jak pierwszego dnia. To była stała pora naszych spotkań. Był bardzo kompetentny, dlatego przeszkadzał mu każdy, nawet najmniejszy błąd w granych piosenkach. Mieliśmy je już napisane, trzeba było tylko nagrać. Jak się okazało, "tylko" zmieniło się w "aż". Czasem jedną piosenkę graliśmy po kilka, czasami nawet kilkanaście razy, bo ciągle coś mu nie pasowało. Bardzo często miałem ochotę rzucić gitarę i wyjść. Mimo tego siedziałem i, zgrzytając zębami, grałem, bo wiedziałem, że dla Billa to jest ważne. Robiłem to dla niego.
Teraz, kiedy David i Andreas podali sobie ręce, przedstawiając się sobie, miałem wrażenie, że będzie jeszcze gorzej. Nie wiem, dlaczego taka myśl pojawiła mi się w głowie. Tak po prostu. I nie chciała wyjść.
                Dorośli rozmawiali, a nam menadżer kazał iść do studia i się przygotować. Ja się przygotowałem. Psychicznie. Na cały dzień grania jednej i tej samej piosenki. Żyć, nie umierać...
                O dziwo, David puścił nas wcześniej, mówiąc, że Andreas musi wyjechać służbowo i chce spędzić z nami trochę czasu przed wyjazdem. Nie podobało mi się to, ale lepsze to, niż cały dzień z naszym "cudownym" menadżerem.
                Gdy wróciliśmy do domu, Andreas był w swoim gabinecie i chyba z kimś rozmawiał przez telefon. Normalka. Rozsiedliśmy się na kanapie i czekaliśmy, aż łaskawie skończy i do nas przyjdzie. Zjawił się po dziesięciu minutach.
                Zabrał nas na lody.
- Jak wam minął pierwszy miesiąc wakacji i tym samym miesiąc mieszkania z nami? - spytał w pewnym momencie.
                Chłopaki patrzyli na nas wyczekująco. Ja wzruszyłem ramionami, ale za to Bill zabrał głos.
                - Super. Wreszcie możemy z kimś pogadać i w ogóle. Naprawdę jest spoko.
                Andreas uśmiechnął się lekko, a G&G wyszczerzyli. Widać było, że im bardziej zależy na naszej obecności tutaj niż jemu.
                Ogólnie spędziliśmy... dosyć miły dzień. Chociaż po tym, jak dowiedziałem się o jego "pracy", nie potrafiłem już patrzeć na niego tak, jak na początku. Za to Bill cieszył się każdym drobiazgiem. Albo udawał... Tylko po co?
                Wieczorem, kiedy Andreas odwiózł nas do domu, sam wszedł tylko po swoją torbę. Pożegnał się z nami i pojechał. Miałem złe przeczucia...
                Pół nocy nie mogłem zasnąć. Bill to wyczuł i przeszedł do mnie do łóżka.
                - Co się dzieje? - spytał, patrząc na mnie troskliwie.
                - Nic - odparłem, obejmując go. Na dowód swoich słów uśmiechnąłem się lekko, ale i tak mi nie uwierzył.
                - Tom.
                To wystarczyło, żebym wiedział, że mam nie ściemniać. Westchnęłam.
                - Boję się - szepnąłem. - Nie pytaj, czego, bo sam nie wiem. Po prostu czuję, że coś się stanie.
                - E, tam. Głupoty gadasz. - Bill bardziej się we mnie wtulił.
                - Obyś miał rację - szepnąłem znów.
                - Ja zawsze mam rację. - Wyszczerzył się, a potem cmoknął mnie w usta.
                Zamruczałem z przyjemności i objąłem go drugą ręką. Bill przejechał dłonią po mojej koszulce, a chwilę potem już gładził mnie po brzuchu, zjeżdżając coraz niżej.
                - Bill, co ty robisz? - zapytałem, gdy z pocałunkami przeniósł się na szyję.
- Staram się odwrócić twoją uwagę od tego, co cię gnębi. - Zacisnął dłoń na moim kroczu, na co ja wciągnąłem głośno powietrze.
                - Billy...
                - Cii. Nic nie mów. Zapomnij o wszystkim i bierz przyjemność.
                I tak też zrobiłem.
                Nie, nie posunęliśmy się aż tak daleko - nie uprawialiśmy seksu. Ale Bill pokazał mi, jakie cuda potrafią zdziałać jego słodkie usteczka. Odwdzięczyłem mu się tym samym, a potem, wtuleni w siebie, zasnęliśmy.
                Przez kilka kolejnych dni nie siedzieliśmy długo w studio. Dopóki Andreas nie wróci, chcieliśmy mieć względny spokój.
                Kiedy któregoś dnia nagrywaliśmy piosenki na płytę, David musiał wrócić do gabinetu, ponieważ dostał ważny telefon. Wrócił po kilku minutach. Miał dziwną minę.
                - Chłopcy, muszę wam coś powiedzieć - zaczął, a my od razu skupiliśmy na nim całą swoją uwagę. - Wasz ojciec miał... wypadek. Jest w szpitalu. Został... postrzelony...

3 komentarze:

  1. U Andreas został postrzelony no pięknie, a chłopcy coraz śmialej się zagłębiają w poznawanie swoich ciał czekam na next pozdrawiam
    Marudek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuu. Niezła akcja. Już nie mogę się doczekać jak tak akcja dalej się rozwinie.
    Pozdrawiam i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Udało mi się przeczytać szybciej niż myślałam, więc od razu napiszę swoją opinię. Od razu powiem, że nie mogę się doczekać jutrzejszego odcinka, bo mam mały mętlik w głowie, a to wszystko, jak się pewnie domyślasz, przez końcówkę.
    Zanim jednak powiem cokolwiek o końcówce, muszę wyrazić swoje zadowolenie całą resztą. Po pierwsze cieszę się, że David męczy chłopaków i sprawia, że wylewają siódme poty podczas nagrań. To oznacza tylko jedno: sukces. Ciężka praca oznacza bowiem, że daleko zajdą, bo przecież zależy im, by zajść daleko, prawda? Plusem jest także to, że wujek Andreas nie protestuje jakoś znacząco przeciwko planom swoich podopiecznych związanych z zespołem - jeszcze by brakowało, żeby wtykał nos w ich marzenia. Po wtóre, cieszę się, że Bill "wybaczył" Tomowi to oglądanie się za kobitkami i jest blisko swojego brata. Tom pewnie też na to nie narzeka; w końcu ma Billa blisko siebie.
    Dobrze, a więc to były plusy sytuacji. Teraz jeden wielki minus. Mianowicie: co żeś zrobiła z moim ulubionym bohaterem, Kasiu?! Ładnie to tak ostrzeliwać go w takim momencie? :D Be, Kasiu, be! Tak się nie robi. Szczególnie, że wujaszek zaczął być dla chłopaków miły. A może zaczął być miły, bo wiedział, co go na tym wyjeździe spotka, co? Nie wiem, nie wiem, ale zdaje się, że tutaj się nieźle zakotłuje. Ciekawe, kto tak wujka urządził? Może któraś z jego "podopiecznych"? A może miał jakieś lewe interesy? Ciekawe, ciekawe.
    Weny, Kasiu, życzę i czekam na jutrzejszy odcinek.

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    OdpowiedzUsuń