UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 28 września 2013

Rozdział 35.



                Cześć! Po tym rozdziale mnie chyba zabijecie xD Ale przynajmniej coś się dzieje! Tylko szkoda, że dopiero teraz…
                Chciałabym oficjalnie przywitać nowego Czytelnika :D Robercie (jak oficjalnie to oficjalnie xD), cieszę się, że podoba Ci się to, co piszę i jak piszę oraz dziękuję za wyczerpujący komentarz. Choć pewien jego fragment mogłeś sobie darować, zboczeńcu :P Żartuję. Napisałeś, że szybko i miło Ci się czytało. Szybko, bo mimo że to jest ponad trzydzieści rozdziałów, to są one krótkie. Nawet bardzo krótkie. Przyznaję się bez bicia. Nie musisz mi jeszcze Ty tego wypominać :P
                No to… to chyba tyle. Zapraszam do czytania! Rozdział dość długi :D



Bill


                Gdzie on jest?
                Tom miał wrócić za godzinę, a tymczasem nie było go już cztery. CZTERY GODZINY! Nie zadzwonił, nie napisał. Nic. Moich telefonów też nie odbierał. Coś się musiało stać. Czułem to. Na domiar złego David też długo nie wracał. Obiecał, że postara się szybko załatwić to, co miał załatwić, żebyśmy nie siedzieli sami. I co? Nie ma go tak samo długo, jak Toma. Boże… Nigdy w Ciebie nie wierzyłem, ale jeśli istniejesz, spraw, żeby mojemu braciszkowi nic się nie stało. Błagam!
                Chodziłem po salonie w tę i z powrotem, gdy do domu wszedł nasz menadżer. Dopadłem do niego w ułamku sekundy.
                - David! – niemal pisnąłem. – Tom…
                - Co z nim?
                - Poszedł do domu… Znaczy do domu Andreasa. Nie ma go już cztery godziny.
                - Dzwonił?
                - Nie.
                - Pisał?
                - Nie.
                - Jadę tam.
                - Jadę z tobą! – Wybiegłem za nim, nie zamykając nawet drzwi.
                David je zamknął na cztery spusty, po czym wsiadł do auta. Odjeżdżając z podjazdu, rzekł:
                - Dzwoń do chłopaków. Niech nie wychodzą z domu i pod żadnym pozorem nie otwierają nikomu drzwi. Nikomu – podkreślił.
                Zrobiłem jak kazał. Gustav, do którego zadzwoniłem, od razu wyczuł, że coś jest nie tak. O nic nie pytał, po prostu zgodził się na to, o co go prosiłem. Miałem nadzieję, że chociaż o nich nie będziemy musieli się bać.
                Na miejscu byliśmy po kilku minutach. David naprawdę szybko jechał. Wyskoczyłem z samochodu jako pierwszy i wpadłem do domu jak burza. Ale tam nie było Toma. Nie było nikogo, a dom był w prawie nienaruszonym stanie. No właśnie – prawie.
                Nagle rozdzwoniła się moja komórka. Pisnąłem przestraszony, a potem wyjąłem urządzenie z kieszeni obcisłych spodni. W tamtym momencie żałowałem, że nie mam takiego stylu jak Tom. On nie miał takich problemów.
                Na wyświetlaczu widniał napis, na którego widok serce mi szybciej zabiło. Tom dzwoni…
                - Tom! Nareszcie! Gdzie jesteś?
                - Wreszcie poznałem imię tego smarkacza – usłyszałem w słuchawce głos jakiegoś faceta. – Całkiem fajne. Pasuje do niego.
                - Kim jesteś? – spytałem słabo. – Gdzie jest Tom?!
                - Nie krzycz tak – odparł spokojnie, a mnie zrobiło się słabo. Musiałem usiąść.
                - Gdzie jest mój brat?
                - O, ma brata. Tym lepiej – zaśmiał się ohydnie. – Słuchaj, nie chcę mu zrobić krzywdy. Jest całkiem uroczy. – Zamknąłem oczy. – Dlatego jeśli chcesz odzyskać braciszka całego i zdrowego, powiedz swojemu wujaszkowi, że ma dwa dni na oddanie kasy. Po tym czasie… Cóż. Słodki Tommy będzie wąchał kwiatki od spodu.
                Chciałem coś powiedzieć, zapytać, o jaką kasę chodzi, ale ten skurwiel się rozłączył! Tak po prostu zakończył rozmowę, zostawiając mnie z milionem pytań w głowie. Kim on jest? O jakich pieniądzach mówił? W co wplątał się Andreas? I najważniejsze: dlaczego porwał Toma? Mojego Toma. Tommy…
                Rzuciłem telefon i rozszlochałem się jak małe dziecko.
                - Bill? – odezwał się cicho i niepewnie David.
                Spojrzałem na niego, czując, jak po policzkach płyną mi łzy, które niszczą mój perfekcyjny makijaż. W tamtym momencie miałem to gdzieś.
                - Porwali go – szepnąłem, obejmując kolana ramionami i bujając się w przód i w tył.
                - Tyle zdążyłem wywnioskować – odparł. – Powiedzieli, czego chcą?
                Skinąłem głową.
                - Andreas ma oddać jakąś forsę. Ma na to dwa dni. Potem… zabiją Toma! – Znów wybuchłem płaczem. Mój Tommy…
                - To na co my jeszcze czekamy?
                Spojrzałem na mężczyznę, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
                - Co masz na myśli? – Pociągnąłem nosem.
                - Trzeba iść do Andreasa i wyciągnąć z niego te informacje. Chociażby siłą.
                - Ale przecież…
                - Nie ma żadnego „ale”. Idziemy. – I wyszedł.
                Pobiegłem za nim.
                W czasie jazdy kazał mi wyjąć ze schowka chusteczki higieniczne i jakoś doprowadzić się do porządku. Nie było to trudne, bo praktycznie cały makijaż mi spłynął, trzeba było tylko zetrzeć czarne smugi. Wykorzystałem na to tylko dwie chusteczki.
                Do szpitala też dojechaliśmy szybko. Szczerze? Nie wierzyłem w to, że Andreas nam pomoże. A ja nie pozwolę, żeby zrobili krzywdę mojemu bratu, więc sam zdobędę te pieniądze.
                Andreas spał, kiedy weszliśmy do jego sali. David go obudził. Bardzo niekulturalnie i niedelikatnie, nawiasem mówiąc.
                - Co jest? – spytał nieprzytomnie, przecierając oczy.
                David od razu przeszedł do rzeczy, ja za to byłem tylko obserwatorem. Jednak kiedy Andreas powiedział, że nie wie nic o żadnych pieniądzach i żebyśmy mu dali spokój, nie wytrzymałem. Doskoczyłem do niego i chwytając poły jego piżamy, warknąłem:
                - Przez twoje zabawy porwali Toma! Jeżeli coś mu się stanie, ty będziesz temu winien. Więc lepiej sobie przypomnij, o co chodzi!
                Andreas drżał, patrząc mi w oczy przerażonym wzrokiem, co było dla mnie szokujące. Nikt nigdy się mnie nie bał, zawsze to ja bałem się o swoje życie, a tu proszę.
                - Ch-chyba wiem, o co chodzi – jęknął cicho. – To znaczy nie pamiętam, za co ta kasa, ale pamiętam, ile.
                - Ile?
                - Pięćdziesiąt tysięcy.
                Zatkało mnie, ale nie na długo.
                - Masz je?
                - N-nie wiem…
                Puściłem go i zacząłem krążyć po sali.
                - Bill, spokojnie – poprosił David.
                - Jak mam być spokojny? – warknąłem. – Nie mam tej forsy!
                - Pożyczę ci.
                - Co?
                - To, co słyszysz. Pożyczę ci te pięćdziesiąt tysięcy. Oddasz mi, gdy będziecie sławni i bogaci. – Puścił mi oko i wyszedł, nie żegnając się nawet z Andreasem.
                Pojechaliśmy do banku, bo David nie miał przy sobie ani nawet w domu takiej gotówki, ale niestety był zamknięty. No tak, w końcu była już godzina 18-ta. Jak się okazało, bankomat, z którego David chciał wypłacić chociaż część potrzebnej kwoty, też był nieczynny. Zareagowałem na to bolesnym jękiem. Jak się wali, to wszystko naraz. Na całego.
                Wróciliśmy do domu. Ja byłem załamany, menadżer chyba zastanawiał się jak mi pomóc, bo co jakiś czas na mnie zerkał, a w jego oczach widziałem troskę i zmartwienie. Byłem mu cholernie wdzięczny za to wszystko, co dla nas robił, odkąd Andreas został postrzelony. Był dla nas jak… ojciec. Nawet teraz, choć przecież mógł kazać mi radzić sobie samemu. Choć to raczej skończyłoby się pewną śmiercią Toma. Na samą myśl o tym dostałem dreszczy.
                Gustav i Georg od razu zasypali nas pytaniami. Kiedy powiedzieliśmy im, o co chodzi, obaj przerazili się jeszcze bardziej, niż byli dotychczas.
                - Bill – odezwał się cicho Georg, widząc, w jakim jestem stanie. – Możemy ci jakoś pomóc? – Pokręciłem smutno głową, a on westchnął, kładąc dłoń na moim ramieniu. – Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć, ok? Na mnie i Gustava.
                Skinąłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie.
                - Dzięki, chłopaki – szepnąłem. – Będę pamiętał.
                Obaj mnie przytulili, a ja musiałem się bardzo starać, by po raz kolejny nie wybuchnąć płaczem. Wcześniej nie miałem czasu na słabość, ale teraz, kiedy nie mogłem zrobić nic innego jak czekać, było coraz gorzej. Ta bezczynność była najgorsza. Jednak musiałem być silny. Dla Toma. Chociaż raz musiałem przetrwać wszystko i pomóc jemu. Teraz to on potrzebuje mnie. I nie zawiodę go! Przysięgam.
                Kolacji nawet nie tknąłem. Moje ciało było w domu Davida Josta, ale duchem byłem przy Tomie, choć nawet nie wiedziałem, gdzie to jest. Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Leżałem w łóżku zwinięty w kłębek i wpatrywałem się w swoją nową komórkę (David kupił mi ją, gdy moja roztrzaskała się o ścianę), mając nadzieję, że za chwilę na wyświetlaczu pojawi się numer brata, ja odbiorę i usłyszę jego cudowny głos, który tyle razy zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze. Kto teraz szepcze jemu słowa uspokojenia? Słowa pocieszenia. Ja czułem się coraz gorzej. Jakby ktoś odciął połowę mnie i sobie wziął. A miało być jeszcze gorzej…
                Udało mi się chwilę zdrzemnąć nad ranem. Dosłownie chwilę, bo tylko dziesięć minut. Wiem, bo spojrzałem na zegarek przed zamknięciem oczu oraz po ich otworzeniu. Obudziłem się z odczuciem, że coś jest nie tak. Coś z Tomem. I to nie tylko dlatego, że został porwany i nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Czułem, że on cierpi. Coś mu jest.
                Wyskoczyłem z łóżka jak z procy. Szybko się ogarnąłem i poleciałem powiedzieć Davidowi, że musimy się pospieszyć.
                - Czemu? Co się dzieje? – spytał.
                - Nie wiem – jęknąłem. – Coś się z nim dzieje. Coś złego.
                - Czujecie takie rzeczy? – zdziwił się, a ja kiwnąłem tylko głową. – Dobra, chodź.
                Wyszliśmy z domu. Gdy jechaliśmy do banku, mając nadzieję, że tym razem uda się pobrać pieniądze, zadzwonił mój telefon. Na ekraniku widniało imię mojego bliźniaka, ale wiedziałem, że to nie z nim będę rozmawiał.
                - Halo?
                - Witaj, Billy – rzekł przesadnie słodkim tonem ten sam mężczyzna, który dzwonił wczoraj. Na dźwięk tego zdrobnienia w jego ustach zrobiło mi się niedobrze. Tylko Tom tak do mnie mówił i tylko on mógł tak do mnie mówić. – Jak tam nasza sprawa? Wujaszek ma pieniążki dla nas?
                - Nie. – Mężczyzna zacmokał, dając mi tym znak, że nie podoba mu się moja odpowiedź. – Ale ja będę je miał! – dodałem szybko.
                - Ty? – zaśmiał się. – Nie rozśmieszaj mnie. Jak taki smarkacz jak ty może zdobyć tyle kasy?
                - Właściwie… to ja już ją mam. – Spojrzałem na Davida, który przysłuchiwał się mojej rozmowie z porywaczem.
                - Nie wierzę – prychnął. – Grasz na zwłokę, co? Muszę przyznać, że nieźle ci idzie – zaśmiał się. – Ale nie ze mną te numery. Jutro o dziesiątej kasa ma być. Miejsce „przekazu” to stara fabryka na wybrzeżach Hamburga. I pamiętaj – żadnych glin. Inaczej twój braciszek umrze na twoich oczach.
                Przełknąłem ciężko ślinę. Chciałem coś powiedzie, ale wtedy usłyszałem słaby głos bliźniaka.
                - Bill…
                - Tom?! Tom! Odezwij się!
                - Jutro o dziesiątej – odezwał się nie Tom, a ten facet, po czym się rozłączył.
                Miałem ochotę znowu rzucić telefonem, ale wiedziałem, że nie mogę. W ostatniej chwili się powstrzymałem. Opowiedziałem menadżerowi przebieg rozmowy. Gdy skończyłem, rzekł:
                - Przynajmniej wiesz, że żyje.
                Zadrżałem.
                - Ale nie wiem, w jakim jest stanie – warknąłem. – Głos miał bardzo słaby.
                - Spokojnie – poprosił. – Tom jest silny, da radę. Jutro przed południem będzie już po wszystkim.
                - Oby – mruknąłem cicho.
                Niestety, okazało się, że w banku jest jakaś awaria i można wypłacać tylko niewielkie sumy. Prawie się tam rozpłakałem. Dlaczego akurat teraz? Czy cały świat uwziął się na mnie? Nie wytrzymałem. Wpadłem w szał. Chciałem coś rozwalić. Najlepiej blondynę siedzącą za biurkiem i szczerzącą się jak w reklamie pasty do zębów. Miałem w dupie jej słodkie „przykro mi”. Jej zasranym obowiązkiem jest spełnić prośbę klienta i wypłacić taką kwotę, o jaką prosi!
                Tak się darłem i szarpałem, że w końcu blondyna wezwała ochronę. Tylko że wtedy wpadłem w jeszcze gorszą wściekłość, więc po kilkunastu minutach zamknęli mnie w jakiejś szarej ciemnej sali. Byłem zarówno wściekły, jak i zrozpaczony. Przecież siedząc tutaj, nie pomogę Tomowi! On… Boże, nie…
                Siedziałem pod ścianą z nogami podciągniętymi pod brodę i bujałem się w przód i w tył, patrząc pustym wzrokiem w jeden martwy punkt. Nie płakałem. Łzy same leciały mi z oczu. Gorączkowo zastanawiałem się, co mogę zrobić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Narobiłem sobie problemów, ale to nic w porównaniu z tym, na co przez własną głupotę skazałem Toma. Nie zapowiadało się na to, żeby mieli mnie stąd wypuścić, a David sam tego nie załatwi. Jeśli porywacz zobaczy kogoś, kto nie jest w podobnym wieku jak Tom, może się przestraszyć i będzie źle. Co ja mam zrobić? Nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Musiałem czekać.
                Potrzebowałem czasu. Czasu, którego nie miałem.
                Przepraszam, Tommy…

2 komentarze:

  1. Jest napięcie, jest akcja i jest kolejny świetny odcinek, Kasiu. Wydaje mi się, że jest też bardzo duża szansa na to, że ostatni rozdział będzie miał więcej niż jedno zdanie, jeśli będziesz trzymała takie tempo. Zaczynasz szaleć, kochana ;)
    Cóż, Tom porwany, a Bill oczywiście się załamał. To było to przewidzenia, bo przecież, jak to pięknie ujęłaś, czuje się jakby ktoś odebrał mu część jego samego. Dodatkowo te wszystkie problemy z okupem. Tak, jak myślałam, wujek niewiele pomógł. Wręcz przeciwnie - gdyby nie on, nie byłoby tego wszystkiego. Ale za to David okazuje się być niemal aniołem. Co za szczęście, że chłopcy mają tak cudownego menadżera! Jeśli tylko sprawy bankowe ulegną poprawie, jest jakaś szansa na ocalenie. Choć nie wiem, jak to będzie z psychiką Billa. Jak już wcześniej wiele razy powtarzałam, bez Toma nie ma szans na to, żeby się jakoś trzymał. Tom jest jego częścią i jak długo będzie tam uwięziony, a Bill z nim rozdzielony, tak długo będzie źle. A akcja może jeszcze przybrać jakiś nieoczekiwany zwrot, bo przecież ten porywacz jest nieprzewidywalny. I nie wiemy, kim tak naprawdę jest. Nic, tylko trzymać kciuki za ciąg dalszy.
    Zatrzymałaś akcję w idealnym momencie. Teraz człowiek jeszcze bardziej czeka na kontynuację, bo tu się przecież może zdarzyć dosłownie wszystko. Trzymasz w niepewności, tygrysku. Będę z niecierpliwością wyczekiwała kolejnej części. Tym bardziej, że narracja będzie prowadzona ze strony Toma.

    Pozdrawiam z głębi serducha,
    Nikola.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za oficjalne powitanie :) Ale o męczeniu cię o dłuższe rozdziały i tak nie zapomnę. Uwierz, Kasia, że im dłuższe tym lepsze. Nie tylko rozdziały xD
    W każdym razie ten był całkiem przyzwoity, jeśli chodzi o długość. A akcja to już w ogóle naprawdę przyspieszyła. Fajnie, że zrobiłaś taki zwrot i teraz wszystko dzieje się szybciej. Lubię to. Hm, całą akcję skomentowała wnikliwie i błyskotliwie moja szanowna przedmówczyni :D Pozdrawiam panią serdecznie, swoją drogą^ Ale w sumie to miała w stu procentach rację, więc mnie pozostaje się przyłączyć do jej przemyśleń i dodać od siebie, że chciałbym, żebyś Toma trochę przetrzymała u tego porywacza. Bill, mimo, że delikatny i ciężko mu teraz, powinien wg mnie trochę o niego powalczyć. Może wtedy trochę by zmężniał. No i mnie daj się trochę nacieszyć wiszącym w powietrzu zagrożeniem. Wiesz, że adrenaliny nigdy za wiele. Tyle ode mnie. To był naprawdę dobry rozdział i trzymasz poziom, Kasia. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Weny i czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń