Cześć!
Po tym rozdziale mnie chyba zabijecie xD Ale przynajmniej coś się dzieje! Tylko
szkoda, że dopiero teraz…
Chciałabym
oficjalnie przywitać nowego Czytelnika :D Robercie
(jak oficjalnie to oficjalnie xD), cieszę się, że podoba Ci się to, co piszę i
jak piszę oraz dziękuję za wyczerpujący komentarz. Choć pewien jego fragment mogłeś
sobie darować, zboczeńcu :P Żartuję. Napisałeś, że szybko i miło Ci się czytało.
Szybko, bo mimo że to jest ponad trzydzieści rozdziałów, to są one krótkie. Nawet
bardzo krótkie. Przyznaję się bez bicia. Nie musisz mi jeszcze Ty tego
wypominać :P
No to…
to chyba tyle. Zapraszam do czytania! Rozdział dość długi :D
Bill
Gdzie
on jest?
Tom
miał wrócić za godzinę, a tymczasem nie było go już cztery. CZTERY GODZINY! Nie
zadzwonił, nie napisał. Nic. Moich telefonów też nie odbierał. Coś się musiało
stać. Czułem to. Na domiar złego David też długo nie wracał. Obiecał, że
postara się szybko załatwić to, co miał załatwić, żebyśmy nie siedzieli sami. I
co? Nie ma go tak samo długo, jak Toma. Boże… Nigdy w Ciebie nie wierzyłem, ale
jeśli istniejesz, spraw, żeby mojemu braciszkowi nic się nie stało. Błagam!
Chodziłem
po salonie w tę i z powrotem, gdy do domu wszedł nasz menadżer. Dopadłem do
niego w ułamku sekundy.
-
David! – niemal pisnąłem. – Tom…
- Co z
nim?
-
Poszedł do domu… Znaczy do domu Andreasa. Nie ma go już cztery godziny.
-
Dzwonił?
- Nie.
- Pisał?
- Nie.
- Jadę
tam.
- Jadę
z tobą! – Wybiegłem za nim, nie zamykając nawet drzwi.
David
je zamknął na cztery spusty, po czym wsiadł do auta. Odjeżdżając z podjazdu,
rzekł:
- Dzwoń
do chłopaków. Niech nie wychodzą z domu i pod żadnym pozorem nie otwierają
nikomu drzwi. Nikomu – podkreślił.
Zrobiłem
jak kazał. Gustav, do którego zadzwoniłem, od razu wyczuł, że coś jest nie tak.
O nic nie pytał, po prostu zgodził się na to, o co go prosiłem. Miałem
nadzieję, że chociaż o nich nie będziemy musieli się bać.
Na
miejscu byliśmy po kilku minutach. David naprawdę szybko jechał. Wyskoczyłem z
samochodu jako pierwszy i wpadłem do domu jak burza. Ale tam nie było Toma. Nie
było nikogo, a dom był w prawie nienaruszonym stanie. No właśnie – prawie.
Nagle
rozdzwoniła się moja komórka. Pisnąłem przestraszony, a potem wyjąłem
urządzenie z kieszeni obcisłych spodni. W tamtym momencie żałowałem, że nie mam
takiego stylu jak Tom. On nie miał takich problemów.
Na
wyświetlaczu widniał napis, na którego widok serce mi szybciej zabiło. Tom dzwoni…
- Tom!
Nareszcie! Gdzie jesteś?
-
Wreszcie poznałem imię tego smarkacza – usłyszałem w słuchawce głos jakiegoś
faceta. – Całkiem fajne. Pasuje do niego.
- Kim
jesteś? – spytałem słabo. – Gdzie jest Tom?!
- Nie
krzycz tak – odparł spokojnie, a mnie zrobiło się słabo. Musiałem usiąść.
- Gdzie
jest mój brat?
- O, ma
brata. Tym lepiej – zaśmiał się ohydnie. – Słuchaj, nie chcę mu zrobić krzywdy.
Jest całkiem uroczy. – Zamknąłem oczy. – Dlatego jeśli chcesz odzyskać
braciszka całego i zdrowego, powiedz swojemu wujaszkowi, że ma dwa dni na
oddanie kasy. Po tym czasie… Cóż. Słodki Tommy będzie wąchał kwiatki od spodu.
Chciałem
coś powiedzieć, zapytać, o jaką kasę chodzi, ale ten skurwiel się rozłączył!
Tak po prostu zakończył rozmowę, zostawiając mnie z milionem pytań w głowie.
Kim on jest? O jakich pieniądzach mówił? W co wplątał się Andreas? I
najważniejsze: dlaczego porwał Toma? Mojego Toma. Tommy…
Rzuciłem
telefon i rozszlochałem się jak małe dziecko.
- Bill?
– odezwał się cicho i niepewnie David.
Spojrzałem
na niego, czując, jak po policzkach płyną mi łzy, które niszczą mój perfekcyjny
makijaż. W tamtym momencie miałem to gdzieś.
-
Porwali go – szepnąłem, obejmując kolana ramionami i bujając się w przód i w
tył.
- Tyle
zdążyłem wywnioskować – odparł. – Powiedzieli, czego chcą?
Skinąłem
głową.
-
Andreas ma oddać jakąś forsę. Ma na to dwa dni. Potem… zabiją Toma! – Znów
wybuchłem płaczem. Mój Tommy…
- To na
co my jeszcze czekamy?
Spojrzałem
na mężczyznę, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Co
masz na myśli? – Pociągnąłem nosem.
-
Trzeba iść do Andreasa i wyciągnąć z niego te informacje. Chociażby siłą.
- Ale
przecież…
- Nie
ma żadnego „ale”. Idziemy. – I wyszedł.
Pobiegłem
za nim.
W
czasie jazdy kazał mi wyjąć ze schowka chusteczki higieniczne i jakoś
doprowadzić się do porządku. Nie było to trudne, bo praktycznie cały makijaż mi
spłynął, trzeba było tylko zetrzeć czarne smugi. Wykorzystałem na to tylko dwie
chusteczki.
Do
szpitala też dojechaliśmy szybko. Szczerze? Nie wierzyłem w to, że Andreas nam
pomoże. A ja nie pozwolę, żeby zrobili krzywdę mojemu bratu, więc sam zdobędę
te pieniądze.
Andreas
spał, kiedy weszliśmy do jego sali. David go obudził. Bardzo niekulturalnie i
niedelikatnie, nawiasem mówiąc.
- Co
jest? – spytał nieprzytomnie, przecierając oczy.
David
od razu przeszedł do rzeczy, ja za to byłem tylko obserwatorem. Jednak kiedy
Andreas powiedział, że nie wie nic o żadnych pieniądzach i żebyśmy mu dali
spokój, nie wytrzymałem. Doskoczyłem do niego i chwytając poły jego piżamy,
warknąłem:
- Przez
twoje zabawy porwali Toma! Jeżeli coś mu się stanie, ty będziesz temu winien.
Więc lepiej sobie przypomnij, o co chodzi!
Andreas
drżał, patrząc mi w oczy przerażonym wzrokiem, co było dla mnie szokujące. Nikt
nigdy się mnie nie bał, zawsze to ja bałem się o swoje życie, a tu proszę.
-
Ch-chyba wiem, o co chodzi – jęknął cicho. – To znaczy nie pamiętam, za co ta
kasa, ale pamiętam, ile.
- Ile?
- Pięćdziesiąt
tysięcy.
Zatkało
mnie, ale nie na długo.
- Masz
je?
- N-nie
wiem…
Puściłem
go i zacząłem krążyć po sali.
- Bill,
spokojnie – poprosił David.
- Jak
mam być spokojny? – warknąłem. – Nie mam tej forsy!
-
Pożyczę ci.
- Co?
- To,
co słyszysz. Pożyczę ci te pięćdziesiąt tysięcy. Oddasz mi, gdy będziecie
sławni i bogaci. – Puścił mi oko i wyszedł, nie żegnając się nawet z Andreasem.
Pojechaliśmy
do banku, bo David nie miał przy sobie ani nawet w domu takiej gotówki, ale
niestety był zamknięty. No tak, w końcu była już godzina 18-ta. Jak się
okazało, bankomat, z którego David chciał wypłacić chociaż część potrzebnej
kwoty, też był nieczynny. Zareagowałem na to bolesnym jękiem. Jak się wali, to
wszystko naraz. Na całego.
Wróciliśmy
do domu. Ja byłem załamany, menadżer chyba zastanawiał się jak mi pomóc, bo co
jakiś czas na mnie zerkał, a w jego oczach widziałem troskę i zmartwienie.
Byłem mu cholernie wdzięczny za to wszystko, co dla nas robił, odkąd Andreas
został postrzelony. Był dla nas jak… ojciec. Nawet teraz, choć przecież mógł
kazać mi radzić sobie samemu. Choć to raczej skończyłoby się pewną śmiercią
Toma. Na samą myśl o tym dostałem dreszczy.
Gustav
i Georg od razu zasypali nas pytaniami. Kiedy powiedzieliśmy im, o co chodzi,
obaj przerazili się jeszcze bardziej, niż byli dotychczas.
- Bill
– odezwał się cicho Georg, widząc, w jakim jestem stanie. – Możemy ci jakoś
pomóc? – Pokręciłem smutno głową, a on westchnął, kładąc dłoń na moim ramieniu.
– Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć, ok? Na mnie i Gustava.
Skinąłem
głową i uśmiechnąłem się delikatnie.
-
Dzięki, chłopaki – szepnąłem. – Będę pamiętał.
Obaj
mnie przytulili, a ja musiałem się bardzo starać, by po raz kolejny nie
wybuchnąć płaczem. Wcześniej nie miałem czasu na słabość, ale teraz, kiedy nie
mogłem zrobić nic innego jak czekać, było coraz gorzej. Ta bezczynność była
najgorsza. Jednak musiałem być silny. Dla Toma. Chociaż raz musiałem przetrwać
wszystko i pomóc jemu. Teraz to on potrzebuje mnie. I nie zawiodę go!
Przysięgam.
Kolacji
nawet nie tknąłem. Moje ciało było w domu Davida Josta, ale duchem byłem przy
Tomie, choć nawet nie wiedziałem, gdzie to jest. Przez całą noc nie zmrużyłem
oka. Leżałem w łóżku zwinięty w kłębek i wpatrywałem się w swoją nową komórkę
(David kupił mi ją, gdy moja roztrzaskała się o ścianę), mając nadzieję, że za
chwilę na wyświetlaczu pojawi się numer brata, ja odbiorę i usłyszę jego
cudowny głos, który tyle razy zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze. Kto
teraz szepcze jemu słowa uspokojenia? Słowa pocieszenia. Ja czułem się coraz
gorzej. Jakby ktoś odciął połowę mnie i sobie wziął. A miało być jeszcze
gorzej…
Udało
mi się chwilę zdrzemnąć nad ranem. Dosłownie chwilę, bo tylko dziesięć minut.
Wiem, bo spojrzałem na zegarek przed zamknięciem oczu oraz po ich otworzeniu.
Obudziłem się z odczuciem, że coś jest nie tak. Coś z Tomem. I to nie tylko
dlatego, że został porwany i nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Czułem, że on
cierpi. Coś mu jest.
Wyskoczyłem
z łóżka jak z procy. Szybko się ogarnąłem i poleciałem powiedzieć Davidowi, że
musimy się pospieszyć.
-
Czemu? Co się dzieje? – spytał.
- Nie
wiem – jęknąłem. – Coś się z nim dzieje. Coś złego.
-
Czujecie takie rzeczy? – zdziwił się, a ja kiwnąłem tylko głową. – Dobra,
chodź.
Wyszliśmy
z domu. Gdy jechaliśmy do banku, mając nadzieję, że tym razem uda się pobrać
pieniądze, zadzwonił mój telefon. Na ekraniku widniało imię mojego bliźniaka,
ale wiedziałem, że to nie z nim będę rozmawiał.
- Halo?
-
Witaj, Billy – rzekł przesadnie słodkim tonem ten sam mężczyzna, który dzwonił
wczoraj. Na dźwięk tego zdrobnienia w jego ustach zrobiło mi się niedobrze.
Tylko Tom tak do mnie mówił i tylko on mógł tak do mnie mówić. – Jak tam nasza
sprawa? Wujaszek ma pieniążki dla nas?
- Nie.
– Mężczyzna zacmokał, dając mi tym znak, że nie podoba mu się moja odpowiedź. –
Ale ja będę je miał! – dodałem szybko.
- Ty? –
zaśmiał się. – Nie rozśmieszaj mnie. Jak taki smarkacz jak ty może zdobyć tyle
kasy?
-
Właściwie… to ja już ją mam. – Spojrzałem na Davida, który przysłuchiwał się
mojej rozmowie z porywaczem.
- Nie
wierzę – prychnął. – Grasz na zwłokę, co? Muszę przyznać, że nieźle ci idzie –
zaśmiał się. – Ale nie ze mną te numery. Jutro o dziesiątej kasa ma być.
Miejsce „przekazu” to stara fabryka na wybrzeżach Hamburga. I pamiętaj –
żadnych glin. Inaczej twój braciszek umrze na twoich oczach.
Przełknąłem
ciężko ślinę. Chciałem coś powiedzie, ale wtedy usłyszałem słaby głos
bliźniaka.
- Bill…
- Tom?!
Tom! Odezwij się!
- Jutro
o dziesiątej – odezwał się nie Tom, a ten facet, po czym się rozłączył.
Miałem
ochotę znowu rzucić telefonem, ale wiedziałem, że nie mogę. W ostatniej chwili
się powstrzymałem. Opowiedziałem menadżerowi przebieg rozmowy. Gdy skończyłem,
rzekł:
-
Przynajmniej wiesz, że żyje.
Zadrżałem.
- Ale
nie wiem, w jakim jest stanie – warknąłem. – Głos miał bardzo słaby.
-
Spokojnie – poprosił. – Tom jest silny, da radę. Jutro przed południem będzie
już po wszystkim.
- Oby –
mruknąłem cicho.
Niestety,
okazało się, że w banku jest jakaś awaria i można wypłacać tylko niewielkie
sumy. Prawie się tam rozpłakałem. Dlaczego akurat teraz? Czy cały świat uwziął
się na mnie? Nie wytrzymałem. Wpadłem w szał. Chciałem coś rozwalić. Najlepiej
blondynę siedzącą za biurkiem i szczerzącą się jak w reklamie pasty do zębów.
Miałem w dupie jej słodkie „przykro mi”. Jej zasranym obowiązkiem jest spełnić
prośbę klienta i wypłacić taką kwotę, o jaką prosi!
Tak się
darłem i szarpałem, że w końcu blondyna wezwała ochronę. Tylko że wtedy wpadłem
w jeszcze gorszą wściekłość, więc po kilkunastu minutach zamknęli mnie w
jakiejś szarej ciemnej sali. Byłem zarówno wściekły, jak i zrozpaczony.
Przecież siedząc tutaj, nie pomogę Tomowi! On… Boże, nie…
Siedziałem
pod ścianą z nogami podciągniętymi pod brodę i bujałem się w przód i w tył,
patrząc pustym wzrokiem w jeden martwy punkt. Nie płakałem. Łzy same leciały mi
z oczu. Gorączkowo zastanawiałem się, co mogę zrobić, ale nic nie przychodziło
mi do głowy. Narobiłem sobie problemów, ale to nic w porównaniu z tym, na co
przez własną głupotę skazałem Toma. Nie zapowiadało się na to, żeby mieli mnie
stąd wypuścić, a David sam tego nie załatwi. Jeśli porywacz zobaczy kogoś, kto
nie jest w podobnym wieku jak Tom, może się przestraszyć i będzie źle. Co ja
mam zrobić? Nie miałem zbyt wielkiego wyboru. Musiałem czekać.
Potrzebowałem
czasu. Czasu, którego nie miałem.
Przepraszam,
Tommy…
Jest napięcie, jest akcja i jest kolejny świetny odcinek, Kasiu. Wydaje mi się, że jest też bardzo duża szansa na to, że ostatni rozdział będzie miał więcej niż jedno zdanie, jeśli będziesz trzymała takie tempo. Zaczynasz szaleć, kochana ;)
OdpowiedzUsuńCóż, Tom porwany, a Bill oczywiście się załamał. To było to przewidzenia, bo przecież, jak to pięknie ujęłaś, czuje się jakby ktoś odebrał mu część jego samego. Dodatkowo te wszystkie problemy z okupem. Tak, jak myślałam, wujek niewiele pomógł. Wręcz przeciwnie - gdyby nie on, nie byłoby tego wszystkiego. Ale za to David okazuje się być niemal aniołem. Co za szczęście, że chłopcy mają tak cudownego menadżera! Jeśli tylko sprawy bankowe ulegną poprawie, jest jakaś szansa na ocalenie. Choć nie wiem, jak to będzie z psychiką Billa. Jak już wcześniej wiele razy powtarzałam, bez Toma nie ma szans na to, żeby się jakoś trzymał. Tom jest jego częścią i jak długo będzie tam uwięziony, a Bill z nim rozdzielony, tak długo będzie źle. A akcja może jeszcze przybrać jakiś nieoczekiwany zwrot, bo przecież ten porywacz jest nieprzewidywalny. I nie wiemy, kim tak naprawdę jest. Nic, tylko trzymać kciuki za ciąg dalszy.
Zatrzymałaś akcję w idealnym momencie. Teraz człowiek jeszcze bardziej czeka na kontynuację, bo tu się przecież może zdarzyć dosłownie wszystko. Trzymasz w niepewności, tygrysku. Będę z niecierpliwością wyczekiwała kolejnej części. Tym bardziej, że narracja będzie prowadzona ze strony Toma.
Pozdrawiam z głębi serducha,
Nikola.
Dziękuję za oficjalne powitanie :) Ale o męczeniu cię o dłuższe rozdziały i tak nie zapomnę. Uwierz, Kasia, że im dłuższe tym lepsze. Nie tylko rozdziały xD
OdpowiedzUsuńW każdym razie ten był całkiem przyzwoity, jeśli chodzi o długość. A akcja to już w ogóle naprawdę przyspieszyła. Fajnie, że zrobiłaś taki zwrot i teraz wszystko dzieje się szybciej. Lubię to. Hm, całą akcję skomentowała wnikliwie i błyskotliwie moja szanowna przedmówczyni :D Pozdrawiam panią serdecznie, swoją drogą^ Ale w sumie to miała w stu procentach rację, więc mnie pozostaje się przyłączyć do jej przemyśleń i dodać od siebie, że chciałbym, żebyś Toma trochę przetrzymała u tego porywacza. Bill, mimo, że delikatny i ciężko mu teraz, powinien wg mnie trochę o niego powalczyć. Może wtedy trochę by zmężniał. No i mnie daj się trochę nacieszyć wiszącym w powietrzu zagrożeniem. Wiesz, że adrenaliny nigdy za wiele. Tyle ode mnie. To był naprawdę dobry rozdział i trzymasz poziom, Kasia. Mam nadzieję, że tak będzie dalej. Weny i czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam^^