Cześć! Mamy
rozdział i to taki, z którego powinniście być zadowoleni :D Ale po kolei…
Anonimowa
Czytelniczko, ja Ci odpisałam w komentarzu pod poprzednim odcinkiem, ale nie
wiem, czy to widziałaś, więc napiszę jeszcze tutaj: Rozdziały z reguły
pojawiają się raz w tygodniu i tak będzie już do końca, chyba że wena mnie
całkiem opuści ;)
Co do zakończenia... Przykro mi.
Kiedy w głowie pojawiła mi się wizja tego opowiadania, postanowiłam sobie, że
będzie miało 50 rozdziałów. Już i tak kończą mi się pomysły na tę historię,
dlatego tym bardziej muszę być konsekwentna. Może jeszcze kiedyś napiszę jakiś
twincest... Nie wiem. Książka raczej całkowicie mnie pochłonie.
A co do Twojego pytania... Coś mi
mówi ten tytuł, więc chyba czytałam. Tylko chyba nie dotrwałam do końca xD
Nikola,
coś czuję, że po tym rozdziale zrobisz mi kuku… xD
Robert,
pytałeś, czy za Tobą tęskniłam. Wiesz… hm… cóż… jakby Ci to powiedzieć, żeby Cię
nie urazić… Za Twoim poczuciem humoru na pewno! :D Leniwy skunksie (sam tak o
sobie napisałeś!), czy teraz dla Ciebie akcja nie jest wystarczająco ostra? Nie
bądź zachłanny! xD Czy rozdziały będą dłuższe nie wiem. Naprawdę chciałabym to
opowiadanie szybko skończyć, a dłuższe rozdziały = dłuższe pisanie. Także niczego
nie obiecuję. Ale ten jest długi! :D A czy coś jeszcze napiszę? Tylko przy Tobie jestem sobą to nie jest
mój jedyny blog, bo piszę od ponad czterech lat i w sumie to miałam ich z sześć
xD A jeśli jesteś głodny mojej twórczości, to zawsze możesz kupić książkę,
kiedy już ją wydam :D Chyba że Niki pożyczy Ci swój egzemplarz :D
A teraz
dedykacja dla mojego bliźniaka, który ma dziś urodziny! Illusion, kochanie, ja
Ci już złożyłam życzenia, ale jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! ♥
I…
zapraszam :D
Tom
Od kilku dni miałem dziwne wrażenie, że Bill coś
ukrywa przede mną. Od kilku dni, a dokładnie od momentu, gdy przyznał mi się do
chęci pomocy policji. Ja wiedziałem, że to szlachetne z jego strony i w
ogóle... Ale nie zniósłbym, gdyby jemu coś się stało! Przypomniało mi się, co
przeżyłem i przeszły mnie ciarki. Omal tam nie zginąłem... Omal... Nie! Nie chcę nawet o tym myśleć! Już jest po
wszystkim. Co prawda nie wiadomo, czy tamte bandziory nie wrócą po kasę, lecz
miałem nadzieję, że jednak to nie nastąpi. Na razie wszystko grało i chciałem,
by tak zostało. Miałem zespół, znów zaczynaliśmy próby... Było super! Jost
mówił, że będziemy sławni, bo mamy potencjał i tylko musimy nad nim ciężko
popracować... Dalej już nie słuchałem tamtej przemowy, póki nie dotarł do
części dotyczącej piosenek. Oczywiście chciał coś tam jeszcze zmieniać, ale my
wykłóciliśmy się o swoje. No, prawie wykłóciliśmy... David jest mocnym
zawodnikiem i nawet ja z Billem czasami mu nie dajemy rady...
Właśnie - ja i Bill! Pomijając moje bzdurne
podejrzenia, Bill był cudowny. Nigdy wcześniej nie reagował tak spontanicznie i
bez żadnych "ale" nie "łasił się" do mnie. Był taki
słodki... Był... po prostu uroczy. I taki piękny! Czy ja miałem bzika na
punkcie własnego brata?
Ale to, że był taki wspaniały, nie znaczyło, że nie
widziałem jego dziwnego zachowania. Oprócz tego, że stał się bardziej milusiński (co mnie się
cholernie podobało!), jeszcze znikał za dnia, głównie wtedy, gdy Andreas
urządzał sobie wychodne, mimo protestów Davida. Nie wiedziałem, co Bill i
Andreas mają za konszakty, ale jednego byłem pewny – nie podobało mi się to. Za
to kiedy Billy wracał… te chwile były nasze. Najlepsze były wieczory, gdy
leżeliśmy na jednym łóżku i tuliliśmy się do siebie. Chociaż jeśli mam być
szczery, na przytulaniu się nie kończyło. Całowaliśmy się jak szaleni i
badaliśmy swoje ciała. Na początku tylko dłońmi, jednak szybko doszły do tego
także usta. A kiedy któregoś razu Bill usiadł mi okrakiem na biodrach i
całował, jakby jutra miało nie być, myślałem, że nie wytrzymam i zedrę z niego
ubrania, a potem…
- Bill, przestań – jęknąłem, odpychając go od siebie.
- Nie chcesz? – W jego głosie słyszałem smutek. Ale w
oczach strach. On nie był jeszcze na to gotowy, dlatego musiałem to przerwać.
Chociaż ledwo wytrzymywałem…
- Chcę. – Podniosłem się do siadu, kładąc dłoń na
jego policzku. – Bardzo chcę, ale ty jeszcze nie. – Bill otworzył usta, zapewne
żeby zaprzeczyć, ale ja mu na to nie pozwoliłem. – Nic nie mów. Ja to widzę,
Bill. Boisz się, a ja nie zrobię nic wbrew tobie. – Cmoknąłem go szybko w usta,
po czym dodałem szeptem: - Kocham cię.
- Uwielbiam, kiedy to mówisz – mruknął w moje usta, a
właściwie to jęknął, a potem wpił się w nie. Cholera, Bill! Och… - A teraz
pozwól, że cię zaspokoję…
Chciałem zapytać, o czym mówi, ale on już obcałowywał
mój brzuch, schodząc coraz niżej. Nie, nie zrobi tego… Łapiąc za gumkę moich
bokserek, spojrzał mi w oczy takim wzrokiem, że prawie eksplodowałem. Uwolnił
moją męskość i aż oblizał usta, a ja patrzyłem na to oniemiały. A gdy koniuszek
jego języka spotkał się z czubkiem mojego członka, nie wytrzymałem – odchyliłem
głowę do tyłu, jęcząc przeciągle. Opadłem na poduszkę, zakrywając ręką oczy,
gdy tymczasem Bill działał. Powoli wziął go w usta, doprowadzając mnie do szału.
Chwilę potem już ruszał głową w górę i w dół, a ja drżałem. Tak, drżałem – z rozkoszy.
Nie wiem, jakim cudem on był w tym taki dobry, ale po chwili zaciskałem pięści
na prześcieradle, zagryzając wargi, żeby nie jęczeć jak głupi, choć i tak było
mi trudno.
- Bill, zaraz dojdę… - ostrzegłem, gdy czułem, że
zbliża się moment kulminacyjny.
Ale Bill nie przestawał… A ja po chwili nie miałem
siły na nic.
Na samą myśl o tamtym wieczorze uśmiechałem się i
dostawałem dreszczy.
Jednak za każdym razem na ziemię sprowadzały mnie
krzyki Davida i Andreasa. Jeszcze rok temu nikt się nami nie interesował, a
teraz mieliśmy dwóch upartych opiekunów. A wiadomo, gdzie kucharek sześć…
Zawsze, gdy pytaliśmy o zgodę na przykład na wyjście z domu, wybuchała
awantura. Andreas nie miał nic przeciwko, David – owszem. Twierdził, że nie
powinniśmy wychodzić, zwłaszcza że chodziliśmy do opuszczonego garażu, żeby
pograć. David, mimo że był menadżerem muzycznym, nie miał w domu pomieszczenia,
w którym moglibyśmy ćwiczyć. Dlatego musieliśmy znaleźć je na własną rękę. Tylko
co z tego, że znaleźliśmy, skoro nie mogliśmy wychodzić. Gdy tylko mężczyźni
zaczynali się kłócić, Gustav i Georg ulatniali się do swoich pokoi, a ja i Bill
staraliśmy się załagodzić sytuację.
Tak było też tym razem.
- O co chodzi? – spytałem cicho Billa, bo jeszcze nie
wyłapałem powodu kłótni.
- O to, co zawsze – rzekł. – Chłopaki zapytali, czy
mogą wyjść połazić po mieście, no i rozpętali wojnę.
Westchnąłem. Czasem miałem wrażenie, że nasi kuzyni
lubią te kłótnie, skoro zadawali takie głupie pytania. Przecież wiadomo, że
zdania będą podzielone i wyniknie z tego burda. Ja już wolałem siedzieć w domu,
żeby nie prowokować wujka i menadżera, a oni tak bezmyślnie… Ech.
Gdy zobaczyłem, że jeszcze chwila, a oni rzucą się
sobie do gardeł, wkroczyłem do akcji.
- Ej! – wrzasnąłem, wpychając się między nich. – Co
wy wyprawiacie?! Zachowujecie się jak dzieci! Nie możecie dojść do jakiegoś
porozumienia?
- Porozumienia? Z nim? – warknął David. – To
niemożliwe. Jest nieodpowiedzialnym gnojkiem!
Andreas chciał go uderzyć, nie przejmując się tym, że
stoję między nimi. Zmiażdżyłby mnie…
- Spokój!
- Kim ty dla nich jesteś, co? – warknął Andreas przez
zaciśnięte zęby. – Za kogo się uważasz, decydując, co jest dla nich dobre, a co
nie? Nie znasz ich!
- A ty ich znasz? – prychnął Jost. – Błagam cię. Ty
nawet nie pamiętasz jak się nazywasz, a chcesz decydować za czwórkę
nastolatków? Nie bądź śmieszny.
Andreas warknął.
- To ja jestem ich prawnym opiekunem i rodziną!
- Może powinno się to zmienić? – Andreasa zatkało.
Mnie zresztą też. – Z chęcią zdejmę z twoich bark ten „ciężar” i przejmę opiekę
nad chłopakami. Co ty na to?
Nasz wujek przestał się szarpać, ale jego wzrok…
gdyby mógł zabijać… Aż ja się przestraszyłem i dyskretnie wycofałem.
- Zwariowałeś? – spytał słabo. – Jaja sobie robisz?
- Nie – odparł spokojnie David. – Przemyśl to – dodał
i poszedł gdzieś, pewnie do swojego gabinetu.
Andreas się wkurzył. Kopnął nogę kanapy, po czym
wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
A Bill za nim… Miałem już tego dość. Dlatego Bill
śledził Andreasa, a ja Billa. No bardziej idiotycznie to już chyba być nie
mogło!
A jednak mogło…
Andreas wszedł do… garażu, który upatrzyliśmy sobie
na próby. A tam już na niego czekała czwórka facetów, których bardzo dobrze
pamiętałem…
On spotkał się z tamtymi… bandziorami!
Bill chciał podejść jak najbliżej, by usłyszeć, o
czym rozmawiają, jednak nie pozwoliłem mu. Przyciągnąłem go do siebie i
zakryłem dłonią usta, żeby nie krzyknął.
- Cicho – szepnąłem mu do ucha, a on od razu przestał
się szarpać. – Nic nie mów. Idziemy do domu. Oni nie mogą nas zobaczyć.
Pokiwał entuzjastycznie głową. Chwyciłem go za rękę i
pociągnąłem w kierunku, z którego właśnie przyszliśmy. Biegliśmy, dlatego po
kilku minutach byliśmy w domu. Pustym domu.
Bill był przerażony. Pewnie, podobnie jak ja,
zastanawiał się, o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego Andreas spotkał się z
porywaczami? Czy to wszystko od początku było ukartowane? Udawane? Dlaczego?
Usiadłem koło Billa, biorąc go w ramiona.
- Tom, kim byli ci ludzie z Andreasem? – spytał
cicho.
Westchnąłem.
- To byli ci… no wiesz.
Bill poderwał głowę do góry.
- Porywacze? – Skinąłem głową. – To trzeba zadzwonić
na policję! Teraz ich złapią!
- I przy okazji zamkną Andreasa. – Objąłem go
mocniej, bo chciał wstać. – Chcesz odebrać chłopakom ojca?
Zamilkł.
- Co on tam robił?
- Nie wiem, Billy. – Pocałowałem go w czubek głowy. –
Ale nie bój się. Ty jesteś bezpieczny. Ciebie nie pozwolę im tknąć. – Zszedłem
ustami na jego czoło, nosek, policzki…
- Tom…
- Ciii…
W końcu złączyłem nasze usta w namiętnym i głodnym
pocałunku. Bill aż jęknął.
Szczerze? Bałem się. Spotkanie Andreasa z porywaczami
nie wróżyło nic dobrego. Bałem się o Billa, a w tamtej akurat chwili chciałem
się zatracić w naszej miłości i zapomnieć o wszystkim. Całowałem go tak, jakby
jutra miało nie być, błądząc dłońmi po jego ciele, choć, niestety, przez
ubranie. Bill odwzajemniał pocałunek z równą pasją, obejmując mnie mocno za
szyję. W końcu wziąłem go na ręce i zaniosłem do naszego pokoju, gdzie zdjąłem
z niego tę jego cholernie obcisłą koszulkę. Mimo tego że był strasznie chudy,
jego ciało szalenie mi się podobało. Jęknął, gdy zacząłem całować i ssać jego
szyję, schodząc coraz niżej. A gdy wziąłem do ust sutek, niemal krzyknął,
wyginając się w lekki łuk.
- Tom… - sapnął.
Wróciłem do ust, przejeżdżając dłonią po jego boku. A
on owinął się rękami i nogami wokół mnie niczym bluszcz i całował mocno i wręcz
brutalnie. Nie przeszkadzało mi to. Ba! Chciałem więcej. Bill pozbawił mnie
koszulki i ciekawsko błądził rączkami po całym moim ciele. Rozgrzewał mnie tym
jeszcze bardziej. Jego dotyk wręcz parzył. Ja płonąłem. Ale to był taki
przyjemny ogień…
W końcu zdjąłem z niego spodnie, co łatwe nie było,
bo to cholerstwo było okropnie obcisłe! Zawsze się zastanawiałem, jak on może w
tym chodzić, a teraz… Przecież mój członek, co miał więcej miejsca nie
wytrzymywał, a co dopiero jego…
- Spokojnie – mruknął rozbawiony, gdy szarpałem się ze
spodniami, żeby ściągnąć mu je z jego seksownego tyłeczka i pomógł mi.
Aż sapnąłem z ulgą…
Odwdzięczył mi się tym samym, z tym, że cały czas
patrzył mi głęboko w oczy. Nic nie mówiliśmy, po prostu działaliśmy. Nie potrzebowaliśmy
słów, żeby wiedzieć, że oboje tego pragniemy.
Pchnąłem go na poduszkę i zawisłem nad nim,
podpierając się na dłoniach. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem
musnąłem lekko jego rozchylone usta, chcąc mu tym przekazać, jak bardzo go
kocham i że go nie skrzywdzę.
- Wiem, Tom – rzekł cicho.
Ja tylko się uśmiechnąłem. Ach, ta nasza bliźniacza
telepatia…
Znów całowałem jego ciało, zatrzymując się dopiero
przy linii bokserek. Podniosłem głowę i napotkałem wzrok bliźniaka. Skinął prawie
niezauważalnie głową, dając mi pozwolenie na dalsze poczynania. No to
działałem…
Gdy uwolniłem jego męskość, zdawała się krzyczeć: „nareszcie!”.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i cmoknąłem główkę, a potem włożyłem sobie do
ust. Wtedy Bill mocno zadrżał. Jego jęki sprawiały, że zapominałem o wszystkim
i skupiałem się na tym, by dać mu jak najwięcej przyjemności.
Całość nie trwała długo. Bill był mocno podniecony,
dlatego po kilku minutach doszedł w moich ustach. W końcu on kilka dni temu też…
no, wiadomo co.
Bill był zaspokojony, ale ja nie. Ba! Teraz jeszcze
bardziej go pragnąłem. Widząc go takiego ledwo przytomnego po orgazmie, z zaróżowionymi
policzkami i zamkniętymi oczami, miałem ochotę wejść w niego od razu. Wiedziałem,
że nie mogę. Pochyliłem się nad nim.
- Bill – szepnąłem. – Pragnę cię.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.
- Więc weź mnie.
Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Przyssałem się
do jego ust, a po chwili wstałem i poleciałem do łazienki. Z szafki wyjąłem jakiś
balsam i wróciłem z nim do pokoju. I mnie wmurowało w podłogę. Mój… brat się masturbował.
Oj, Billy, zaraz ci ulżę… Podszedłem i postawiłem buteleczkę na szafce nocnej. Specjalnie
kusząco powoli zdjąłem swoje bokserki i rzuciłem je gdzieś w kąt. Bill przestał
się pieścić, patrząc na to. I bardzo dobrze, bo ja chciałem to robić.
Klęknąłem na łóżku, a Czarny grzecznie rozłożył nogi,
czekając na mój kolejny ruch. Wiedział, co teraz nastąpi. Znów zawisłem nad nim
i powiedziałem:
- Kocham cię, wiesz o tym, prawda? – Skinął głową. –
Będę delikatny. – Cmoknąłem go lekko w usta.
Wziąłem buteleczkę z balsamem do ręki i wylałem sobie
trochę na dłoń. I dalej nie wiedziałem, co robić. To jego pierwszy raz, więc
nie mogłem tak od razu wtargnąć do jego wnętrza, bo potem nie usiadłby przez
tydzień. Niby oglądałem w necie kilka filmików, ale teraz się stresowałem i
zapomniałem, co na nich było. Ach, palce! No tak, trzeba go rozciągnąć… Dobrze
nawilżyłem palec wskazujący i zbliżyłem go do wejścia Billa. Spiął się, więc go
pocałowałem, żeby odwrócić jego uwagę i dopiero wtedy wślizgnąłem palec do środka
i zacząłem nim delikatnie poruszać. Bill jęknął.
- Boli? – spytałem czule.
- N-nie… Jest tylko trochę… dziwnie.
W to nie wątpiłem. Mieć w tyłku czyjegoś palca to na
pewno nie jest miłe uczucie. Pogłaskałem go po policzku, dołączając drugi
palec. Tym razem jęk Billa bardziej wyrażał rozkosz, więc pokusiłem się o
trzeci palec. Ruchy mojej ręki stawały się coraz szybsze, podobnie zresztą jak
mój oddech.
- S-starczy… - szepnął w końcu Bill. – Zrób to, Tom…
Wejdź we mnie.
Och! Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem,
najdroższy.
Wyjąłem palce i po raz kolejny wylałem sobie na dłoń
trochę balsamu, po czym wtarłem go w swojego członka. Nakierowałem na wejście Billa
i lekko pchnąłem, ale ledwo znalazł się w nim czubek, Czarny już się skrzywił. Cholera.
- Przepraszam – szepnąłem. – Chwilę poboli. Wytrzymaj.
Kocham cię.
Zacisnął powieki, spod których i tak wypłynęły łzy. Nie
płacz, Billy. Błagam… Pocałowałem go, chcąc znów odwrócić jego uwagę i powoli
wsuwałem się głębiej. Gdy wszedłem do końca, zatrzymałem się, by mógł się do
mnie przyzwyczaić. Oparłem czoło o jego o jego czoło i patrzyłem na jego
piękną, lecz teraz wykrzywioną bólem twarz. Chwyciłem jego męskość i zacząłem
ją stymulować. To pomogło i mój ukochany powoli się rozluźniał, jęcząc
cichutko, a ja zacząłem się delikatnie w nim poruszać. Nie minęło dużo czasu, a
Czarny wyjęczał:
- Szybciej…
Spełniłem jego prośbę ochoczo, bo sam już ledwo
wytrzymywałem. Pieściłem jego penisa w rytm pchnięć biodrami - czyli z czasem
coraz szybciej. Nie mogliśmy się powstrzymać – jęczeliśmy głośno, a właściwie to
chyba krzyczeliśmy, nie przejmując się tym, że być może w domu ktoś jest i nas
słyszy. To byłaby katastrofa…
Przypomniałem sobie swój pierwszy raz – z Emilie,
koleżanką z klasy. Jasne, było fajnie, ale to, co czułem teraz… Teraz było o
niebo lepiej. Może dlatego, że robiłem to z Billem. Moim kochanym Billy’m…
Spełnienie osiągnęliśmy w tym samym momencie,
wykrzykując swoje imiona, a potem ja opadłem na niego, dysząc ciężko. Czarny
nie był w lepszym stanie. Potargane włosy od szamotania się po łóżku, rumieńce…
Widać, że właśnie miał dobry seks. Pocałowałem go i wyszedłem z jego wnętrza,
przy czym lekko się skrzywił. Przykryłem nas i przytuliłem mojego… kochanka, a
on od razu zasnął. Mój czarnowłosy anioł…
Boże… NIGDY. WIĘCEJ! xD
Ach, Kasiu! xDD Dziękuje jeszcze raz za życzenia, dedykacje i za ten odcinek! Był świetny! :D Ich zbliżenie opisałaś idealnie - tak jak trzeba. Strasznie mi się podobało. Ale nie mam pojęcia, co mógłbym więcej dodać, tak mnie ten odcinek zaskoczył. Oczywiście pozytywnie! :D Hah, uwielbiam Cię po prostu, siostro! <3 xD Czekam za to na kolejną część, więc weny, bliźniaczko! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Krzysiek.
Kochani, czy Wam też wyświetla się czarny tekst?
OdpowiedzUsuńniestety tak :(
UsuńNie przesadzaj z tym: nigdy więcej:) dobrze Ci poszło :)
OdpowiedzUsuńIm dłużej to czytam, tym bardziej żałuję, że nie mam swojego bliźniaka:/
ale koniec końców super piszesz, buziaki:*
Dobrze poszło , heh kurde nie wiem co napisać ale serio podobał i się ten rozdział a z komentarzami nie martw , ja ciągle o tym zapominam . Czekam na kolejny Nao :D
OdpowiedzUsuńCześć, twoje opowiadanie jest na prawdę świetne, nie piszę nigdy komentarzy, ale tym razem coś napiszę bo bardzo chcę kolejny rozdział. Czytam opowiadania o twincest już od roku, ale nigdy się do tego nie przyznaję, choć bardzo je lubię, a teraz bardzo cię proszę napisz kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJa rownież nigdy nie komentuje, ale z ustęsknieniem czekam na kolejny rozdział, bo uwielbiam Twoje opowiadanie. Jest jednym z lepszych jakie czytałam, a trochę już ich było, lecz Twoje ma coś w sobie, że mnie zachwyca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Julie