UWAGA!

Blog zawiera treść twincest, czyli fizycznej i psychicznej miłości braci. Jeśli nie jesteś zwolennikiem tej tematyki - opuść bloga.
Niektóre sceny w opowiadaniu mogą być drastyczne, więc czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeżeli jednak opowiadanie przypadło Ci do gustu i chciałbyś/chciałabyś być informowany/na o nowych rozdziałach, pisz w komentarzu swoje GG lub adres bloga.
Na pewno poinformuję :)

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 44.



                Do końca coraz mniej, więc trzeba nieco podkręcić akcję :D Rozdział co prawda krótki, ale ostatnio doszłam do wniosku, że liczy się jakość, nie ilość :P
                Nie wiem, czy będzie tu jeszcze miejsce na jakieś gorące scenki, ale postaram się o nie ;)
                Zapraszam! :D
Tom


                Bill był wykończony. Nie dziwiłem się – zaliczył dwa orgazmy w ciągu kilkunastu minut. Ja też byłem zmęczony, jednak byłem w stanie jeszcze go umyć (siebie też) i oddelegować do łózka. Już na rękach mi zasnął.
                Ja za to ubrałem się, pozbierałem książki, dla których mój bliźniak próbował mnie olać i postanowiłem oddać je ich właścicielowi. W tym celu poszedłem do pokoju G&G, ale był pusty. W kilku krokach pokonałem odległość dzielącą mnie od biurka i położyłem na nim podręczniki. Nagle moje oczy zlokalizowały aparat fotograficzny. Przez chwilę się wahałem. W końcu jednak chwyciłem sprzęt w dłonie i usiadłem z nim na jednym z łózek, wciskając guzik włączający. Czemu to robiłem? Nie wiem. Może chciałem jeszcze raz przyjrzeć się nieżyjącej dziewczynie Georga. Była naprawdę piękna. Nie powinna ginąć tak młodo. Ile mogła mieć wtedy lat? Piętnaście? Szesnaście? Mniej raczej nie. Nigdy nawet nie myślałem o narkotykach i teraz byłem pewny, że nigdy nie pomyślę. To było coś, czego według mnie powinno się unikać, jak to tylko było możliwe.
                Wstałem, by odłożyć aparat na miejsce, uprzednio go oczywiście wyłączając. Pokręciłem smutno głową i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Zszedłem na dół, gdzie spotkałem siedzącego na kanapie Andreasa.
                - Cześć - przywitałem się. Niezbyt miło, ale zawsze. - Wiesz, gdzie są chłopaki?
                - Wyszli.
                - David im pozwolił? - zdziwiłem się. Czego jak czego, ale tego, żebyśmy nie wychodzili, David bardzo pilnował.
                - Nie - odparł. - Ja im pozwoliłem.
                - Nie boisz się, że coś im się stanie? - spytałem. - Przecież tamci ludzie są nadal na wolności.
                - Wiem o tym - warknął. - Bardzo prosili. A ja wierzę, że w razie niebezpieczeństwa, będą potrafili się obronić.
                - Obyś miał rację.
                - Właśnie - powiedział cicho, ale ja i tak to usłyszałem. - Obym miał rację.
                Nie mogłem zrozumieć, czemu on kryje tych bandziorów. Byli naprawdę niebezpieczni i nieprzewidywalni. W każdej chwili mogli zaatakować i to nie tylko mnie. Zresztą wtedy wzięli mnie tylko dlatego, że byłem w domu Andreasa, kiedy robili kolejną próbę kradzieży. Teraz na ich drodze mógł stanąć każdy. We czwórkę może dalibyśmy im radę, ale sami G&G... Pozostało tylko mieć nadzieję, że nie dojdzie do „spotkania”.
                Zaburczało mi w brzuchu. I to tak głośno, że aż się przestraszyłem. Przez chwilę nawet nie wierzyłem, że to mój brzuch wydaje takie dźwięki. Normalnie jak jakiś potwór...
                Zrobiłem sobie kanapki z serem i pomidorem. Każdy inny położyłby jeszcze szynkę lub jakąś inną wędlinę, ale nie ja.
                        Po najedzeniu się wróciłem do pokoju. Billy nadal spał, jedynie przekręcił się na bok, tak że gdy wszedłem, miałem widok na jego tyłek. Oczywiście zajmował raptem połowę łózka i rozkopał kołdrę. Obszedłem łózko i położyłem się koło niego. Teraz miałem doskonały widok – jego buźkę. Zacząłem się zastanawiać, czy podczas naszych „igraszek” pod prysznicem nie byliśmy zbyt głośni. W końcu nie byliśmy w domu sami, a jeśli G&G byli w tym czasie na górze… Przecież ich pokój jest naprzeciwko naszego! Cóż, miałem nadzieję, że już wtedy nie było ich w domu.
                Tyle że tu też pojawiał się problem. Ja naprawdę się bałem, że coś im się stanie. W końcu… nie znasz dnia ani godziny,..
                Patrzyłem na Billa i rozmyślałem, aż w końcu odpłynąłem…
                Gdy się obudziłem, nie było go już przy mnie. Ziewnąłem, po czym niechętnie wstałem i przeciągnąłem się. Postanowiłem ruszyć na poszukiwania brata. Znalazłem go w salonie, gdzie był nie tylko on, ale też Andreas i David. Ten pierwszy chodził nerwowo w tę i z powrotem, drugi zaś też „spacerował” po pomieszczeniu, rozmawiając z kimś przez telefon. Bill siedział na kanapie i patrzył w jeden martwy punkt. Czując, że coś jest nie tak, usiadłem obok bliźniaka i spytałem:
                - Co się stało?
                - Gustav i Georg zaginęli.
                Cholera!
                - Jak to zaginęli?
                - Mieli wyjść na godzinę, a tymczasem nie ma ich już pięć godzin. – Nie patrzył na mnie, gdy to mówił. Cały czas wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą, za telewizorem. Nawet rzadko mrugał.
                - Może po prostu zasiedzieli się u jakiegoś kolegi? – podsunąłem myśl.
                Czarny pokręcił głową.
                - Andreas obdzwonił już wszystkich.
                - Pamiętał numery?
                Bill prychnął. Po chwili wtulił się we mnie.
                Zastanawiałem się, gdzie mogli być G&G. Czy naprawdę zaginęli? Czy wszystko z nimi w porządku?
                Okazało się, że nasz menadżer dzwonił na policję, ale nie chcieli przyjąć zgłoszenia, bo nie minęło jeszcze czterdzieści osiem godzin. Tylko że w ciągu czterdziestu ośmiu godzin może się zdarzyć wszystko! Dlatego Andreas i  David postanowili, że zaczekamy jeszcze pół godziny, a potem sami zaczną szukać chłopaków. Osobiście nie wiedziałem, na co oni chcą czekać. Powinni już dawno objeździć chociaż okolicę! W końcu, gdy mieli wychodzić, zadzwonił telefon Andreasa. Spojrzał na wyświetlacz komórki i zbladł.
                - H-halo? – Po chwili zbladł jeszcze bardziej. – Wypuśćcie ich… błagam – niemal szepnął. – Ale… - Wzdrygnął się. Najwyraźniej rozmówca cos wykrzyczał. – Dobrze… Tak. – Rozłączył się, a potem przełknął ciężko ślinę. – Mają ich ci, którzy włamali się do mojego domu, a potem porwali Toma. – Wziął głęboki oddech. – Powiedzieli, że wypuszczą ich, jeśli wy zajmiecie ich miejsce – zwrócił się do mnie i Billa. – A właściwie ty, Tom.
                - Nie!!!

3 komentarze:

  1. Andreas jest dziwny... Widać, że nie chcę stracić chłopaków, ale i tak knuje z tymi bandziorami. Do tego mówią mu, że chłopaki mają nie wychodzić, ale on nie słucha. Przecież wiedział, że coś im się może stać.
    A co jeżeli Andreas współpracuje z bandziorami, a tak naprawdę chcą się pozbyć bliźniaków?? Chlip... chlip...
    Weny
    Tracheotomie

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde, to mnie zaskoczyłaś.
    Serio, wszystkiego bym się spodziewała ale Tom w zastępstwie? Wow, szacun:)
    Baardzo niecierpliwie czekam na cd,
    Buziaki
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie ci to opowiadanie wychodzi :D Czekam na kolejny odc :D

    OdpowiedzUsuń